Google płaci naukowcom za przychylność w pracach badawczych

Google płaci naukowcom za przychylność w pracach badawczych

Google płaci naukowcom za przychylność w pracach badawczych
Mariusz Błoński
14.07.2017 12:26, aktualizacja: 14.07.2017 16:17

Organizacja Campaign for Accountability (CfA) sporządziła w ramach Google Transparency Project raport pod wymownym tytułem Google Academics Inc. Dowiadujemy się z niego, że Google płaci naukowcom i ekspertom. Pod uwagę wzięto wszelkie opracowanie sfinansowane przez Google'a, niezależnie od tego, czy ich treść była po myśli przedsiębiorstwa. Niektóre z nich krytycznie podchodziły do pomysłów Google'a, ale przeważająca większość wspierała politykę firmy i jej opinie prawne.

Analitycy CfA natrafili na 329 prac badawczych stworzonych w latach 2005-2017, które dotyczyły kwestii prawa i polityki będących w kręgu zainteresowań Google'a, a których autorzy pośrednio bądź bezpośrednio byli przez Google'a opłacani. O ile same ekspertyzy, mające poprzeć czyjeś racje nie są niczym złym, to jednak problem pojawia się, gdy brak jest informacji o tym, że zainteresowany miał wpływ finansowy na ich powstanie. A w większości przeanalizowanych prac tak właśnie było.

Wśród wspomnianych 329 opracowań większość, bo 179 było bezpośrednio finansowanych przez Google'a, a 150 firma finansowała pośrednio. Jednak fakt finansowania został ujawniony tylko w 113 przypadkach. W 131 przypadkach finansowania bezpośredniego i 85 finansowania pośredniego czytelnik nie wiedział, że np. opinia prawna dotycząca interesującej Google'a ustawy została przez Google'a sfinansowana.

Autorzy raportu zauważyli też, że liczba opracowań finansowanych przez wyszukiwarkowe przedsiębiorstwo zwykle rosła w czasie, gdy znajdowało się ono pod obstrzałem urzędów antymonopolowych lub też gdy Google miało okazję poskarżyć się urzędnikom na konkurencję. Na przykład Google rozpoczął finansowanie badań nad kwestiami antymonopolowymi w roku 2011, kiedy to firmie zaczęły przyglądać się amerykańskie urzędy antymonopolowe. Zresztą opracowania tego typu, a sfinansowano ich 113, stanowią największą grupę wśród płac opłaconych przez Google'a. W latach 2011-2013 firma sfinansowała co najmniej 50 badań dotyczących prawa antymonoplowego. Gdy w 2013 roku Federalna Komisja Handlu zamknęła śledztwo przeciwko firmie, jej zainteresowanie tymi kwestiami wyraźnie się zmniejszyło. Druga fala finansowania takich badań miała miejsce w 2015 roku, gdy Komisja Europejska oficjalnie złożyła skargę na działania Google'a.

Google to bogata firma, więc stać ją na wynajęcie najlepszych. CfA informuje, że przedsiębiorstwo płaciło naukowcom, think-tankom, firmom prawnym i konsultantom m.in. z MIT, Uniwersytetów Harvarda, Stanforda, Kalifornjskiego, Columbia czy Rutgers. Badania i opinie zamawiano też w Uniwersytecie w Oksfordzie, Edynburgu, Berlińskiej Szkole Ekonomii, Uniwersytecie Heinricha Heine czy Uniwersytecie Katolickim w Leuven.

Autorami niektórych byli poważani naukowcy i prace te wydają się wykorzystywać dobre metodologie, jednak wiele innych nie spełnia podstawowych wymagań stawianych przed pracą naukową. Wiele z finansowanych przez Google prac nie było publikowanych w czasopismach recenzowanych. [...] Google finansował też prace, które są jedynie niepopartymi żadnymi dowodami opiniami udającymi badania naukowe. Nasze analizy sugerują, że Google wykorzystuje finansowanie badań akademickich nie do zdobywania czy poszerzania wiedzy, ale jako narzędzie propagandowe oraz w celu uzyskiwania większych wpływów, czytamy w raporcie. Google nie jest pierwszą firmą, która sponsoruje badania naukowe by osiągnąć własne cele polityczne. Jednak nasze analizy wskazują, że Google jest jednym z tych przedsiębiorstw, które w najnowszej historii najczęściej korzystają z takich praktyk. Jest to tym bardziej uderzające, że oficjalnie firma wielokrotnie mówi o swoim przywiązaniu do nauki najwyższej jakości. W ten sposób Google dołączyło do tych sektorów biznesu, które mają korupcjogenny wpływ na środowisko akademickie, tak jak sektor tytoniowy wpływał na badania nad wynikami palenia papierosów czy przemysł wydobywczy wpływa na badania nad zmianami klimatu.

Wątpliwości co do praktyk Google'a pojawiają się od lat. W 2006 roku firma przekazała 2 miliony dolarów działającemu na Uniwersytecie Stanforda Centrum Badania Internetu i Społeczeństwa, założonemu przez słynnego Larry'ego Lessinga, zwolennika znacznego poluźnienia praw autorskich. Niedługo później pojawiły się opinie etyków, że Uniwersytet nie powinien zaakceptować darowizny, gdyż była ona ściśle związana z korzyściami biznesowymi, jakie Google odnosił z prac Lessinga. Sam Lessing zapewniał wówczas, że darowizna nie wpływa na jego pracę naukową i obiecał, że Centrum nie będzie brało udziału w żadnych sporach prawnych, w które będzie zamieszany Google. Jednak już miesiąc później Lessing i jego Centrum brało brało udział w sprawie sądowej dotyczącej bezpośrednio Google'a.

Innym przykładem niech będzie profesor Daniel Sokol z University of Florida, autor pracy naukowej, w której stwierdza, że przechowywanie przez Google'a danych użytkowników było legalne. Sokol ujawnił, że pracuje dla pewnej firmy prawniczej, nie ujawnił jednak, że Google jest klientem tej firmy. Ponadto, jak wynika z e-maili zdobytych przez dziennikarzy, Sokol pisał do Google'a, z prośba o przelanie 5000 dolarów, jak ostatnim razem, za udział w pewnej konferencji online. Tymczasem Google zaprzecza, by płaciło.

Raport CfA wymienia liczne przykłady budzących w wątpliwość zachowań, ale przytacza też i takie, co do których nie ma wątpliwości, że były etyczne. Dowiadujemy się np., że profesor Daniel Crane z University of Michigan odmówił przyjęcia od Google'a pieniędzy za pracę, która wypowiadała się przeciwko regulacjom antymonopolowym na rynku wyszukiwarek. Pieniądze to fajna rzecz, ale mi chodzi o obiektywne badania naukowe, stwierdził uczony.

Google ostro zareagowało na raport CfA. Koncern stwierdził, że jest on wysoce mylący i zapewniło, że zawsze wymaga od finansowanych przez siebie naukowców, by informowali o tym, iż firma im płaci. Skrytykował też CfA za to, że samo nie ujawnia swoich powiązań finansowych. W ubiegłym roku w Fortune ukazał się artykuł pt. Oracle Is Funding a New Anti-Google Group, którego autor donosił, że założone właśnie Center for Accountability ukrywa fakt, że jest finansowane przez Oracle'a, który jest szczególnie zainteresowany Google Transparency Project.

Korporacje prowadzą więc ze sobą walkę wykorzystując w tym celu dziennikarzy, naukowców, ekspertów i organizacje społeczne. A my możemy się temu przyglądać i próbować ocenić, komu w tym wszystkim bardziej wierzymy.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (70)