Stagefright pokazał, że system aktualizacji Androida można wyrzucić na śmietnik

Stagefright pokazał, że system aktualizacji Androida można wyrzucić na śmietnik11.08.2015 11:21
Redakcja

W ostatnich dniach mogliśmy zauważyć gorączkowe reakcje twórców Androida, a także wielu producentów sprzętu korzystających z tego systemu. Wszystkiemu winna jest luka Stagefright, która umożliwia przejęcie kontroli nad urządzeniem za sprawą spreparowanego MMS-a. Sytuacja ta obnaża katastrofalną sytuację i złe decyzje projektowe, jakie zapadały w Google.

Interesujące rozważania na ten temat znajdziemy na łamach Ars Technica i choć za sprawą pewnych słów mogą one doprowadzać do wojny użytkowników w komentarzach, trudno się z nimi nie zgodzić. Co prawda Google, Samsung i LG zapowiedziały cykliczne łatki bezpieczeństwa, ale kto tak naprawdę z tego skorzysta? Jak na razie wiadomo, że poprawki takie otrzymywać będą jedynie urządzenia z wysokiej półki cenowej, a i to niezbyt stare. Przewidywania mówią o tym, że producenci zabezpieczą zaledwie 2,6% urządzeń, bo właśnie tyle jest wspieranych i działa obecnie pod kontrolą Androida 5.1. Co z całą resztą? Te miliony użytkowników nie są już dla producentów istotne, no chyba że kupią nowe urządzenia.

Android jest obecnie najpopularniejszym systemem mobilnym. Gdybyśmy jednak w statystyki wrzucili wszystkie możliwe platformy, to okazuje się on również niemal najpopularniejszym systemem w ogóle: liczba smartfonów i tabletów jest tak duża, że udział jest zaledwie kilka procent niższy od Windows 7 (dane za StatCounter). Taka popularność jest zaletą, rodzi także poważne problemy związane z bezpieczeństwem. Luka w jakimś kluczowym dla systemu składniku oznacza narażenie na atak wszystkich jego użytkowników. Właśnie coś takiego stało się w przypadku Stagefright i najprawdopodobniej sytuacja będzie powtarzać się w przyszłości. Dlaczego? Bo cały model aktualizacji tej platformy jest nieprzystosowany do tego, aby obsługiwać taką liczbę urządzeń.

Kilka lat temu Android w świadomości użytkowników nie istniał. Firma Google przekonała producentów i klientów, że jej system jest lepszy: otwarty, darmowy, gdzie każdy może go współtworzyć, a nie tak jak w przypadku oprogramowania Apple i Microsoftu jedynie płacić za czarną skrzynkę niemalże nie do ruszenia. Wtedy aktualizacje nie były żadnym problemem. Wzrost popularności sytuację zmienił. Teraz nad oprogramowaniem pracuje Google. Kod trafia do producentów sprzętu, a oni dodają swoje nakładki i własne aplikacje. Zanim całość trafi na koniec, do użytkownika, najpierw musi przejść przez operatorów. Ci oczywiście również chcą wyciąć dla siebie kawałek tortu – dodają własne aplikacje, reklamy i inne elementy. Taką drogę przechodzą także aktualizacje, które za sprawą oszczędności i kosztów na poszczególnych etapach na ogół do użytkownika już nie docierają.

Konfrontacja z systemem od Apple stawia Androida na z góry przegranej pozycji. Choć ostatnio wiele można zarzucić bezpieczeństwu iOS i OS X, w zasadzie wszystkie aktualizacje bezpieczeństwa otrzymują. To jednak pewien ewenement, a weźmy pod uwagę, że portfolio tej firmy jest bardzo skąpe i nad wyraz drogie. Mimo wszystko znaleźć można coś, co pokazuje, że da się lepiej: Windows. Zarówno ten mobilny, jak i desktopowy. Przykłady? Użytkownicy systemu Windows XP otrzymywali aktualizacje zabezpieczeń przez trzynaście długich lat. Osoby używające Visty nadal mogą na nie liczyć, a wsparcia dodatkowe dla najpopularniejszego obecnie Windows 7 zakończy się dopiero w 2020 roku. Oczywiście, specjaliści wynajdują w tym systemie bardzo dużo luk, ale odrzucając na bok kwestie związane z dziurawym oprogramowaniem firm trzecich (np. Flash Player, Java, Reader), sytuacja nie wygląda tak źle – a każdy z włączonym Windows Update może liczyć na poprawki przez bardzo długi czas.

Mobilna wersja tego systemu to zupełnie inne podejście. Microsoft chyba uczył się na błędach konkurencji. Windows Phone posiada mechanizm aktualizacji, którego ani producenci sprzętu, ani tym bardziej operatorzy nie mogą w żaden sposób naruszać. W efekcie klienci otrzymują aktualizacje bezpośrednio od twórców systemu. Nawet w sytuacji, gdy jakaś firma nie zdecyduje się na zaktualizowanie całego oprogramowania do nowej wersji, Microsoft wciąż może dostarczać istotne poprawki bezpieczeństwa. Przykład HTC 8S, a obecnie produktów Kaazam pokazuje, że i tutaj mamy do czynienia ze zjawiskiem fragmentacji, niemniej nie wpływa ona znacząco na bezpieczeństwo platformy, a jedynie na jej funkcjonalność (choć dla większości użytkowników proporcje ważności tych dwóch spraw są zapewne odwrotne). Ułatwia to również prace w Microsofcie, bo wyraźne wymagania dotyczące obsługiwanego sprzętu ograniczają zakres podzespołów, jakimi firma ta musi się zajmować.

Co więc można zrobić w tej sytuacji? Niewiele: problemy leżą u podstaw i nie da się tego zupełnie odkręcić. Google może wymuszać na producentach używanie jedynie dodatkowych aplikacji, dodatkowo zapewnia coraz lepsze wsparcie i aktualizacje przez własne usługi – przykładem jest choćby wydzielony komponent WebView, który również stał się celem ataku, a który w Androidzie 5.0 Lollipop i nowszych jest aktualizowany przez sklep Play. Rzecz w tym, że nie wszystkie składniki systemu da się aktualizować w ten sposób zaś całkowite zamykanie systemu i odrzucenie możliwości tworzenia nakładek jest rozwiązaniem niemożliwym do wdrożenia. Nie da się też w jakiś magiczny sposób zamienić wszystkich starszych urządzeń na nowe – producenci zapewne by tego chcieli (nie za darmo), ale jeżeli coś spełnia nasze oczekiwania, to dlaczego mielibyśmy to zmieniać dla samej nowości jako takiej?

Zamiast tego stosuje się więc rozwiązania-prowizorki: skanowanie zewnętrznych aplikacji, polecanie korzystania jedynie ze sklepu Play i innych oficjalnych źródeł. Problemu to jednak w żaden sposób nie rozwiązuje, czego przykładem jest sytuacja związana z luką Stagefright: miliony użytkowników z całego świata mogą stracić własne dane i tożsamość internetową za sprawą jednego spreparowanego MMS-a. Te same miliony nie mogą liczyć na aktualizacje. Bo nie, bo wymagałoby to ogromnych zmian w systemie, a poza tym uderzyło zarówno w producentów, jak i operatorów. Pytanie brzmi więc: co się stanie, gdy znów dojdzie do takiej katastrofy? Może wtedy użytkownicy postanowią zmienić urządzenie na takie, które, choć nie zapewnia tylu funkcji, oferuje większe bezpieczeństwo? Czy jednak istnieje taka alternatywa? Microsoft i Apple oferują rozwiązania zamknięte, a te trudno nazwać bezpiecznymi.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.