E-stonia, czyli jak Estonia zrobiła pierwszy krok ku dobrowolnemu państwu bez granic

E‑stonia, czyli jak Estonia zrobiła pierwszy krok ku dobrowolnemu państwu bez granic

E-stonia, czyli jak Estonia zrobiła pierwszy krok ku dobrowolnemu państwu bez granic
25.01.2015 21:43, aktualizacja: 26.01.2015 07:43

Zdarzało się nie raz, że w publikowanych na naszych łamachartykułach używaliśmy neutralnego z politologicznej perspektywyterminu „reżim” na określenie władz krajów, które nie sąpostrzegane jako dyktatury. Nawet jeśli jest to pewnego rodzajunadużycie (znaczenie „reżimu” w języku potocznym jestzdecydowanie pejoratywne), to ma ono głębszy sens, szczególniedziś, gdy Internet stał się integralną częścią rzeczywistości.Internet przyzwyczaił nas bowiem do swobodnego wyboru. Niezadowoleniz Gmaila mogą przenieść skrzynkę pocztową do Outlook.com.Niezadowoleni z Outlooka mogą przenieść się do Zoho.Niezadowoleni z Zoho mogą uruchomić własny serwer poczty – bokto im zabroni sięgnąć po qmaila na Debianie? Ta normalna dlacyberprzestrzeni wolność wyboru w rzeczywistości politycznejpraktycznie nie istnieje. Obywatel niezadowolony z polityki swojegopaństwa wcale łatwo państwa zmienić nie może. Niemal wszyscyludzie na Ziemi żyją pod jurysdykcją organizmów państwowych,zdecydowana większość z nich umrze w ramach tych samych struktur,w których się narodziła. Nie zawsze jednak tak było. Okreseuropejskiego średniowiecza był pod względem samej koncepcjipaństwowości znacznie bardziej elastyczny. Koniec feudalizmu tozarazem początek dominujących do dziś państw narodowych. Czyjednak na tym ma skończyć się polityczna historia ludzkości?Eksperyment prowadzony w Estonii pokazuje, że przyszłość możewyglądać w tej kwestii bardzo odmiennie od tego, do czegoprzywykliśmy.

Nie podoba się? Zmień sobie państwo na lepsze

Dość znany internetowy komiksiarz Zach Weinersmith (SaturdayMorning Breakfast Cereal) popełnił w zeszłym roku ciekawąksiążeczkę pt. Polystate: a Thought Experiment inDistributed Goverment (Wielopaństwo: eksperyment myślowy wrozproszonej formie rządów). Rozważa w niej ciekawy problem: jakwyglądałby świat, gdyby władza rządów nie rozciągała się nadziemią, lecz nad umysłami swoich obywateli? Takie wielopaństwoWeinersmitha jest geopolitycznym bytem, w którym występuje wieleantro-państw. Każde takie antropaństwo składa się z obywateli,którzy przyjęli prawa pewnego niegeograficznego państwa. Każdy zobywateli wielopaństwa może swobodnie zmieniać antropaństwazgodnie ze swoimi poglądami, nie musząc udawać się na fizycznąemigrację.

Tak jak dziś, w ramach normalnego demokratycznego państwakatolicki integrysta zobowiązany jest przestrzegać prawstanowionych, będących efektem parlamentarnej ścieżkilegislacyjnej, tak w wielopaństwie taki integrysta mógłbyzdecydować się na życie w katolickim antropaństwie, któregoprawa, wywiedzione np. wprost z nauk św. Tomasza dotyczyłyby tylkojego – i innych katolików, nie miałyby natomiast władzy nadżyjącymi w wielopaństwie komunistami, anarchokapitalistami,socjaldemokratami czy liberałami. Pozostaje oczywiście problemsporów pomiędzy samymi mieszkańcami wielopaństwa należącymi doróżnych antropaństw, ale i tu znane są historyczne rozwiązaniatakich sytuacji. W imperium osmańskim funkcjonował np. systemmilletów, dzięki którym nieislamskie ludy o różnych religiach ikulturach mogły żyć w relatywnej harmonii. Millety ustanawiaływłasne prawa, zbierały własne podatki, miały pełną suwerennośćw kwestiach sądowniczych nad swoimi członkami. Gdy członek jednegomilletu popełnił przestępstwo przeciwko członkowi drugiegomilletu, stosowano po prostu prawa strony poszkodowanej.

Millety imperium osmańskiego (źródło: Wikimedia)
Millety imperium osmańskiego (źródło: Wikimedia)

Dzisiaj w erze wszechpotężnych państw narodowych samopomyślenie, że mogłoby być inaczej, jest trudnym wyzwaniem. Takiewyzwanie podjęli jednak politycy Estonii. Ten niewielki kraj,liczący ok. 1,3 mln mieszkańców, chce w ciągu najbliższychdziesięciu lat pozyskać około 10 mln e-rezydentów, czyli ludzi,którzy dobrowolnie zdecydowali się powiązać z Estonią swojeżyciowe przedsięwzięcia, nawet jeśli nie znają ani słowa poestońsku.

ID-kaart, bo żyjemy w XXI wieku

Fundamentem całego projektu jest rozwiązanie, które w samejEstonii funkcjonuje od 2007 roku – ID-kaart, czyli estoński dowódosobisty. Od znanych nam polskich dowodów osobistych różni sięprzede wszystkim umieszczeniem w nim czipu, przechowującego kluczoweinformacje o tożsamości posiadacza: imienia i nazwiska, krajowegonumeru identyfikacyjnego, ale przede wszystkim kluczykryptograficznych, dzięki którym można podpisywać cyfrowedokumenty. Taki cyfrowy podpis, na mocy estońskiego prawa, jestcałkowicie równoważny odręcznemu podpisowi na fizycznymdokumencie. Dzięki cyfrowemu ID-kaart możliwe stało się nie tylkokorzystanie z rozmaitych usług estońskiej e-administracji, kupowanie biletów na transport publiczny czy rejestrowanie się dolekarza (ID-kaart obsługuje już łącznie ponad 4 tys. usług), aleteż już dwukrotne przeprowadzenie internetowych wyborówparlamentarnych.

Estonian ID card safe and easy

A co, jeśli ID-kaarty zaoferować ludziom spoza Estonii? 21października 2014 roku parlament tego kraju jednogłośnie przyjąłustawę, na mocy której estońskie cyfrowe narzędzia tożsamościbędzie można zaoferować obywatelom innych krajów. Programotrzymał oficjalną nazwę e-Residency (e-rezydentura). Otrzymaniee-obywatelstwa nie oznacza co prawda uzyskania praw obywateliEstonii, nie daje nawet prawa wjazdu na terytorium tego kraju, alezapewnia dostęp do bezpiecznych e-usług, z których Estończycykorzystają już od lat. Władze Estonii mówią otwarcie: zmierzamydo idei państwa, które nie ma granic.

Toomas Hendrik Ilves, prezydent Estonii i wielki zwolennik E-stonii
Toomas Hendrik Ilves, prezydent Estonii i wielki zwolennik E-stonii

Obywatele E-stonii (bo tak nieoficjalnie zaczęto nazywaćwirtualną wspólnotę tych, którzy zdecydowali się wystąpić oe-Rezydenturę Estonii) otrzymują więc swoją ID-kaart, zawierającącertyfikaty i klucze pozwalające na zalogowanie się do świadczonychprzez estoński sektor prywatny i państwowy usług elektronicznych,jak również bezpieczne podpisywanie dowolnego typu cyfrowegodokumentu. Co szczególnie istotne, podpis taki jest prawnie wiążącyna terenie całej Unii Europejskiej, można go także stosować wumowach cywilnych zawartych we wszystkich krajach świata.

Człowiek wyposażony w estoński dowód osobisty możewięc błyskawicznie podpisać dowolny dokument, w ciągu kilku minutzałożyć konto w estońskim banku, przeprowadzać transakcje onlineniezależnie od miejsca zamieszkania, a co szczególnie ciekawe – wciągu co najwyżej godziny założyć w Estonii działalnośćgospodarczą, i zdalnie rozliczać swoje podatki z estońskim urzędemskarbowym (który jest tak uprzejmy, że przyjmuje deklaracje nietylko po estońsku, ale też w języku angielskim).

Tak dla biznesu, nie dla oszustów

Póki co uzyskanie estońskiej e-rezydentury wymaga pewnychdziałań pozainternetowych. Co prawda o swoją kartę wystąpićmoże każdy, kto skończył 18 lat, ale by było to skuteczne, musiodwiedzić posterunek estońskiej straży granicznej, wypełnić tampapiery, dać sobie zeskanować odciski palców i zrobić zdjęcietwarzy, a następnie zapłacić 50 euro i poczekać do dwóchtygodni. W tym czasie estońskie służby mają sprawdzić tożsamośćzainteresowanego i stan jego karalności – tak by uniknąćwydawania kart oszustom i przestępcom. Do końca tego roku procesten ma jednak ulec uproszczeniu, tak by nie trzeba było odwiedzaćEstonii, by uzyskać jej e-Rezydenturę. Docelowo karta wydawana mabyć w ambasadach tego kraju na całym świecie.

Władze Estonii wyraźnie nie chcą straszyć innych krajów tymco robią, na każdym kroku więc podkreślają, że chodzi przedewszystkim o ułatwienie prowadzenia interesów, zaoferowaniealternatywy dla obywateli krajów, które są technicznie zacofane inie potrafiły dotąd wprowadzić uniwersalnego systemuelektronicznej tożsamości. Napoczątku chodzi oczywiście o przyciągnięcie przedsiębiorców,naukowców, studentów, ludzi mediów. Dziś w Estonii działa 80tys. firm – Taavi Kotka, sekretarz generalny komisji systemówinformatycznych, stwierdził, że jeśli w ciągu najbliższych latuda się tę liczbę podwoić, to będzie to wielkie osiągnięcie.Wierzy on, że w pełni przezroczysty i przyjazny dla firm systempodatkowy, wysoce rozwinięta infrastruktura internetowa i fiskalnezachęty dla inwestorów sprawią, że estońskie firmy uzyskająwięcej klientów, a sam kraj – więcej kapitału. Co bowiemszczególnie istotne, wszystkie zyski e-rezydentów reinwestowane wEstonii mają być całkowicie wolne od podatku.

W tle tych wypowiedzipobrzmiewają jednak bardziej śmiałe nuty. Siim Sikkut, doradcaestońskiego rządu ds. komunikacji i technik informatycznych wudzielonym dla amerykańskiej prasy wywiadzie stwierdził: naszrząd szuka sposobów na uczynienie Estonii, małego kraju z 1,3 mlnobywateli, czymś większym na świecie, niż bylibyśmy normalnie –wspólnotą e-Estończyków.

E-stończycy: bliscy sobie, nawet jeśli dalecy

Taka wspólnota zaczęła powstawać wrzeczywistości. Pierwszym estońskim e-rezydentem został brytyjskidziennikarz Edward Lucas, który otrzymał swoją kartę bezpośredniood prezydenta kraju, Toomasa Hendrika Ilvesa. Lucas żyje na co dzieńw Londynie i zna estoński na podstawowym poziomie, i przez wiele latpracował w stolicy kraju, Tallinie, jako dziennikarz-korespondent. Wudzielonym później wywiadzie stwierdził, że dla niego największązaletą e-rezydentury jest możliwość korzystania z cyfrowegopodpisu w dowolnym kraju Unii Europejskiej – np. by kupić onlinebilet na pociąg w Niemczech. Już niebawem jednak zamierza zrobiccoś więcej – przenieść swoją niewielką firmę, prowadzonąwspólnie z małżonką, do Estonii – i w Estonii płacić podatki.

Pierwsza wydana elektroniczna karta e-rezydenta Estonii
Pierwsza wydana elektroniczna karta e-rezydenta Estonii

Po Lucasie o swoją kartę wystąpićjuż miało kilka tysięcy osób z całego świata. To grupa, któratrzyma się razem. The Guardian przytacza historię Cathy Wang,pochodzącej z Tajwanu kanadyjskiej projektantki interfejsówużytkownika, która utkwiła w Dubaju bez czytnika estońskiejkarty. Wysłała na Twitterze zapytanie,czy w stolicy Emiratów znajdzie się jakiś Estończyk z czytnikiem,który pożyczyłby go na 10 minut. Chwilę później jej wpis„przećwierkał” sam prezydent Estonii – wszystko po to, bymogła bez problemu złożyć deklarację podatkową dla swojejzarejestrowanej w Estonii firmy.

Czy w ten sposób Estonia staje się pierwszym na świecieantropaństwem? Czas pokaże, jednak jedno jest pewne – rządzącetym maleńkim krajem technokratyczne elity myślą śmielej, niżrządzący krajami znacznie potężniejszymi. Rozważają nawet takiescenariusze jak przeniesienie całej infrastruktury informatycznejkraju do publicznych chmur w razie np. inwazji Rosji, tak by nawetokupowany kraj wciąż mógł świadczyć swoim obywatelom e-usługi.W tej swojej śmiałości nie są jednak jedyni. Wspomniany jużEdward Lucas wspomina, że analogiczny system e-rezydentury chcezaoferować Singapur.

Jeśli jesteście sami zainteresowani estońską e-Rezydenturą,polecamy zacząć od internetowejstrony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tego kraju – tamdokładnie opisany jest proces przystąpienia do E-stonii.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (52)