Nie, nie potrzebujemy "narodowych mediów społecznościowych". Mamy inny problem (opinia)

Nie, nie potrzebujemy "narodowych mediów społecznościowych". Mamy inny problem (opinia)13.01.2021 07:01
Nie, nie potrzebujemy "narodowych mediów społecznościowych" (fot. PxHere CC0)

Pierwszy tydzień 2021 nie należał do przesadnie nudnych w temacie internetu. Twitter zdecydował się zablokować konto Donalda Trumpa, który (regularnie łamiąc reguły portalu już wcześniej) według moderatorów nawoływał do stosowania przemocy. Następnie z obecnością w internecie pożegnał się Parler. Google i Apple zdecydowały się usunąć aplikację Parlera ze sklepów, a wkrótce potem Amazon wykopał chmurową infrastrukturę portalu z hostingu AWS. Serwis miał być bowiem platformą na której zaplanowano zamieszki w DC, a jego właściciel w dość niemiłych słowach odmawiał wprowadzenia silniejszej moderacji, zasłaniając się wolnością słowa.

Przeciwnicy prezydenta Trumpa, a przysporzył ich on sobie dość wielu, ucieszyli się z decyzji Twittera. To normalne: zdecydowana większość osób cieszy się, gdy wygrywa "ich drużyna", niezależnie od okoliczności owego zwycięstwa. Poza usatysfakcjonowanym "należało mu się!" padały także bardziej pragmatyczne argumenty na poparcie blokady. Takie, jak stwierdzenie, że Twitter jest prywatną firmą i może robić co chce, a Trump łamał regulamin portalu notorycznie i to od wielu lat. Były też głosy przeciwne: Twitter wszak nie usuwał kont irańskich i chińskich polityków, nawołujących do przemocy czasem całkiem wprost.

A przykładów "nawoływania do przemocy", za które usunięto konto prezydenta i przez które spadł cały portal konkurenta, na Twitterze jest naprawdę sporo. Choć z drugiej strony, moderacja Twittera ma dużo do roboty. Regularnie usuwa spam, oszustwa, przejawy ekstremizmu i nękania. Publiczne nawoływanie do nienawiści obecne na platformie to bardziej zasługa efektu skali, a nie jawnej odmowy egzekwowania moderacji, jak u Parlera.

Social media to więcej niż usługa

Rozumienie zasad równowagi sił i porządku politycznego każe zakładać jednak, że fakty te nie mają znaczenia. Nie jest istotne, czy ktoś "zasłużył" na bana i czy miał rację mówiąc to, za co został zbanowany. Zgodnie z regulaminem, obywatel Donald J. Trump powinien wylecieć z Twittera już dawno temu. Liczy się jednak co innego: Twitter zablokował Trumpa, bo... mógł to zrobić. Mógł to zrobić także z imamami usprawiedliwiającymi wzbogacanie paliwa jądrowego i przedstawicielami dalekowschodnich partii komunistycznych, ale uczynił to wobec urzędującego (jeszcze) prezydenta "najważniejszego kraju na świecie".

(fot. M. H., Pixabay)
(fot. M. H., Pixabay)

To on został uznany za potencjalne zagrożenie. Ale zagrożenie dla... czego? Ojczyzny? Porządku prawnego, w którym operuje Twitter? Bezpieczeństwa jego użytkowników? Czy może doraźnych, motywowanych politycznie interesów firmy? Oczywiście, trwa dyskusja na ten temat. Toczy się intensywny, choć jałowy spór na temat tego, czy portal egzekwował regulamin, dbał o bezpieczeństwo czy składał ofertę nowemu lokatorowi Białego Domu. Spór ten również nie ma znaczenia. Da się znaleźć tyle samo argumentów dla hipotezy o praworządności, jak i dla hipotezy o oportunistycznym cynizmie. Nie wiemy, o czym dyskutują menedżerowie Twittera. Może po prostu bali się, że oferując Trumpowi platformę, przyczyniają się do budowy kraju pogrążonego w chaosie, a to jest bad for business.

Jack v. Donald

Rzecz, która ma tutaj kluczowe znaczenie, to lokalizacja ośrodka władzy. Okazało się, że to Twitter oraz dostawcy infrastruktury decydują o tym, na jaki temat wolno rozmawiać, a na jaki nie. Ponownie należy tu podkreślić: nie ma znaczenia, czy ban był słuszny, czy nie. Liczy się tylko to, że ukazał on kto stoi u steru. To Twitter uciszył prezydenta, a nie odwrotnie. Ponadto, argument mówiący, że mowa o "prywatnej firmie", co oznacza że takie decyzje nie ograniczają wolności słowa, to nonsens. Jak najbardziej ograniczają. Osoba zbanowana na Twitterze nie traci wszak głosu – zawsze może przecież komunikować się ze swoimi fanami za pomocą ulotek reklamowych i osiedlowej gabloty ogłoszeniowej.

Zresztą, "ograniczanie wolności słowa" jest nieodzowne. Gdyby nie powzięto w połowie lat 90-tych kroków ucinających przerażające procedery na Usenecie, przy braku regulacji internetu dziś żylibyśmy w świecie groteskowo ekstremalnego "chcącemu nie dzieje się krzywda", gdzie można zamawiać heroinę apką smartfonową. Grupy dyskusyjne zostały ograniczone pod względem propagacji, niektóre węzły w ogóle wycięły replikowanie podgrup binaries, niektórzy apelowali o wprowadzenie obowiązkowej imiennej rejestracji.

W czyim imieniu?

Umiejscowienie ośrodka władzy w strukturze pozapaństwowej (social media) zmienia układ sił. Polegające na dobrodziejstwach komunikacyjnych internetu państwa zakładają dziś, że internet działa w ramach umów międzynarodowych i prawa, a nie judgement calls w wykonaniu technokratycznej elity. Jeżeli okazuje się, że owa elita ma możliwość uciszania głów państw, niezależność komunikacyjna państw korzystających z amerykańskich usług zostaje podważona.

Zdecentralizowana natura internetu ulega w ten sposób rozmontowaniu. Powstaje zatem pytanie, czy uzasadnionym jest, by każdy kraj tworzył własne narzędzia komunikacyjne, skoro amerykański Twitter (GMail, Amazon, Facebook...) nie jest bezstronną usługą, a graczem o określonych interesach, kreślącym reguły i wyjątki według własnego upodobania. Czy może powinniśmy pracować nad wprowadzeniem nowego, "socialowego" ośrodka władzy w ramy prawa międzynarodowego i regulować jego działalność na zasadzie dobra publicznego, jak wodociągi i elektrownie?

Porządek ONZ zostaje wyparty przez nowy "Koncert Mocarstw" w wykonaniu amerykańskiego Big Tech
Porządek ONZ zostaje wyparty przez nowy "Koncert Mocarstw" w wykonaniu amerykańskiego Big Tech

Podobnie jak dyskusja na temat sensowności banowania Trumpa mija się z meritum sprawy, chybione są dywagacje na temat narodowych, państwowych mediów społecznościowych. Ich powstanie doprowadziłoby bowiem do przeobrażenia światowych problemów na krajową skalę, ponownie tworząc zakon ludzi pobłogosławionych do świadczenia usług dostępu do prawdy. Nie wspominając o sparaliżowaniu komunikacji międzynarodowej i olbrzymim okładzie organizacyjnym, potrzebnym do utrzymania dedykowanej infrastruktury.

Fediverse
Fediverse

Prawdziwa decentralizacja

Rozwiązanie problemu niezależności komunikacyjnej państw już istnieje, w postaci dostępnych od lat komunikatorów i protokołów społecznościowych. Jabber/XMPP oferuje dojrzały komunikator z obsługą konferencji oraz (z użyciem rozszerzeń) wideo, a także szyfrowania po stronie końcówek. Szereg projektów, jak Diaspora, ActivityPub i OStatus, oferuje infrastrukturalne rozwiązania, pozwalające na tworzenie własnych instancji serwerów społecznościowych z możliwością federowania z innymi. Budowane w ten sposób "fediwersum" umożliwia tworzenie jednolitej, dużej wspólnoty. W przypadku wykluczenia z niej, serwer pozostaje funkcjonalny, jego użytkownicy nie mogą jednak łączyć się z pozostałymi (chyba, że mają na nich oddzielne konto!).

Tak utworzoną sieć da się rozpiąć (ale w obserwowalny i zauważalny sposób), ale nie da się jej zniszczyć. Korzystałaby z istniejących już, opartych o otwarte źródła rozwiązań, bez konieczności "technologicznego nacjonalizmu" i/lub wynajdywania koła od nowa. Wrócilibyśmy dzięki temu do tego, jak internet działał dwie-trzy dekady temu. Usługi IRC i Usenet były jedną wielką siecią, której stan był wspólny dla każdego. Zdarzały się schizmy i podziały, ale były właśnie tym – podziałami. Podział prowadził do powstania dwóch pełnoprawnych, działających sieci. Nie skutkował zniszczeniem jej lub pozostawieniem połowy użytkowników w mroku.

(fot. qoto)
(fot. qoto)

Świat bardzo potrzebuje takiego rozwiązania. Jego powstanie wymagałoby jednak inwestycji o antymonopolowym charakterze, co spotkałoby się z oporem lub frustrującą obojętnością dzisiejszych gigantów. Dzieje się tak już przy najmniejszych próbach. Nie zanosi się na to, (wbrew pozorom) by Polska była pionierem, wyznaczającym trendy w tej dziedzinie. A szkoda.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.