Intel uczy, jak należy porównywać procesory
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Oczywiście tak, żeby układy Intela wypadały lepiej od tych z obozu AMD było rzetelnie. A kluczem ma być wydajność osiągana z dala od gniazdka elektrycznego.
Intel usiłuje wykazać, że porównując ich najnowszy procesor Core i7-1185G7 do konkurencyjnego Ryzena 7 4800U, testerzy robią zasadniczy błąd. Otóż przedstawiają jedynie wyniki przy zasilaniu sieciowym, podczas gdy, jak stwierdzono, wydajność w terenie przedstawia zupełnie inne relacje. Chip AMD ma wówczas ścinać taktowanie.
Jak bardzo? Zdaniem niebieskich, różnica wydajności pomiędzy trybami AC i DC niskonapięciowego Ryzena wynosi średnio nawet 38 proc., nowego Core i7 zaś – 5 proc.
Dowód stanowi kilka popularnych benchmarków, jak PCMark 10, SYSmark 25 czy WebXPRT, a ponadto tzw. RUG-i, czyli scenariusze użytkowe zakładające realizację powtarzalnej sekwencji czynności, np. w pakiecie MS Office. Były one ponoć każdorazowo przeprowadzane na pięciu laptopach z danym chipem.
Co podkreśla Intel, odłączone od prądu Ryzeny maksymalne turbo notują tylko przez parę sekund, po czym ich wydajność znacząco spada.
Czy to prawda? – ktoś zapyta. Odpowiedź brzmi: tak i nie. Producent nie mija się z prawdą, wskazując na zachodzące relacje, ale zapomina jednocześnie, że sam po prostu zaniża limity mocy podawane w specyfikacjach.
Tym samym, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, 15-watowy Core i7 jest taki tylko z nazwy. W rzeczywistości już w bazowym stanie energetycznym potrafi tę wielkość przekraczać, później nawet trzykrotnie, co oczywiście negatywnie odbija się na żywotności akumulatora i kulturze pracy.
Bądź co bądź, Intel postuluje ostatecznie, aby co najmniej połowę testów wydajności nowoczesnych notebooków przeprowadzać na zasilaniu akumulatorowym.