Komputery retro - za czym na pewno nie tęsknimy? (część 1)
Na dzisiejsze komputery i ich jakość łatwo dziś narzekać. Sprzyja to nostalgicznym nastojom i tęsknocie za starym sprzętem i oprogramowaniem sprzed lat. Wspomnienia mają jednak to do siebie, że łatwiej pamiętamy pozytywy niż ciemne strony, a tych było niemało.
Pierwszym elementem, za którym prawdopodobnie nie da się zatęsknić, są kulkowe myszy. Przed stosowaniem sensorów optycznych, myszy były całkowicie mechanicznymi urządzeniami, stosującymi zestaw rolek przesuwanych poprzez toczenie (relatywnie) ciężkiej kuli, obudowanej właściwą myszą, po biurku.
Mechaniczne gryzonie
Tak działające myszy były o wiele bardziej podatne na zabrudzenia i z biegiem czasu trzeba im było czyścić rolki. Kulkowe myszy padały też ofiarą szkolnych i biurowych dowcipów, polegających na rabowaniu ich z kulki. Upowszechnienie myszy optycznych znacząco zwiększyło precyzję tych urządzeń (choć początki tej technologii nie wyglądały zachęcająco), a także zmniejszyło konieczność regularnego oczyszczania ruchomych elementów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziś kulkowych myszek już nie ma, choć kulki, nieco inne, pozostały obecne w innych urządzeniach wskazujących, czyli w trackballach. Dziś jednak nie stosuje się tam rolek tłumaczących ruch, a zwykłych małych łożysk, umożliwiających kulce poruszanie się. Sam sensor ruchu jest już, podobnie jak w myszkach, optyczny. Trackballe są dziś mało popularne. W swojej ofercie mają je firmy Logitech i Kensington.
Urządzenia wskazujące uległy ewolucji na innych polach niż tylko usunięcie kulki. Dzisiejsze myszy zawierają także środkowy przycisk w postaci rolki do przewijania - wcześniej konieczne było ręczne nawigowanie suwakami lub stosowanie klawiatury. Poza myszami, dziś w zasadzie idealnymi, istnieje też zbiór interfejsów jeszcze bardziej naturalnych, w postaci obsługi pióra i dotyku. Za kulkową myszą nikt więc dziś już nie tęskni.
CRT
Drugim elementem zestawu komputerowego, za którym trudno tęsknić, jest już coś bardziej kontrowersyjnego. Monitory kineskopowe. Choć wciąż istnieje grono osób utrzymujących opinię, że niektóre rzeczy są nieoglądalne na monitorach LCD czy nawet OLED, przeciętny biurkowy monitor kineskopowy był ciężkim monstrum o nędznych osiągach i całkiem jednoznacznie szkodliwym wpływie na zdrowie. Choć LCD-ki przez lata pozostawały w tyle z prędkością odpowiedzi i jakością kolorów, miały jedną zaletę: mniej bolała od nich głowa.
Najpaskudniejszą cechą monitorów kineskopowych nie była ich olbrzymia waga (połączona z bolesną nieporęcznością), a wywoływane odświeżaniem CRT migotanie ekranu. Wywoływało ono ból głowy, a w skrajnych przypadkach inne reakcje neurologiczne. W przeciętnym monitorze, częstotliwość odświeżania była dość niska. Zazwyczaj było to 85 Hz, czasami 75, a w bardzo kiepskich modelach - nawet 60. Efekty odświeżania było widać na taśmach filmowych, gdy w kadrze znajdował się monitor - ale efekty te były przede wszystkim odczuwalne przez użytkowników, skarżących się na zmęczone oczy i bóle głowy od migotania.
Tylko najlepsze - i bardzo drogie - monitory oferowały wyższe odświeżanie, jak 100 lub 120 Hz. Często było ono jednak niedostępne ze względu na słabą kartę graficzną lub niedostępny sterownik. Zdarzało się też, że mimo dostępności, nie było ustawione domyślnie. Gdy nadeszła era monitorów LCD, świat został "zresetowany" do mało imponującego odświeżania 60 Hz, ale (szczególnie gdy monitor był podpięty cyfrowym interfejsem) konsekwencje zdrowotne odświeżania ekranów LCD były znacznie mniej dotkliwe.
Kineskopowe BHP
Nie oznacza to, że dziś przesiadując bez końca przed wyświetlaczami LCD nie robimy sobie krzywdy (do czasu przed ekranem warto też doliczyć telefon!). Ale nawet monitor z najniższej półki będzie dziś mniej szkodliwy dla zdrowia niż stare kineskopy. Niemniej, pamiętajmy że choć nie mamy dziś do czynienia z migotaniem od odświeżania, migotać (męcząco, niezdrowo) może samo podświetlenie monitora, replikując niejako szkodliwość dawnego sprzętu w nowym.
Faktem jest jednak, że przyszło czekać długie lata, aż monitory LCD i OLED nadrobią możliwości funkcjonalne swoich kineskopowych poprzedników. W dalszym ciągu inwestycja w porządny OLED (i porządne czernie) to istotne obciążenie dla budżetu i choć żywotność tych urządzeń wyraźnie wzrosła, dalej nie dla każdego jest to wystarczające uzasadnienie do zmiany monitora. Możemy zatem tęsknić za pewnymi aspektami kineskopów, ale ich potężna waga i ujemny wpływ na zdrowie to coś, czego nie da się zignorować.
W drugiej części poruszymy kwestię wymarłych, głośnych awaryjnych i niegdyś wszechobecnych nośników danych, jakimi były dyskietki. Będzie też parę słów o wpływie, jaki cechy dawnego sprzętu mają na dzisiejsze emulatory.
Kamil J. Dudek, współpracownik redakcji dobreprogramy.pl