Playtest Hunted: The Demon’s Forge
Patrząc na sytuację konsolowego "łażenia po lochach i wybijania poczwar wszelkich" to sprawy nie mają się za dobrze - przeszło ostatnio Sacred 2: Fallen Angel, ale jak wiadomo gra nie odniosła większego sukcesu. Wszystkie godne polecenia pozycje ostały się właściwie wyłącznie na zeszłej generacji sprzętów - to tu królowały dzieła pokroju Champions of Norrath czy nieco przemodelowane względem wersji PC Baldur's Gate - Dark Alliance. Wiarę, że nie wszystko jeszcze stracone przywróciła na szczęście Bethesda, ochoczo zapowiadając Hunted: The Demon’s Forge. Dane nam było wypróbować, jak dobrze sprawuje się oto w akcji najnowszy tytuł inXile Entertainment.
Co odróżnić ma ten projekt od skąpej konkurencji to przede wszystkim duży nacisk położony na współpracę między dwójką bohaterów. W Hunted przyjdzie się nam wcielić w barbarzyńcę o imieniu Caddoc oraz elfkę, niejaką E’larę. Oboje są najemnikami wysłanymi z misją odnalezienia zaginionych ludzi, porwanych najprawdopodobniej przez demony. Rzecz jasna postacie mają odrębne, charakterystyczne dla swojej klasy umiejętności. Jeżeli preferujecie magię i walkę na dystans pewnie przypadnie Wam do gustu uszata dziewczyna. Człowiek natomiast to typowy mięśniak, lubiący starcia twarzą w twarz z przeciwnikiem - tarcza osłoni go przed atakami poczwar, pomacha mieczem lub toporem.
Z początku ciężko przyzwyczaić się do sterowania i samej perspektywy ukazania akcji. Nie jest to z pewnością klasyczne „hack'n'slash”, gdzie zazwyczaj mieliśmy rzut izometryczny. Tu kamera osadzona jest za naszymi plecami, trudno nie dopatrzyć się pewnych podobieństw do Gears of War. Nie chodzi wyłącznie o to, że Caddoc gabarytowo dorównuje Marcusowi oraz reszcie "trybów", czy też fakt, iż porusza się ociężale, ale Hunted: The Demon’s Forge to pierwsza gra tego typu, w której spotkałem się z systemem zasłon. W ogrywanej partii akurat się z tego nie korzystało, gdyż na drodze stanęli głównie przeciwnicy z mieczami, a krycie się przed nimi nie miało najmniejszego sensu. Co innego zapewne, jeżeli chodzi o łuczników lub magów – w tym wypadku chowanie się za osłoną będzie wskazane.
Siła Hunted ma tkwić po części w walce oraz ogólnie rozumianym zbieractwie. W czasie starć z przeciwnikami na okrągło trzeba się nawzajem pilnować - E’lara jest świetna z daleka, lecz kiedy obskoczy ją kilku oprychów zwyczajnie sobie z nimi nie poradzi. Z pomocą musi zjawić się Caddoc - bez najmniejszego problemu powala naraz nawet kilku nieprzyjaciół. Kooperacja naturalnie nie kończy się tylko na tym. Elfka może w każdej chwili rzucić nam fiolkę z magicznym napojem regenerującym siły lub zamienić lecącego na nas delikwenta w lodowy posąg, który następnie z dziecinną łatwością roztrzaskamy. Opcji łączenia ataków jest kilka i widać, że dołożono wszelkich starań, aby wręcz wymusić na graczach płynną współpracę.
[break/]Z poległym maszkar wysypywać się będą naturalnie na potęgę przeróżne drogocenne przedmioty. Przypadła nam do gustu ogromna ilość broni, jaką mogliśmy podnieść - o wszelkie tarcze, miecze czy topory niemal się potykaliśmy, a każdy nowo zdobyty oręż z miejsca prosił się o krótkie przetestowanie na pobliskim goblinie. Miłym dodatkiem jest także możliwość wymieniania się sprzętem między sobą. W pełnej wersji ponoć nie zabraknie ponadto rzeczy, które rozpoczną poboczne zadania. Hunted: The Demon’s Forge ma do tego oferować mnogość ścieżek wyboru oraz misji, na jakie przyjdzie się duetowi udać. Choć trudno się było tego dopatrzeć w niezwykle liniowej miejscówce z demka...
Tłem opowieści jest mroczny świat fantasy, gdzie zło powoli, acz systematycznie, przejmuje kontrolę nad krainą Kala Moor. Klimat został świetnie uchwycony, a to dlatego, że na każdym kroku widać śmierć i ślady zamierzchłych konfliktów. Projekty postaci, jak też atakujących nas stworów, może specjalnie się nie wyróżniają na tle innych pozycji tego typu, lecz miło, iż w końcu dane mi było posterować brudnym oraz odpychającym osiłkiem, nie zaś wymuskanym rycerzykiem w lśniącej zbroi. Do oprawy trudno się specjalnie przyczepić - bohaterowie poruszają się dosyć wiarygodnie, specjalne ataki dodatkowo podkręcają wywołujące oczopląs rozbłyski... Trochę miejscami gubiła się kamera, lecz liczę, że tą i kilka mniejszych wpadek ekipa inXile wyłapie przed premierą.
Mam duże oczekiwania co do Hunted: The Demon’s Forge, ponieważ dopatruję się w tej produkcji swoistego powrotu do „staroszkolnego” plądrowania podziemi i zdobywania coraz to nowszych broni oraz magicznych przedmiotów. Tytuł zaoferuje tryb dla samotnego gracza, kiedy to kontrolę nad drugą postacią przejmuje konsola, ale warto pozycję będzie nabyć dla kooperacji - współpraca między dwójką "żywych" bohaterów w czasie walki oraz rozwiązywania zagadek wypada wyjątkowo dobrze. Mam nadzieję, że deweloper stanie na wysokości zadania, aby faktycznie dostarczyć produkt wielowątkowy. Oby liniowości było jak najmniej.