W Microsofcie bez zmian, czyli trochę logiki, trochę absurdu. Recenzja Surface Laptop Go
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Surface Laptop Go to najmłodszy członek rodziny Microsoft Surface. Mimo iż z założenia ekonomiczny, trochę paradoksalnie okazuje się też jednym z najciekawszych Surface'ów w ostatnim czasie. Swoje wady ma, niektóre aż kuriozalne, ale patrząc przez pryzmat ceny, całość wygląda naprawdę sensownie. W końcu.
Gdybym miał w kilku słowach podsumować dotychczasowe Surface Laptopy, to powiedziałbym, że są sprzętem wyjątkowo bezbarwnym. I to w zasadzie zabawne, bo sam Microsoft w kampanii reklamowej grzmi o wyjściu ponad przeciętność, by finalnie nieprzeciętną ustawić głównie cenę.
Z jednej strony mamy porządny aluminiowy korpus, rewelacyjną do pracy z tekstem proporcję 3 do 2 i świetny podsystem audio. Z drugiej – brak TB 3, irytujący gładzik i zaciekłe forsowanie w wybranych modelach tekstylnego wykończenia, które po pół roku wygląda jak wykładzina na squacie. No i to diabelskie lustro zamiast matrycy. Z całą pewnością SL3 nie jest notebookiem słabym, ale też łatwo daje o sobie zapomnieć. Zbyt łatwo.
Surface Laptop Go tymczasem zaskakująco dobrze znosi cięcia w specyfikacji
Zacznijmy od tego, że kosztuje zauważalnie mniej. Ceny zaczynają się już od 2999 zł, choć w tym akurat przypadku mowa o absurdalnej konfiguracji pamięciowej 4/64 GB. Wariant 8/128 GB to natomiast wydatek rzędu 3769 zł, 8/256 GB zaś – 4679 zł. Tak czy inaczej, w najgorszym razie to przynajmniej 1,2 tys. zł taniej niż analogicznie wyposażony Surface Laptop 3. A co tracimy? To dobre pytanie, bo odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna.
Nowy model jest mniejszy od dotychczasowych pobratymców, gdyż ma ekran o przekątnej 12,4'', a nie 13,5''. Dzięki temu jest jednak także nieco lżejszy—1,11 kg zamiast 1,35 kg—a wszystko to przekłada się z kolei na wzorową mobilność. Krótko: Go to istna drobinka. Może spędzić cały dzień w teczce lub plecaku właściwie niezauważony.
Nie jest co prawda rekordzistą, bo konkurencja umie schodzić nawet w okolice 900 gramów, ale to przy konstrukcjach magnezowych i wyższym przedziale cenowym.
No właśnie – obudowa wykonana została nieco inaczej niż w dotychczasowych Surface'ach. Podczas gdy klapa i panel roboczy są klasycznie aluminiowe, spód laptopa wykonano z tworzywa sztucznego. Niemniej jest to tworzywo zaskakująco przyjemne; jakby gumowate i bez skłonności do nadmiernego gromadzenia zabrudzeń. Jednocześnie Microsoft przestał—i całe szczęście—bawić się w nadworną krawcową.
Prawdopodobnie z tego samego względu, niekoniecznie intencjonalnie, poprawiono touchpad. Jako iż został osadzony na sztywniejszym podłożu, nie sprawia już wrażenia tak wątłego i nie trzeszczy przy kliknięciach. Czyli oszczędności na obudowie wychodzą—o ironio—na plus.
Na plus zmieniono także biometrię. Wyjąwszy model z 4 GB pamięci RAM, który nie posiada żadnego zabezpieczenia tego rodzaju, Surface Laptop Go ma czytnik linii papilarnych we włączniku, a nie rozpoznawanie twarzy. Nie żebym był szczególnie konserwatywny, ale na kamerkę z IR kilkukrotnie kląłem. Polecam sprawdzić, jak działa na przykład w półmroku stoisk targowych, gdy jedynym mocnym źródłem światła są kolorowe LED-y.
Co warte podkreślenia, cena zmienia optykę
Bo chociażby zastąpienia TB 3 przez USB-C z protokołami PowerDelivery oraz DisplayPort tutaj wadą nazywać nie wypada. W kontekście gabarytów cieszy ponadto zachowanie konwencjonalnego USB typu A, jak również przeniesienie sporej części interfejsów i urządzeń wejścia-wyjścia z droższego odpowiednika.
Zawsze imponowało mi to, jak Surface'y mają rozwiązany podsystem audio, ze szczególnym naciskiem na mikrofony. W dobie powszechnego przesiadywania w domach i pracy zdalnej jest to istotne jak nigdy wcześniej. Dobra wiadomość: obyło się bez cięć. System podwójnych dalekosiężnych mikrofonów rejestruje głos czysto i bez nadmiernych zniekształceń. Można zarazem dość przyjemnie posłuchać muzyki, choć typowe dla SL3 przestery w dolnych rejestrach pozostają. Ale znów – cena zmienia perspektywę.
Idąc kluczem ceny, nie boli już to, że kamerka wideokonferencyjna ma rozdzielczość ledwie 720p. Przy jasności f/2.0 zapewnia dostateczną widoczność twarzy w świetle lampki biurkowej.
Złego słowa nie mogę za to powiedzieć o gładziku i klawiaturze. Bez względu na cenę. Wspominałem już, że ten pierwszy stał się solidniejszy, prawda? Dodam, jest przy tym równie czuły i precyzyjny i zapewnia wręcz wzorowo gładki ślizg. Klawiatura z kolei ma intuicyjne rozmieszczenie przycisków i wyważony skok. Nauka pisania bezwzrokowego to kwestia chwili.
Przechodząc do łączności, miłym i mimo wszystko niecodziennym w tej cenie akcentem jest zastosowanie karty sieci bezprzewodowej zgodnej z Wi-Fi 6, czyli 802.11ax. Do tego dochodzi jeszcze Bluetooth 5.0. Bardziej standard, ale formalności staje się zadość.
Wydajność wystarczająca do typowych zastosowań
W odróżnieniu od modeli z wyższej półki, które mają spory wachlarz możliwości konfiguracji, Go dostępny jest tylko z jednym procesorem. A konkretniej 4-rdzeniowym i 8-wątkowym Intel Core i5-1035G1 o taktowaniu 1,0-3,6 GHz. Zintegrowana grafika ma 32 EU.
Chip ten nie należy do układów pierwszej świeżości. Dość powiedzieć, że trafił na rynek już pod koniec 2019 r., a ostatnio doczekał się sukcesora w formie Core 11. generacji. Nie bez przyczyny jednak wciąż jest chętnie stosowany. W parze z 8 GB RAM i wydajnym dyskiem SSD cały czas aż nadto wystarcza do zastosowań biurowych, multimedialnych czy edukacyjnych, a więc dokładnie tam, gdzie adresowany jest Go.
Kadrowanie i edycja zdjęć ze smartfonu w formacie JPG w GIMP-ie. Zdalna konferencja poprzez Teams, Zoom lub WebEx. Tworzenie prezentacji PPT i innych dokumentów w formacie Office'a. Przeglądanie internetu w Chromie i Edge'u przy kilkunastu otwartych zakładkach. Połączenie z pulpitem znajomego za pomocą TeamViewera. Wreszcie, strumieniowanie filmów z Netfliksa i muzyki ze Spotify, a nawet emulacja konsol SNES i PSP w RetroArch. I nie zdarzyło mi się, aby Surface Laptop Go choć raz jakoś wydatnie się zamyślił.
Ale spokojnie, to nie jest laurka, a ja muszę też trochę ponarzekać
Tym, czego Microsoft nie poprawił, jest niewątpliwie matryca. Ponownie świeci niczym świeżo wypastowana posadzka, co nawet w dość pochmurne dni, jak obecnie, bywa piekielnie frustrujące. Powiem więcej, niestety to właśnie ekran Surface Laptopa Go zdaje się być największą ofiarą księgowych. I dla wielu będzie to przeszkodą nie do przejścia.
Po pierwsze, panel ma cokolwiek osobliwą rozdzielczość 1536 x 1024 px. co daje mu zagęszczenie pikseli nieprzekraczające 149 ppi i de facto oznacza stratne skalowanie materiału Full HD. Po drugie – wyraźnie węższy gamut niż ten w SL3, przez co kolory są mniej nasycone. Po trzecie – jasność równą ledwie około 320 cd/m², czym jeszcze bardziej eskaluje problemy z widocznością w słońcu. Po czwarte i ostatnie – nie wspiera pióra Surface Pen.
Ciekawostka: pióro i komputer odnajdują się wzajemnie poprzez Bluetooth i nawet pozwalają połączyć, a ekran obsługuje 10-punktowy dotyk, jednak nie rysikiem. I kropka.
Ale to bynajmniej nie są najbardziej absurdalne z cięć – bo pod topór speców z Redmond trafiło także podświetlenie klawiatury. Jak mniemam, w celu uwypuklenia różnic klasowych między Go a SL3. Tyle że to widowiskowy samobój. Coś jakby być nastolatkiem i zapragnąć zrobić na złość rodzicom poprzez wytatuowanie sobie na czole hasła "jestem upośledzony".
Na zamknięcie – akumulator. Microsoft obiecuje 13-godzinny czas pracy biurowej z włączonym Wi-Fi i jasnością w okolicach 50 proc. I nawet gdyby tak faktycznie było, to mowa o wyniku w odniesieniu do specyfikacji najwyżej średnim. Mnie, surfując po sieci w podobnych warunkach, ani razu nie udało mi się przekroczyć 12 godz., a strumieniowanie wideo skraca ten czas do 8-9 godz. Przyjmijmy więc, że bateria Surface Laptopa Go wystarcza na dzień roboczy. Ale nic więcej.
Sprzęt przyzwoity. Czy warto go kupić, to już insza inszość
Patrząc na Surface Laptopa Go w przekroju ogólnym, musisz przede wszystkim zdać sobie sprawę z jednego: to zdecydowanie inny rodzaj sprzętu niż popularne 14- czy 13-calowce. I jeśli poszukujesz czegoś możliwie filigranowego z ekranem o proporcjach 3 do 2, to właściwie już możesz zakończyć lekturę i zasuwać do sklepu.
Gdyby producent zadbał dodatkowo o matową matrycę, skoro i tak usunięto obsługę pióra, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest to komputer więcej niż niezły. Niestety, z tego właśnie względu i kilku pomniejszych wad, choćby braku podświetlenia klawiatury i ledwie średniej baterii, Surface Laptop Go zdecydowanie nie jest propozycją dla każdego. W ciemno, obok wspomnianych już fanów proporcji 3 do 2 w najmniejszych wydaniach, wybiorą go tylko ewangeliści Microsoftu. No i ewentualnie osoby mocno akcentujące stylistykę.
Reszta powinna rozważyć poszczególne za i przeciw – bo też Go nie ma na tyle rażących wpadek, aby z marszu stawiać na nim kreskę. Jest dostatecznie wydajny, świetnie sprawdza się w pracy z tekstem i do codziennej komunikacji. Co więcej, w kategorii opłacalność przewyższa droższego SL3, oferując sumarycznie zbliżone doświadczenie, lecz w znacznie niższej cenie. Nie powiem nikomu dotąd nieprzekonanemu, aby go kupił, ale Rejtanem kłaść się nie będę.
- Bardzo dobra jakość wykonania
- Wydajność wystarczająca do typowych zadań biurowych
- Cichy i efektywny układ chłodzenia
- Proporcja 3 do 2 świetna w pracy z tekstem
- Niezłe głośniki i mikrofon
- USB-C z PowerDelivery oraz DP
- Wygodne urządzenia wprowadzające
- Czytnik linii papilarnych
- W końcu brak "dywanu"
- Najtańsza wersja z 64 GB eMMC i 4 GB RAM to kpina
- Brak podświetlenia klawiatury
- Piekielnie połyskliwa matryca, i to mimo braku obsługi pióra
- Tylko średni w swojej klasie czas pracy w terenie