Wstępniak na nowy tydzień: w Kalifornii budują nam lepszą przyszłość. Ale lepszą dla kogo?

Wstępniak na nowy tydzień: w Kalifornii budują nam lepszą przyszłość. Ale lepszą dla kogo?

Wstępniak na nowy tydzień: w Kalifornii budują nam lepszą przyszłość. Ale lepszą dla kogo?
17.08.2015 17:34

Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych zamieszkuje plemięKalifornijczyków. Etnicznie bardzo różnorodne, jednoczy się wokółżycia w pośpiechu, wiary w lepszą przyszłość, upodobania dotechnicznych gadżetów i nie pytania o detale. To z członków tegoplemienia rekrutują się najważniejsi pracownicy wielkichinformatycznych korporacji, które za swój biznes obrały nie tylkosprzedaż produktów i usług, ale też eksport obyczajów i stylużycia na całą planetę. Nie może być inaczej – tu bowiemnajważniejszym Bogiem jest nieustanny dynamiczny wzrost, a kto dziśnie rośnie i nie przyspiesza, zostaje przez plemię Kalifornijczykówskreślony. By zaś móc dalej rosnąć i przyspieszać, samaKalifornia nie wystarczy, potrzebny jej jest cały świat.

Nieco żartobliwie rozpocząłem swój tradycyjny wstępniak, alenie bez powodu (niektórzy Czytelnicy może pamiętają nawiązaniedo klasycznej książki E. Fullera Torreya pt. Czarownicy ipsychiatrzy, gdzie autor pokusił się m.in. o analizę zachowańmieszkańców Kalifornii tak, jakby byli badanym przez antropologaplemieniem z Amazonii). Te słowa piszę właśnie z San Francisco,miasta, które zostało w dużym stopniu przejęte przez pracownikówsektora tech, miasta w którym ludzie poznają się na szybko przezTindera, zamawiają transport przez Ubera, publiczne dyskusjeprowadzą przez Twittera, a na billboardach zamiast reklam materiałówbudowlanych czy wyprzedaży szynki widzi się reklamy firm robiącychframeworki do chmur obliczeniowych. Ktoś mógłby powiedzieć, żeoto trafiłem do świata, którego mieszkańcy są tak bardzopostępowi i nastawieni na przyszłość – i w zasadzie tak jest.Tyle że tu nikt się nie pyta o kształt tej przyszłości. Na takiepytania po prostu nie ma czasu, duch tego miejsca jest taki, jakby natę przyszłość biegnący mieli się zaraz spóźnić, więc musząbiec, coraz szybciej i szybciej.

Wśród międzynarodowego i amerykańskiego towarzystwa, jakiezjechało się na zaczynające się jutro Intel Developer Forumdyskutuje się wcale nie o architekturze mikroprocesorów Skylake.Nie, najwięcej zainteresowania z tego co zauważyłem budzi zupełnieinna historia. Królujące tu Apple ma otóż podobno zbudowaćwłasny autonomiczny samochód. Dziennikarze Guardiana zdobyli otóżinformację,że specjalna grupa pracowników z Cupertino przebudowuje dawną bazęfloty opodal San Francisco, gdzie testowany ma być supertajnyelektryczny inteligentny pojazd Apple, znany jedynie pod nazwąkodową Project Titan. I wiele wskazuje na to, że ten plan sięgaznacznie dalej, niż tylko do stworzenia systemu sterowania takiegoauta, które można byłoby sprzedać później doświadczonymproducentom aut. Apple nie jest podwykonawcą, Apple uznałooficjalnie samochód za ostateczne urządzenie mobilne.

Serdeczne pozdrowienia dla P.T. Czytelników z San Francisco!
Serdeczne pozdrowienia dla P.T. Czytelników z San Francisco!

Steve Jobs, jeśli to widzi, musibyć zaskoczony tym, co dzieje się z jego firmą. Droga do sukcesu,który przyniosło tworzenie niewielkiej liczby wysoce dopracowanych,wręcz perfekcyjnych produktów, została zarzucona. W tych czasachnie tylko nie ma czasu na poszukiwanie perfekcji, ale też nikt niemoże sobie pozwolić na przepuszczenie okazji – więc wszyscyłapią się za wszystko, co mogą, nowym modus operandiDoliny Krzemowej staje się horyzontalna rozpiętość. Takie sąrealia giełdy i takie realia czasów, w których to, co pięć lattemu było hitem, może dziś praktycznie nie istnieć. PamiętacieiPoda? Inwestorzy giełdowi nie lubią spółek, które nie szukająnowych wschodzących rynków, żądając nieustannego wzrostu źleznoszą nie tylko spadki, ale też mniejsze od prognozowanychzarobki. Apple nie ma więc wyjścia, in this economykomputery osobiste i smartfony nie wystarczą, trzeba brać się zaurządzenia ubieralne, a wreszcie za ten ostateczny sprzęt mobilny –auta. Tu w Kalifornii nikogo to zresztą nie dziwi, elektryczne Teslena ulicach to już codzienność, podobnie jak i rozproszone systemywspółdzielenia aut. Ot, mówi się, że auta od Apple nie będziemożna kupić, że będzie to autonomiczna taksówka, która rzuciwyzwanie Uberowi, wycinając z rynku pracy ludzkich kierowców.

Drugi z wiodących tematów, októrym się mówi, to sieci 5G (więcej konkretów o tym jutro –zostałem zaproszony na panel dyskusyjny Intela poświęcony właśnietym kwestiom). Tutaj ludzie już zapomnieli o tym, że można żyćbez smartfonu i szybkich sieci, rezygnacja z takiego sprzętu oznaczaw praktyce wykluczenie społeczne. Nawet żebracy na ulicach, którychjest tu co niemiara (a będzie w nowym, zautomatyzowanym świeciejeszcze więcej), nierzadko potrząsając kapeluszem z monetami wdrugiej dłoni trzymają jakiś starszy model iPhone'a. Waga, jakąprzykłada się do sieci nowych generacji wydaje się być znaczniewiększa niż w wypadku 4G/LTE. 4G w sumie poza lepszym streamingiemmultimediów niewiele przyniosły. Teraz komórkowa łączność oprzepustowości nawet do 10 Gbit/s ma zmienić cały przemysł i stylżycia, umożliwiając na masową skalę Internet Rzeczy, sieć wktórej maszyny będą rozmawiały z maszynami, bez przerwy.Marketingowcy obiecują, że umożliwi to pełniejszy,bogatszy i wygodniejszy styl życia.Liberalni (w sensie amerykańskiej polityki) ewangeliści technologiipozwalają na lepszą ochronę zasobów naturalnych, zmniejszenieliczby wypadków samochodowych, a nawet bycie dla siebie lepszymiludźmi, wzajemnie pomagającymisobie w ramach takich to inicjatyw jak Projekt Daniel, czylidrukowanie na drukarkach przestrzennych protez dla ofiar wojny wSudanie (takie coś mi opowiedział wczoraj pewien Amerykanin wbarze, powołując się na lokalne media internetowe, tzn.TechCruncha).

Brzmi to wszystko dośćbzdurnie, jakby się zastanowić z czysto technicznej perspektywy,tym bardziej że do efektywnej komunikacji między maszynami,sensorami, sprzętem autonomicznym wystarczą spokojnie sieci 2G ominimalnym zużyciu energii, niskich kosztach i największym pokryciuterenu. Ale w Kalifornii o szczegóły się nie pyta, tu możnaodnieść wrażenie, że realiści są traktowani z założenia jakpesymiści, a pesymistów nikt przecież nie lubi. W świecie, gdziekażdy prosty programista baz danych ma być gwiazdą rockaw tym co robi (i nie, z jakiegośpowodu nie oznacza to wciągania ogromnej ilości proszków izabawiania się z nastolatkami za sceną), krytyczne myślenie niejest w cenie. Pewnych rzeczy się nie zauważa, ignoruje wzruszeniemramion, albo wręcz reinterpretuje. Sytuacja, w której przy barzesiedzą ludzie, z zacięciem przeglądający na ekranikach smartfonówzdjęcia nieznajomych, z którymi pójdą jutro na jednorazowąrandkę (fenomen Tinderellas, dziewcząt na jedną noc z Tindera kwitnie tu w sposób niewyobrażalny dlaPolaków) może być uznana za nie za ruinę relacji międzyludzkich,ale za optymalizację wykorzystania swojego czasu. Z kolei wysokopostawiony menedżer linii lotniczych w artykule do pasażerów wpokładowej gazetce może wyjaśniać, jaką to stratą czasu jestnawiązywanie kontaktów ze współpasażerami i o ile lepiej jestoddać się konsumowaniu mediów dostarczanych przez pokładową sieć(chyba że przyszłości linie lotnicze wprowadzą usługę usadzaniapasażerów według ich zainteresowań). Cóż, tak właśnie widziswoją przyszłość postępowa Ameryka, budowana przez Google, Applei tysiące innych kalifornijskich firm.

I na tym koniec tych moichrefleksji nad piękną Kalifornią – już dzisiaj mogęzapowiedzieć Wam reportaż z Muzeum Intela, a od jutra do czwartkuregularne relacje z Intel Developer Forum. Zapraszam!

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (77)