G-SYNC od NVIDII to oszustwo? Można je odblokować bez odpowiedniego monitora Strona główna Aktualności29.01.2015 11:06 Udostępnij: O autorze Łukasz Tkacz NVIDIA ma coraz więcej problemów i to problemów naprawdę poważnych, które mogą zniechęcić do tej firmy bardzo dużo klientów – jeszcze nie opadły emocje po aferze związanej z przekłamaną specyfikacją GeForce GTX 970, a tu okazuje się, że „przełomowe” rozwiązanie jakim jest technologia G-SYNC to najprawdopodobniej kwestia wyłącznie oprogramowania. Osoby, które zdecydowały się na zakup dedykowanego monitora, wyrzuciły pieniądze w błoto. Zieloni od momentu premiery G-SYNC, która miała miejsce w 2013 roku bardzo intensywnie reklamowali swój najnowszy produkt. Dodatkowy moduł, w jakie mogą być wyposażone monitory, pozwala na synchronizowanie częstotliwości odświeżania monitora i dopasowanie go do prędkości renderowania obrazu przez kartę graficzną. Można to zrobić i bez niego poprzez korzystanie z V-Sync, ale w tym przypadku natrafiamy na dokładnie określone granice liczby klatek na sekundę i w efekcie na niedostatecznie szybkim sprzęcie możemy pożegnać się z płynnością. Dzięki G-SYNC zniwelowane miały zostać wszystkie problemy dotyczące rwanie obrazu, a także spadków wydajności. W teorii jest potrzebny dedykowany, kosztowny moduł w monitorze. Praktyka okazuje się jednak zupełnie inna. Jak przeczytamy w serwisie Gamenab zajmującym się m.in. grami komputerowymi, tak naprawdę do skorzystania z tego „cudu technologii” wystarczy jedynie odpowiednia karta i zmodyfikowane sterowniki. Analiza działania G-SYNC doprowadziła do wniosków, że moduł ten robi… w zasadzie nie robi nic, poza informowaniem, że istnieje. Takie potwierdzenie jest natomiast dla sterowników wszystkim, co potrzeba do poprawienia jakości obrazu. W wyniku użycia zmodyfikowanych sterowników da się to obejść – wystarczy karta GeForce z serii 6xx lub nowszej, a także monitor ze złączem DisplayPort w wersji 1.2. Tak naprawdę rozwiązanie od NVIDII wykorzystuje więc standard AdaptiveSync, opracowany przez konsorcjum VESA i dostępny w DisplayPort 1.2 – dokładnie to samo, co znajdziemy w otwartym FreeSync od AMD. Różnica polega na tym, że zieloni dodali specjalny chip, bez którego sterowniki sztucznie blokują możliwość wykorzystania G-SYNC… Wspomniany serwis wydał zmodyfikowane sterowniki 374.25 WHQL oszukujące kartę graficzną i „imitujące” istnienie G-SYNC w monitorze – wystarczy przejść do ustawień i zmienić tryb synchronizacji pionowej na „autorskie” rozwiązanie NVIDII. Co prawda nie w każdym przypadku działa to stabilnie, ale wielu użytkowników już cieszy się tym rozwiązaniem bez wymiany monitora. Sytuacja jest bardzo ciekawa, bo serwis wciąż odkrywa nowe możliwości i dalej modyfikuje sterowniki: udało się już nawet uruchomić G-SYNC na matrycach wielu gamingowych laptopów wyposażonych w mobilne układy GeForce, jak np. Alienware, MSI czy Clevo. Idą złe czasy dla zielonych, choć wiele wskazuje na to, że firma sama jest sobie winna: producenci monitorów płacą NVIDII za licencję i moduł, który okazuje się kawałkiem elektronicznego złomu. Oczywiście ta opłata przechodzi później na nas, klientów, którzy zdecydują się na zakup nowego wyświetlacza. Wszystko jest natomiast realizowane programowo i dałoby się to wdrożyć bez dodatkowych opłat. Po poważnej wpadce z modelem GeForce GTX 970 i znacznie obniżonej wydajności części z jego pamięci może to być kolejny cios dla zielonych. Sprzęt Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji Zobacz także AdaptiveSync niebawem trafi do monitorów i pomoże graczom komputerowym 18 wrz 2014 Łukasz Tkacz Sprzęt 25 Rwący się ekran czy mniej klatek w grach PC? NVIDIA G-SYNC rozwiąże oba problemy 21 paź 2013 Tomasz Wrzesień Sprzęt 34 LG w pełni gotowe na PS5 i Xbox Series X. OLED TV otrzymają AMD FreeSync 21 maj 2020 Jakub Krawczyński SmartDom 12 Nvidia chce, abyśmy płacili za komputery po kilkanaście tys. Grubo przesadzają (opinia) 29 kwi 2020 Arkadiusz Stando Sprzęt Gaming Biznes 128
Udostępnij: O autorze Łukasz Tkacz NVIDIA ma coraz więcej problemów i to problemów naprawdę poważnych, które mogą zniechęcić do tej firmy bardzo dużo klientów – jeszcze nie opadły emocje po aferze związanej z przekłamaną specyfikacją GeForce GTX 970, a tu okazuje się, że „przełomowe” rozwiązanie jakim jest technologia G-SYNC to najprawdopodobniej kwestia wyłącznie oprogramowania. Osoby, które zdecydowały się na zakup dedykowanego monitora, wyrzuciły pieniądze w błoto. Zieloni od momentu premiery G-SYNC, która miała miejsce w 2013 roku bardzo intensywnie reklamowali swój najnowszy produkt. Dodatkowy moduł, w jakie mogą być wyposażone monitory, pozwala na synchronizowanie częstotliwości odświeżania monitora i dopasowanie go do prędkości renderowania obrazu przez kartę graficzną. Można to zrobić i bez niego poprzez korzystanie z V-Sync, ale w tym przypadku natrafiamy na dokładnie określone granice liczby klatek na sekundę i w efekcie na niedostatecznie szybkim sprzęcie możemy pożegnać się z płynnością. Dzięki G-SYNC zniwelowane miały zostać wszystkie problemy dotyczące rwanie obrazu, a także spadków wydajności. W teorii jest potrzebny dedykowany, kosztowny moduł w monitorze. Praktyka okazuje się jednak zupełnie inna. Jak przeczytamy w serwisie Gamenab zajmującym się m.in. grami komputerowymi, tak naprawdę do skorzystania z tego „cudu technologii” wystarczy jedynie odpowiednia karta i zmodyfikowane sterowniki. Analiza działania G-SYNC doprowadziła do wniosków, że moduł ten robi… w zasadzie nie robi nic, poza informowaniem, że istnieje. Takie potwierdzenie jest natomiast dla sterowników wszystkim, co potrzeba do poprawienia jakości obrazu. W wyniku użycia zmodyfikowanych sterowników da się to obejść – wystarczy karta GeForce z serii 6xx lub nowszej, a także monitor ze złączem DisplayPort w wersji 1.2. Tak naprawdę rozwiązanie od NVIDII wykorzystuje więc standard AdaptiveSync, opracowany przez konsorcjum VESA i dostępny w DisplayPort 1.2 – dokładnie to samo, co znajdziemy w otwartym FreeSync od AMD. Różnica polega na tym, że zieloni dodali specjalny chip, bez którego sterowniki sztucznie blokują możliwość wykorzystania G-SYNC… Wspomniany serwis wydał zmodyfikowane sterowniki 374.25 WHQL oszukujące kartę graficzną i „imitujące” istnienie G-SYNC w monitorze – wystarczy przejść do ustawień i zmienić tryb synchronizacji pionowej na „autorskie” rozwiązanie NVIDII. Co prawda nie w każdym przypadku działa to stabilnie, ale wielu użytkowników już cieszy się tym rozwiązaniem bez wymiany monitora. Sytuacja jest bardzo ciekawa, bo serwis wciąż odkrywa nowe możliwości i dalej modyfikuje sterowniki: udało się już nawet uruchomić G-SYNC na matrycach wielu gamingowych laptopów wyposażonych w mobilne układy GeForce, jak np. Alienware, MSI czy Clevo. Idą złe czasy dla zielonych, choć wiele wskazuje na to, że firma sama jest sobie winna: producenci monitorów płacą NVIDII za licencję i moduł, który okazuje się kawałkiem elektronicznego złomu. Oczywiście ta opłata przechodzi później na nas, klientów, którzy zdecydują się na zakup nowego wyświetlacza. Wszystko jest natomiast realizowane programowo i dałoby się to wdrożyć bez dodatkowych opłat. Po poważnej wpadce z modelem GeForce GTX 970 i znacznie obniżonej wydajności części z jego pamięci może to być kolejny cios dla zielonych. Sprzęt Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji