Satellite Reign to udany powrót do Syndicate – i to w nowych szatach

Satellite Reign to udany powrót do Syndicate – i to w nowych szatach

Satellite Reign to udany powrót do Syndicate – i to w nowych szatach
27.08.2015 14:31

Kiedy na początku lat 90 pojawił się Syndicate, wielu z nas po odpaleniu gry (najpewniej na Amidze) miało problem ze wstaniem następnego dnia do szkoły. Kontynuacja gry w postaci Syndicate Wars nie wzbudziła już takiego entuzjazmu. Potem długo, długo nic, aż w 2012 roku, Electronic Arts postanowił poczęstować nas rebootem serii. Jednak FPS jaki nam wówczas zaserwowano, to nie to, na co czekali fani. Postanowili oni zatem wziąć sprawy w swoje ręce.

Zespół 5 Lives Studios, wyraźnie zawiedziony kierunkiem w jakim zmierza seria, postanowił spróbować własnych sił w cyberpunkowych klimatach. Za pomocą Kickstartera programiści poprosili graczy o 350 tysięcy funtów – zebrali ponad 460 tysięcy. Obiecali dużo, bo Satellite Reign (SR) miał stać się duchowym spadkobiercą kultowego Syndicate, grą która przypomni nam te miłe chwile spędzone z klasykiem. Wszystko podane oczywiście w nowoczesnej oprawie, wstrząśnięte, nie zmieszane. Czy udało się spełnić obietnice?

[yt=https://www.youtube.com/watch?v=qJl7Aa2y5K8]Tak. W zasadzie to można by już było zakończyć tę recenzję w trzecim akapicie. Gra jest świetna, nic tylko „brać i grać”. Jeśli jednak interesują Was szczegóły, to czytajcie dalej. Zaznaczę, że grę testowaliśmy w wersji beta 0.93, ale jako że tytuł jak widać i tak otrzymał maksymalną notę, czekanie na wersję finalną nie ma większego sensu (oficjalna premiera nastąpi 28 sierpnia.

5 Lives Studios to australijski zespół twórców gier, który w swoich szeregach ma człowieka z doświadczeniem przy Syndicate Wars i współpracuje z Russellem Shawem, kompozytorem muzyki do oryginalnego Syndicate. Już to powinno ucieszyć, bo była to bardzo udana muzyka, która zapadała w pamięć i w Satellite Reign jest podobnie. Posłuchajcie sami, najpierw ścieżka dźwiękowa z 1993 roku...

[yt=https://www.youtube.com/watch?v=bCMpRNZojA4]...a teraz z omawianej gry:

Dodajmy jeszcze, że Russell Shaw to nie Mark Hamill świata muzycznego i ma na koncie inne sukcesy, jak chociażby muzyka do Dungeon Keepera, Black & White czy serii Fable. Słowem kluczowym jest tutaj oczywiście Molyneux.

Świat gry to ponura wizja przyszłości, lub jak kto woli – cyberpunkowa wizja przyszłości. Jest to świat w którym nie ma domysłów czy w rządach poszczególnych państw za sznurki ciągną wielkie korporacje – to jest tutaj faktem. Na każdym rogu widzimy kamerę monitoringu miejskiego i patrol prywatnej policji, w alejkach wycieńczeni życiem żebracy, pewnie długo nie pożyją, ale o tym za chwilę. Na im wyższej kondygnacji miasta mieszkasz, tym wyższy jest twój status społeczny. Nie powinno więc zaskakiwać, że twórcy gry w napisach końcowych zaznaczyli, że powstała ona POMIMO nieprzychylności rządu, który pewnie nie chciał, by ludzie dowiedzieli się, jak to będzie w tej przyszłości.

[img=SR_place4][join][img=SR_place5]W realia te jesteśmy zepchnięci my, początkujący syndykat, z pożałowania godnym stanem konta bankowego i z bardzo podstawowym sprzętem. Gra zamknięta jest w ramach taktycznej strategii RTS z mocnym akcentem RPG, a wszystko to w sandboxowej otoczce, widziane w rzucie izometrycznym.

[img=SR_place2][join][img=SR_place6]Fabuła w grze praktycznie nie istnieje. To może odstraszyć część graczy, ale przyznam szczerze, że nie brakowało mi jej, tak jak nie brakowało mi fabuły w Syndicate. Można więc pokrótce opowiedzieć ją tak: megakorporacja Dracogenics wymyśliła sposób na życie wieczne. Pobierają stan umysłu pacjenta i wszczepiają go do nowego ciała. Wszystko może się odbywać w dowolnym miejscu na świecie dzięki sieci tytułowych satelitów. Technologia o której mowa nazywa się „res-tech”, Twój syndykat dysponuje jedynie wczesną wersją tej technologii.

[img=SR_place1][join][img=SR_place3]Oczywiście na zabieg taki może sobie pozwolić jedynie nieliczna część populacji: celebryci, biznesmeni, a i politycy chętnie wymieniają władzę na nieśmiertelność. Skąd zapasowe ciała? Cóż, tu i ówdzie słychać o bezdomnych znikających z ulic mega-miast.

Naszym głównym celem jest przedostanie się do siedziby Dracogenics i przekonanie CEO tej megakorporacji, że dzielenie się technologią to rzecz dobra, nie zdradzę zbyt wiele, jeśli dodam, że jego zdanie w tej materii jest inne. Co ciekawe, tym głównym złym jest w grze niejaki Steven Dengler, który podczas zbiórki pieniędzy na grę wykupił pakiet za 10 tysięcy USD.

[img=SR_bug1][join][img=SR_dib]Gracz steruje poczynaniami czterech agentów, każdy z nich posiada inną klasę, a są to: Żołnierz (soldier) aka Mięso armatnie, Wsparcie (support) aka Medyk, Haker (hacker) aka Haker oraz Zabójca (assassin) aka Ten czwarty. Każda z klas ma inny zestaw zdolności, i tak, żołnierzem lepiej nie podchodzić do komputera, nie można tez oczekiwać, że po cichu zdejmie on jakiegoś przeciwnika.

Zdolności jakimi dysponują nasi agenci sprawiają, że wiele misji możemy wykonać na dwa sposoby: z hukiem, prując we wszystko co posiada czerwony/szary/niebieski pasek życia oraz po cichu, poruszając się w cieniu kamer lub też je dezaktywując, korzystając ze skrótów w postaci kolejki tyrolskiej czy wentylacji. Miks tych wariantów sprawuje się chyba najlepiej, bo należy pamiętać, że do wyższej wentylacji wejdzie tylko jeden członek zespołu, a pomyślnie z tyrolki skorzysta również tylko jeden agent (reszta może spróbować, ale często zrobi sobie tylko krzywdę).

[img=SR_dog][join][img=SR_mech]Faworytem graczy zostanie chyba Haker. To on wyłączy dla nas kamery, otworzy wiele drzwi, dezaktywuje działka czy zapewni nam fundusze. Jego inne zdolności są równie ciekawe, np. na plecach zamiast plecaka nosi drona, który na zawołanie odczepia się od pleców agenta i wspiera całą ekipę ogniem (chociaż lepiej sprawuje się jako odwracacz uwagi, ściągając na siebie ogień wrogów).

Haker posiada też zdolność o nazwie Hijack, co w nomenklaturze Syndicate odpowiadałoby czynności, której z radością oddawali się niegdyś wszyscy gracze, a mianowicie Persuading, czyli namawianie wrogów i cywilów do przejścia na naszą stronę. Od razu Was zasmucę, nie zbudujecie w ten sposób zombie-armii, maksymalna liczba „namówionych” to 5. Smutek, wielki smutek.

Ten hakerski mózgogwałt daje nam również możliwość odesłania delikwenta na klonowanie, co daje nam dodatkowe bonusy, jeśli wybierzemy go później jako członka zespołu o lepszych parametrach. Skąd jednak wiedzieć, kogo warto w ten sposób przejąć?

Tutaj z pomocą przychodzi nasz agent wspierający (support), który posiada zdolność skanowania świata. Trzeba przyznać, że twórcy gry zrealizowali to bardzo dobrze. Z ekranu gry znikają tekstury, zostaje zielona siatka skąpana w ciemnych, wyblakłych kolorach, na której wyraźnymi kolorami zaznaczone są takie rzeczy jak kamery, bramy, wrogowie, NPC i co ważne okablowanie, dzięki czemu dobrze wiemy, który panel wyłącza którą kamerę.

[img=SR_grid1][join][img=SR_grid2]Nasi agenci chętnie poddają się zabiegom cyberwspomagania, których w grze dokonuje się na czterech obszarach ciała: głowie, torsie, rękach i nogach. Wszczepy poprawiają liczbę punktów zdrowia, sprawiają że agenci szybciej biegają i lepiej celują – generalnie, podnoszą ich parametry.

Nasz futurystyczny gang zbiera również punkty doświadczenia, które później możemy wydawać na kolejne poziomy zdolności poszczególnych agentów. Mamy tutaj zestaw standardowych zdolności, jak zwiększenie życia czy ilości zadawanych obrażeń, jak i te przypisane do konkretnej klasy, np. poziom zdolności hakerskich (im dalej w grze, tym większy poziom jest wymagany do interakcji z panelami).

[img=SR_tree][join][img=SR_light2]Zadania z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć polegają najczęściej na wtargnięciu do jakiegoś strzeżonego obiektu i dostaniu się do pomieszczenia, w którym nasz zespół (automatycznie) zrobi swoje, czasami będzie to rabunek, czasami włamanie do serwera i instalacja jakiegoś złośliwego kodu, czasami wydobycie jakiejś ważnej persony, którą trzeba następnie odstawić w bezpieczne miejsce.

Nie brakuje zadań w tętniącym życiem mieście, najczęściej będzie to odebranie pakunku, przekupienie jakiegoś strażnika, eliminacja jakiegoś obywatela czy zwykła rozmowa. Podczas wędrówki po mieście i intensywnym używaniu zdolności „World scan” możemy również natrafić na szwędających się po chodnikach naukowców, których możemy przekupić, aby to dla dobra naszej sprawy... szwędali się po mieście.

[img=SR_water][join][img=SR_dt]Ciekawostką jest to, że imiona i nazwiska dużej liczby mieszkańców to osoby, które wsparły projekt na Kickstarterze.

Za wykonanie zadania dostaniemy fundusze, plany oraz prototypy. Z tymi trzecimi trzeba postępować ostrożnie, bo jeśli nie wyślemy ich do laboratorium, aby nasi mózgowcy je skopiowali i przygotowali plan (blueprint), to w momencie śmierci agenta przedmiot przepadnie, bez możliwości kupna nowego egzemplarza.

Niechcianą nagrodą jest stopień poszukiwania nas przez stróżów prawa, coś na modłę GTA. Wystarczy, że wyciągniemy broń i już jesteśmy na cenzurowanym, a po wykonaniu zadania zwykle wskaźnik ten jest wysoki. Pościg łatwo jednak zgubić, może nawet zbyt łatwo.

[img=SR_fight1][join][img=SR_relay]Ciekawie wygląda również kwestia śmierci agentów. W pierwszej fazie, w ferworze walki możemy próbować ich przywrócić do życia z pomocą innego (dowolnego) agenta, jeśli to się nie uda, możemy przywołać jego klon do najbliższej latarni przekaźnikowej (relay beacon) jak najszybciej, płacąc za to słono, zwłaszcza w późniejszych etapach gry – ale nie tracąc wielu punktów doświadczenia, lub poczekać chwilę. Wtedy nie zapłacimy nic, ale stracimy sporo punktów doświadczenia. Bardzo szybko w grze pojawi się kosztowna możliwość sprowadzenia świeżego klona na pole walki (F.R.E.D. system), zamiast do latarni przekaźnikowych.

Wspomniane latarnie to miejsca w świecie gry, przy których szybciej się regenerujemy, przy których możemy robić zakupy i które stanowią jednocześnie punkty szybkiej podróży po mieście. Ich aktywacja w każdym z dystryktów powinna być pierwszą rzeczą jaką zrobimy.

[img=Synd][join][img=SR_The_City]W grze nie podbijamy całego świata jak w Syndicate, tutaj walczymy o wpływy w jednym tylko mieście. Ta futurystyczna betonowa dżungla podzielona została na cztery dystrykty: Downtown, The Grid, Industrial i CBO. Aby udać się do każdego kolejnego musimy przejść przez odprawę – ale jak to zrobić będąc uzbrojonym po zęby i bez odpowiednich papierów? Tutaj zaczyna się zabawa.

Przepustki można zdobyć na trzy sposoby:

  • 1. Kupić je – trudne.
  • 2. Odbyć szereg misji (również „fedexowych”) – względnie proste.
  • 3. Przepustka? Jaka przepustka? Ognia! Czyli sforsowanie bramek – baaaardzo trudne.
[img=SR_fight2][join][img=SR_gate]O ile ten pierwszy sposób wydaje się prosty, to wcale taki nie jest, wymaga bowiem dużych ilości funduszy, których w grze zwyczajnie nie ma, a jak już się znajdą to lepiej je wydać na coś innego: badania czy sprzęt (zarówno ten podskórny jak i normalny).

Skoro już o pieniądzach mowa, to warto wspomnieć o tym jak są one generowane w grze. Otóż nasz haker posiada możliwość instalowania „syfonów” na bankomatach. Marny to zarobek, bo każda instalacja daje zaledwie ułamek dolara na sekundę (wydajność takich syfonów można usprawnić robiąc mały włam do bankowej sieci), każdy dystrykt posiada 12 bankomatów, co przy założeniu że zmodyfikujecie je wszystkie da wam porywającą kwotę 16 dolarów na sekundę (czasu gry). Dla przykładu, broń u czarnorynkowego handlarza kosztuje ok. 30 tysięcy dolarów. Jeszcze mała uwaga, pieniądze zarabia się tylko wtedy jak agenci są aktywni, jeśli zostawicie grę na noc w nadziei, że rano wasze konto będzie... pełniejsze, to nic z tego, gra po chwili nieaktywności wejdzie do menu, gdzie pieniędzy się nie zarabia. Veni, vidi, zakląłem.

[img=SR_syphon][join][img=SR_fight3]Bronie jakimi posługuje się nasza ekipa to – chciało by się powiedzieć – standardowy cyberpunkowy zestaw. Sporo broni laserowej, plazmowej, granaty czy pociski EMP. Są również bardziej przyziemne bronie, jak chociażby shotgun, snajperka, miotacz ognia czy uwielbiany przez fanów Syndicate minigun. Do każdej broni możemy zamontować jakieś ulepszenie.

Samo prowadzenie ognia jest przyjemne. Wybieramy całą ekipę lub konkretnego agenta i celownikiem zaznaczamy obiekt, który za chwile przestanie istnieć – przynajmniej w teorii, bardzo często to nasz agent dokończy żywota.

[img=SR_fight4][join][img=SR_grid4]Oczywiście agenci nie biegają po mieście w koszulkach Nirvany, lecz zakładają na siebie pancerze i inne wspomagacze, mogą to być dodatkowe zasobniki na amunicje, generatory niewidzialności, ulepszacze broni ofensywnej czy swoistego rodzaju apteczki.

W późniejszych etapach gry nasi agenci posiadać będą trzy paski zdrowia. Pierwszy, podstawowy (czerwony) to esencja życiowa, kolejny (szary) to pancerz, ostatni (niebieski) to tarcza. Na samym dole znajduje się jeszcze wytrzymałość (stamina) (kolor pomarańczowy), potrzebna do aktywowania zdolności agentów.

Graficznie gra prezentuje się dobrze i tylko dobrze. Nawet na najwyższych ustawieniach jakości obrazu, szału nie robi. Ładnie jednak wygląda deszczowa aura, mokre podłogi odbijające światło neonów, a sam efekt kropli deszczu wygląda naprawdę fajnie.

Mokra podłoga świetnie odbija też wideo odtwarzane na billboardach. Swoją drogą wspomniane wideo-billboardy to chyba najlepsze tego typu odwracacze uwagi, jakie świat gier komputerowych widział. Kawał dobrej roboty.

[img=SR_bil1][join][img=SR_bil2][img=SR_bil3][join][img=SR_bil4]Silnik Unity świetnie sobie radzi z dużą ilością efektów świetlnych, a w grze będziecie podziwiać prawdziwy pokaz sztucznych ogni, zwłaszcza pod koniec gry, jak wszyscy agenci będą dzierżyć w dłoniach plazmę/laser, a i wrogowie dołożą swoją laserowo-plazmową cegiełkę.

[img=SR_eks1][join][img=SR_light1]Interfejs jest bardzo przejrzysty, szybko połapiecie się o co w tym wszystkim chodzi, jak sprawnie przemieszczać się po menu sklepowym czy na ekranie badań. Dobrze że akurat w tej kwestii nie zafundowano nam powtórki z rozrywki, bo przemieszczanie się po menu w Syndicate było fatalnie zrealizowane.

[img=SR_aug][join][img=SR_black][img=SR_clone][join][img=SR_gear]Sterowanie agentami również zostało bardzo dobrze zrealizowane. System chowania się za osłoną działa, chociaż nie jest idealny, przydałby się jakiś skrót klawiszowy do przetasowania tego co system domyślnie zaoferował. Za to ikony ze zdolnościami są czytelne i mają przypisane klawisze skrótów, co bardzo umila rozgrywkę. Trochę brakuje dowolnego obracania kamerą (można ją tylko delikatnie przekręcić), ale szybko o tym zapominamy.

[img=SR_skills][join][img=SR_menu1][img=SR_research][join][img=SR_rea]Nasz brylant ma jednak skazy. Chyba największym minusem jest powtarzalność. W każdym kolejnym dystrykcie wykonujemy te same zadania, w niemal identycznej kolejności, co wynika jednak bardziej z logiki niż z przymusu. Było by też miło gdyby dystrykty wyraźnie się od siebie różniły – tak nie jest.

Minusem jest również cena. Umówmy się – za gry takiego kalibru, z tak skromną i płytką fabułą przywykliśmy płacić co najwyżej 60zł. Za Satellite Reign po przeliczeniu na złotówki zapłacimy nieco ponad 120 zł. Przypomnijmy, że wydane w tym roku Dying Light i Wiedźmin 3 oscylowały w granicach tej ceny w dniu swojej premiery.

Pojawiają się również drobne błędy w stylu utknięcia w windzie czy wpadnięcia przez niewidzialna dziurę w podłodze poza planszę, ale są to marginalne sprawy, a system automatycznego zapisu działa sprawnie.

Denerwująca jest również szybkość kamery przy największym zbliżeniu, praktycznie nie można wtedy precyzyjnie sterować czy celować. Cóż, może i ze skazami, ale jednak brylant, jednoosobowy brylant dodajmy, bo na tryb multi nie udało się zebrać środków. Twórcy odgrażają się jednak, że w tej kwestii ostatniego zdania nie powiedzieli, więc kto wie, może w jakimś DLC dostaniemy przynajmniej co-opa.

Warto też zaznaczyć, że na chwilę obecna nie planowana jest polska wersja gry, co za tym idzie znajomość angielskiego (lub języka z TEJ listy) jest raczej wymagana, tekstu jest sporo i jest on dość istotny. Brak polskiej lokalizacji dziwi, bo powstaje ich aż siedem, w tym rosyjska i czeska.

[img=SR_wrc][join][img=SR_wrc2]Podsumowując – jeśli jesteście graczami starszej daty, którzy niegdyś zarywali nocki w Syndicate i zastanawiacie się czy Satellite Reign jest faktycznie podobny do Syndicate, to odpowiedź brzmi – tak, jest to gra podobna, która powinna znaleźć się w waszej kolekcji. Jeśli o Syndicate nie słyszeliście nigdy i po prostu szukacie dobrego taktycznego RPG/RTS, Satellite Reign da wam wiele godzin dobrej zabawy i zaskoczy niebanalnym zakończeniem.

Warto dodać, że gra ta jest swoistym success story growego crowdfundingu. Po niestrawności jaką zafundował nam Godus, który może kiedyś doczeka się wersji finalnej, oto mamy zespół ludzi, którzy systematycznie realizowali każdy kolejny punkt obietnic złożonych graczom, nie zapominając o najważniejszym: dostarczymy Syndicate w nowej oprawie.

[img=SR_grid3][join][img=SR_light3]Zabawy starczy na jeden intensywny weekend z dużą ilością kawy i solidną dawką bólu w okolicy kości ogonowej, a zatem, jeśli w ciągu roku kupujecie jedną grę i gatunek Wam odpowiada – niech tą grą będzie Satellite Reign. W zasadzie nic bowiem nie stanie na waszej drodze, aby ją uruchomić. Wymagania minimalne są naprawdę minimalne: Windows 7, dwurdzeniowy procesor 2,4 Ghz, 3 GB RAM, GeForce 8800GT 1 GB. Dostępne są też wersje na Linuksa i OS X.

[img=SR_bil5][join][img=SR_light4]PS. Twórcy nie mają w planach wydania pudełkowego. Tytuł jest do nabycia na Steamie oraz Humble Store, a wkrótce ma być dostępny bez kajdanek bez DRM na GOG.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)