Wolfenstein: The New Order — Blazkowicz nigdy się nie poddaje

Wolfenstein: The New Order — Blazkowicz nigdy się nie poddaje

Wolfenstein: The New Order — Blazkowicz nigdy się nie poddaje
03.06.2014 13:40

Bardzo trudno jest zrobić grę w ramach kultowej marki tak, aby zadowolić zarówno jej wieloletnich fanów, jak i tych, których w roku pojawienia się pierwowzoru na rynku może nawet jeszcze nie było na świecie. Daleko nie szukając, przekonał się o tym projekt Duke Nukem Forever. Wolfenstein 3D zadebiutował 22 lata temu, ale do tej pory pamięć o tym tytule była aktywnie podtrzymywana w kolejnych produkcjach. Następna odsłona serii po tej mniej udanej z 2009 roku, czyli niedawno wypuszczone The New Order, pozwala nam ponownie wcielić się w niezłomnego Williama Blazkowicza, amerykańskiego żołnierza o polskich korzeniach. Twórcom z MachineGames, wspieranym przez id Software, udało się zbudować nową ciekawą opowieść na bazie tego, co było, nie negując przy tym wcześniejszych dokonań kolegów po fachu. Przygotowali świetną, niezależną strzelankę dla każdego dorosłego, udanie oddając klimat tzw. starej szkoły.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Założenia rozgrywki nie zmieniły się od czasów pierwszej ucieczki z hitlerowskiej twierdzy, a więc główne skrzypce gra tutaj rozwalanie kolejnych zastępów nazistów. Czym popadnie, byle skutecznie. Można by pomarudzić na średnio rozgarniętą sztuczną inteligencję przeciwników, ale naprawdę nie chodziło tutaj o to, by trudno ich było zabić, ale przede wszystkim czystą akcję. Na tą narzekać nie sposób. Poza nożami, także do rzucania, dostajemy do dyspozycji podstawową paletę broni, typu pistolet, karabin czy snajperka (plus granaty), których można również używać parami, czyli w obu rękach. Do tego dochodzi przecinarka, głównie do stapiania łańcuchów, potem zastępowana przez działo laserowe, wzbogacone o możliwości ofensywne i opcję wycinania wiązką przejść w niektórych metalowych płytach czy siatkach. Zdrowie bohatera regeneruje się do pewnych poziomów samo, a tak to trzeba je co chwila uzupełniać apteczkami, porozrzucanymi masowo na przestrzeni etapów. Dodatkową ochronę zapewnia pancerz, zazwyczaj zalegający przy truchłach wrogów, zwłaszcza tych silnie zmechanizowanych. Postać zyskuje też nowe umiejętności wraz z wypełnianiem określonych wyzwań z listy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Poza standardowymi piechurami w kamizelkach kuloodpornych, gracz napotka na swojej drodze również wytwory, których nie powstydziłby się sam Frankenstein, typu stalowe psy lub zamknięte w pancernej zbroi reanimowane trupy, czyli super żołnierzy. Wszystko wytłumaczone jest fabularnie. Po nieudanej akcji w prologu, Blazkowicz z metalowym odłamkiem w głowie zupełnie sparaliżowany trafia do polskiego szpitala psychiatrycznego, gdzie spędza 14 lat, zanim w sytuacji ogromnego zagrożenia nie dochodzi do zmysłów i wybija przy tym kilka zastępów Niemców. Problem w tym, że kiedy Will się budzi to on jest głównym wrogiem w zastanej rzeczywistości. Nastał 1960 rok, naziści wygrali wojnę, USA się poddało. Twardziel nie ma do czego wracać, zaś jego jedynym przyjacielem, a szybko też miłością, staje się Polka Ania, która się nim opiekowała. Z nią ruszy odnaleźć resztkę członków ruchu oporu, nie godząc się na to, co widzi dookoła. Wierzy, że jest w stanie przeciwstawić się siłom, które opanowały świat.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Nie liczyłem na to, ale podoba mi się pogłębianie rysu psychologicznego głównego bohatera. To przede wszystkim żołnierz i morderca, dla którego rodziną byli wojskowi koledzy. Chce, ale nie umie zbudować związku z ukochaną, z początku napędzanego seksem. Radość daje mu nadzieja na ujrzenie kilku znajomych twarzy sprzed lat, zapomnienie masowe mordowanie wrogów, a w teoretycznie nudnawych chwilach wytchnienia, kiedy gracz przemieszcza się między kolejnymi lokacjami z nieprzyjaciółmi do wybicia, rozgrywce towarzyszy wewnętrzny monolog ze wspominkami, przybliżający między innymi dzieciństwo Williama. Głównym złym jest zawsze generał Wilhelm Strasse, zwany Trupią Główką, który zmusił bohatera do oglądania sekcji swoich kompanów, jeszcze przed wariatkowem. Co ciekawe, już w prologu, poprzez jedną decyzję gracza, wątek główny ulega rozszczepieniu na dwa, w zależności od pewnego wyboru. Zachęca to do przynajmniej dwukrotnego przejścia gry, co przy około 10 godzinach na jedno daje naprawdę sporo zabawy, a to bez doliczania odnajdywania ulepszeń broni, płyt, zapisków, skarbów czy fragmentów szyfrów do Enigmy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Do końca poszczególnych etapów można dotrzeć bardzo często kilkoma drogami, co należy policzyć na plus. Spodobały mi się też fragmenty przygodowe, z szukaniem przedmiotów dla członków ruchu oporu w ich siedzibie, bo wtedy bliżej poznajemy kompanów i relacje między nimi. Tu też można przeżyć koszmar, cofając się we śnie do rozpikselowanych czasów Wolfensteina 3D. Fajny ukłon w stronę fanów, ale ogólnie cała gra hołduje poniekąd nostalgii. Doszukacie się tu klimatów nie tylko z poprzednich części serii, ale też takiego Duke Nukem 3D (wyprawa w pewne bardzo odległe, szare miejsce). Większość efektownych wydarzeń jest poskryptowana, ale to tylko dokłada się do frajdy z gry. The New Order oferuje wyłącznie tryb dla samotników, podsuwając pod nos kilka ciekawych postaci drugoplanowych. Choć zakończenie gry teoretycznie nie daje nadziei na dalszy ciąg, mój zmysł pająka podpowiada mi, że doczekamy się DLC z pewną Frau…

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Do udźwiękowienia nie ma się co doczepić, w tle lecą świetnie komponujące się z akcją na ekranie nuty Wagnera oraz ekipy Copilot, specjalizującej się w robieniu muzyki do gier. Warto nadmienić, że postacie przemawiają w kilku językach, a poza angielskim i niemieckim jest też oczywiście polski. Użyty w grze silnik id Tech 5 radzi sobie z ukazywaniem szczegółowych przestrzeni, niestety kosztem bardzo często zwyczajnie rozmazanych powierzchni. Posiadacze kart AMD będą mieli problemy z wydajnością. W korzystającym z tej samej technologii Rage było podobnie. Wystarczy jednak nieco zejść z jakości pewnych ustawień, by na mocnym komputerze cieszyć się stałymi 60 klatkami na sekundę, tak jak to wymarzyli sobie twórcy. Polecam Wolfenstein: The New Order, ponieważ to spore zaskoczenie na plus. Projekt udanie łączy klimaty retro i dawne założenia rozgrywki z pogłębianiem rysu psychologicznego kultowego amerykańskiego twardziela. Fabuła nie zasługuje na nagrody, ma swoje luki i niedopowiedzenia, niemniej i tak jest bardziej niż dobra, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to tylko radosna strzelanka.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)