Call of Duty: Black Ops III — znów to samo, tylko z kryzysem tożsamości

Niewielkie są szanse, że seria Call of Duty poddana zostanie dramatycznym zmianom, dzięki którym uzyskamy zupełnie nową jakość oraz dużo lepsze wrażenia z rozgrywki. Activision cieszy się z przeszło pół miliarda dolarów zysku w pierwszych dniach po premierze Black Ops III, poprawiających wyniki Advanced Warfare oraz wcześniejszego Ghosts, przy których już nawoływano o przemyślenie skostniałej marki, a nie wyłącznie odcinanie kuponów. Najnowsza jej odsłona idzie ponownie dobrze wydeptaną ścieżką, w futurystyczne szaty po raz kolejny przyoblekając niemal identyczny styl gry. Tam, gdzie naprawdę zaskakuje, dosłownie cofa się do pamiętnych korzeni, w sposób psychodeliczny wykrzywiając świat. Tylko że przez dwie trzecie opowieści tytuł nudzi.

Call of Duty: Black Ops III — znów to samo, tylko z kryzysem tożsamości

16.11.2015 14:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Niby nie dla fabuły kupuje się tę produkcję, ale miło jest, kiedy poza trybem multiplayer da się postrzelać samotnie do przeciwników w imię jakiejś idei. Historia rozkręca się bardzo powoli, pozwalając nam wcielić się w standardowego wojaka o płci męskiej lub żeńskiej, z doborem twarzy, a później elementów pancerza i wyposażenia, w imię równouprawnienia. Co dobre, wrogowie to też nie sami twardziele, ale także kobiety. W typowym dla wojennej sagi stylu najpierw gracz zostaje zaszokowany brutalną sceną, potem rusza zaś w bój, aby się odegrać za swe krzywdy, a dalej rozwikłać zagadkę pewnego oddziału specjalnego, który zniknął z radaru. Jest cała masa dynamicznie poskryptowanych akcji, rozgrywających się praktycznie samodzielnie, niepotrzebnie przesadnie szokujące momenty, przydługie przerywniki plus obowiązkowe wstawki ze spowolnioną akcją i przycelowaniem. Początek ostatecznie niewiele będzie miał wspólnego z końcem, kiedy wątki skręcą w kierunku filmowych Terminatorów. To akurat moim zdaniem interesujące posunięcie, jednakże jeśli gra przez chwilowy powrót do założeń rozgrywki z początków serii, a potem niemal zupełne odejście od nich, cieszy dopiero po kilku godzinach znużenia, pojawia się pytanie, po co się silono na rozwlekanie? Wystarczyło skrócić do kilku ostatnich misji. Możliwość zabawy nawet w 4 osoby równocześnie nie poprawia źle rozłożonego wątku. Nieduża to frajda.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Samo strzelanie również wypada blado. Opcja podświetlania nieprzyjaciół, bo przecież nasza postać to w połowie cyborg, a tak naprawdę projektantom nie chciało się popracować nad kwestią przejrzystości zabawy, nie przemawia do mnie. Lubię widzieć, do kogo oddaję ogień, na tym według mnie polega ten gatunek. Dorzucono do tego rozszerzenia zdolności z trzech drzewek, z przejmowaniem kontroli nad elektroniką, detonowaniem robotów na odległość czy wypuszczaniem chmary nanodronów zapalających, by w ogóle nie było sensu robić nic innego, niż tylko się chować oraz wychylać z bezpiecznej odległości. Kompani z początku wydają się całkiem przydatni, ale szybko zaczną zacinać się na elementach otoczenia, kręcić w kółko z kąta w kąt oraz atakować ściany. Przeciwnicy to wyłącznie mięso armatnie, ciskające w dal granatami, a tak to biegające bokiem w oddali, by ruchliwością nadrobić brak intelektu. Poza robotami, te bowiem po prostu prą naprzód. Spokojnie jednak. Skrzynie z amunicją porozstawiano gęsto, choć czasem nie od razu widać je lub wyrzutnie rakiet, potrzebne do zniszczenia olbrzymich jednostek kroczących. Gdzie naboje, tam też pewnie zaraz z boku stoi też stanowisko do zmiany wyposażenia i cybermocy. To przecież normalne w zrujnowanych miejscach… Nie, logiki wiekszej w tym nie ma.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Przejdźcie grę jednorazowo i sytuacja ulega odmianie. W trybie koszmarów misje poukładano w innym porządku, pozmieniano graficznie oraz dograno nowe dialogi, abyśmy dostali nowoczesnego Dooma z armiami nieumarłych do wybicia. Lepsze to niż oryginalna, przegadana kampania. Zombie są w również w centrum ukrytej mini gierki dostępnej na komputerze w bazie wypadowej w przerwach między etapami, gdzie postać widzimy z góry, zgnilców eliminujemy w tonach, a do tego dochodzą różnorakie śmieszne dopalacze. Wciąga jak bagno. Dla miłośników Mirror’s Edge dorzucono kolorowe wirtualne trasy do przebiegnięcia, wymagające popisania się zręcznością, skocznością oraz celnością. No i jest rzecz jasna tradycyjny już dla Call of Duty, osobny tryb wybijania kolejnych fal żądnych mózgów wrogów. Co ciekawe, klimat jest diametralnie odmienny od futurystycznego wątku głównego. Wcielamy się tu w czwórkę naznaczonych klątwą postaci, odgrywanych przez znanych aktorów, kręcącą się po przeklętej mieścinie wyjętej żywcem z filmów nurtu Noir, tylko pokolorowanych. Świetnie dobrana muzyka z epoki udanie przygrywa do chaosu, gdy nie wiadomo z początku, co robić i czemu służy transformacja w bestię. Później, w miarę zyskiwania funduszy z likwidowania kolejnych fal nieprzyjaciół, nabywania lepszych broni oraz odblokowywania następnych obszarów, a co za tym idzie dochodzenia co, gdzie i jak, czar nieco pryska. Jedna mapa na początek to za mało na dłużej, ale będzie DLC.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Przyjmując, że rozgrywka wieloosobowa to osobny produkt, w pakiecie dostajemy więc poniekąd sześć projektów do ogrania, o różnym stopniu dopracowania i radości z nich płynącej. Aspekt wieloosobowy miał być niemniej tym najlepiej zrobionym, zwłaszcza że na konsolach starej generacji na płycie znajdziecie wyłącznie potyczki multiplayer. Mapy są w większości w porządku, ale wizualnie potrafią dziwić zakręceniem, co jednak wypływa ze wspomnianych psychodelicznych wątków w scenariuszu. Do wyboru dostajemy kilka klas postaci do rozwoju, z własnym orężem oraz zdolnościami, choć nie od razu wszystkie dostępne. Specjaliści to lekki powiew świeżości, ale z uwagi na identyczny wygląd modeli w potyczkach online szybko w oko wpadnie graficzna powtarzalność. Trudno potem gonić za kimś z zemstą, jak po mapie biega kilku takich samych drabów. Broń da się poobklejać według własnego widzimisię, więc naprawdę przydałby się edytor postaci. W temacie zabawy, usprawniono poruszanie się, dorzucając wślizgi czy bieganie po ścianach i mecze faktycznie są bardziej dynamiczne. Za tym poszedł odpowiedni projekt poszczególnych miejscówek, ale pełno tu zarazem miejsc dla niewzruszonych snajperów. Latający fragment wyspy z brzegu (tak, latający fragment wyspy)? Pewnie da się tam wskoczyć, wejść na górę i stamtąd zdejmować ludzi z oddali, irytując ich strasznie. Młodzież się ucieszy, inni zatęsknią za klasyczną wojną, w odróżnieniu od latania, skakania, dronów i cybernetyki…

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Pomimo dorzucenia kolejnej ekipy od rozwoju Call of Duty, co dało zespołowi Treyarch cały rok więcej czasu na dopracowanie Black Ops III, wracacie na stare śmieci, zebrane tylko na kupkę futurystycznych zapędów twórców. Z opcjami rozgrywki postawiono wyraźnie na ilość, nie jakość, by pakiet sumarycznie opłacało się nabyć. Nikt pod kątem programistycznym się tu zbytnio nie starał. Oprawa się mocno zestarzała, a do tego zapomnijcie o chwalonych 60 klatkach na sekundę na konsolach, czym przecież zawsze tłumaczyło się stosowanie archaicznego silnika graficznego. Rozgrywka potrafi mocno zwolnić. Przygotowane wcześniej, na sztywno zaprojektowane akcje, kolą w oczy bardziej, niż kiedykolwiek. Kuleje detekcja kolizji. Pojawiają się nawet błędy uniemożliwiające ukończenie pewnych poziomów, ale po coś odblokowano wybór etapów, prawda? No i te komunikaty o rychłej śmierci, jeśli choć trochę zboczycie z trasy wytyczonej przez deweloperów… Multiplayer się broni, cieszą też pozostałe tryby gry, ale ogólnie, jeśli bardzo lubicie serię i chcieliście tytuł ten nabyć, poczekajcie aż stanieje. Z drugiej strony, kiedy za rok pojawi się kolejne wezwanie do służby, kto o poprzednim będzie wtedy pamiętał? Projekty z tej linii tak szybko przecież przemijają.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (25)