Grand Theft Auto IV

Redakcja

05.05.2008 08:13, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Świat opiera się na antagonizmach. Kibice dwóch drużyn się nienawidzą, walka płci to temat znany od starożytności, a do tego wszystkiego swoją cegiełkę dorzucają fani Xboksa 360 i Playstation 3, którzy toczą zażarte boje czyja konsola jest bardziej „funky”. Grand Theft Auto IV ma szansę pogodzić oba obozy - wygląda równie dobrze i sprzedaje się tak samo rekordowo na obie platformy.

Nie da się ukryć, bo każdy odczuwał to na swój sposób - ogrom oczekiwań związanych z nowym GTA był niewyobrażalny, ludzie wyglądali kompilacji wszystkiego, urzeczywistnienia każdej, nawet najmniejszej prośby. Co dziwniejsze - właściwie to otrzymali. Gra jest rozbudowana jak żadna inna i dopracowana ponad wszelką miarę, co na pewno ma związek z przełożeniem jej premiery o pół roku. Pierwotnie GTA IV miało się ukazać w październiku, ale wynikły jakieś perturbacje sprzętowe i przesunięto premierę, aby wychuchać krnąbrne linijki kodu. Jednak moje zdanie jest takie, że ten czas autorzy poświęcili nie tylko na optymalizację gry, ale przychodzili do pracy i mówili "a może dodamy to?" albo "spróbujmy sprawdzić ten ficzer", po czym faktycznie wplatali dodatkowe motywy do gry. We wszelkich deklaracjach przedpremierowych ojciec serii, Dan Houser, mówił wprost, że ogrom San Andreas jest na tę chwilę nie do osiągnięcia, że trzeba lepiej poznać bebechy aktualnej generacji konsol i dopiero potem myśleć o kroczeniu ścieżką RPG. Trochę kłamał.

To prawda, że obszarowo Liberty City z GTA IV jest mniejsze niż Los Santos, Las Venturas i San Fierro (plus przefachowe okoliczne wioseczki), ale stopień nagromadzenia szczegółów, liczba dialogów, otwartość świata, jego kompleksowość i złożoność relacji socjologicznych każą stwierdzić jedno: Grand Theft Auto IV to najlepiej zainwestowane pieniądze, jeśli chodzi o grę wideo. Żaden inny tytuł nie otworzy umysłu w taki sposób, choć przyznać muszę że stanie się to dopiero po solidnym, co najmniej kilkugodzinnym, ograniu GTA. Ja sam przez początkowe misje brnąłem jak w błocie, uwierała mnie pewna "pastgenowość" gry. Jak pokazały kolejne sesje przy konsoli - nie mogłem się bardziej mylić. Zostałem bez uprzedzenia uderzony obuchem grywalności w łeb, złapałem się na tym, że razem z Niko oglądam telewizję, jem w fast-foodach i pracuję.

Obraz

Nie od razu polubiłem Niko Bellica, jakoś nie mogłem się zżyć z nieogolonym Serbem w dresie, ale teraz zachodzę w głowę dlaczego. NB (różne postacie nazywają Niko na swój sposób, to tylko jedna z możliwości) jest sarkastycznym typem i ma bardzo zdystansowany stosunek do wszystkiego. Zlikwidować paru koleżków? Żaden problem, o ile zleceniodawca jest w stanie solidnie zapłacić. Parę godzin potrwało zanim przekonałem się o mniej materialistycznej stronie Niko, fabuła zaskoczyła mnie swoim rozbudowaniem - główny bohater jest najbardziej "ludzki" w historii GTA, a jego działania mają korzenie w przeszłości. Przeszłości, która zaczyna nawiedzać Niko nawet w Liberty City. Przybywa on do Ameryki na zaproszenie kuzyna Romana, który w listach do niego nie szczędzi ściem i opowiada o swoim „amerykańskim śnie”. Po zacumowaniu statku i wyjściu na brzeg, wszystko o czym czytał Niko znika jak pękająca bańka mydlana.

[break/]Ponownie trzeba wspinać się na szczyt, zdobywać uznanie w oczach coraz wyżej postawionych person i obracać się wśród nielichych gangsterów. Droga ta nie będzie usłana różami, a tym razem w kilku momentach możemy dokonać kluczowych decyzji mających wpływ na przebieg historii. Żaden wybór nie będzie łatwy, zaś konsekwencje za każdym razem są raczej nieprzewidywalne, na czym zyskuje głębia gry. GTA z historii o niemym hitmanie z "trójki" ewoluowało do pełnoprawnej, fabularnej produkcji, pełnej zwrotów akcji, zżymania się na przeciwników i zżywania się z przyjaciółmi głównej postaci. Nie sposób spostrzec, kiedy stajemy się wirtualnym Niko i zaczynamy myśleć jego kategoriami. To piękne, a zarazem unikalne uczucie, bo jeszcze nigdy żadna gra nie dawała aż takich możliwości. I mam świadomość jak mocno takie stwierdzenie brzmi.

Obraz

Bohaterów satelickich na swojej drodze spotyka się bardzo często i gęsto, dlatego też skupię się jedynie na tych, którzy odciskają największe piętno na wizerunku czwartej części i są dla niej tym, czym dla San Andreas byli OG Loc i Big Smoke, dla Vice City Lance Vance, a dla GTA III Catalina i Tony Cipriani. Świetnie designerom wyszedł Little Jacob, wiecznie pod wpływem marihuany, wyluzowany, czarnoskóry koleżka, który zwraca się do Niko swoim slangiem i każdą rozmowę kończy - dla mnie kultowym - "one love, breeda". Podobała mi się także postać niejakiej Elizabeth - szarej eminencji o dużych wpływach w Liberty. Do tego nie sposób pominąć zwariowanego duetu Dimitri-Faustin, gdzie pierwszy jest znerwicowanym gangsterem wiecznie uspokajającym nabuzowanego i spontanicznego kolegę. Pod "spontanicznego" rozumiem oczywiście strzelającego do ludzi w najmniej przewidywalnych sytuacjach. Nie chcę zdradzać za wiele spoilerów - stąd na koniec jeszcze tylko znany z filmowych zwiastunów Brucie. Pakujący w siebie końskie dawki sterydów koleś jest maskotką GTA IV i wysłuchuje na każdym kroku od Niko, że "sterydy robią śmieszne rzeczy z jądrami". Gra roi się od świrów, a kudosy lecą do autorów skrzących się humorem dialogów, bo ponownie stanęli na wysokości zadania.

Wspomniany wcześniej Houser w wywiadzie powiedział, że IV wymaga od gracza uwagi na wielu polach - słuchania, patrzenia i reagowania. Pierwszą z większych nowości w gangsterskiej serii to telefon komórkowy, który Niko dostaje w jednej z początkowych misji od Romana. Tak jak w prawdziwym życiu komórka staje się wkrótce nieodzowna - nie bez przyczyny większość mieszkańców globu na pytanie, co zabierają jak wychodzą z domu, podaje te same odpowiedzi: klucze, portfel i telefon. Komórka jest kanałem komunikacyjnym z innymi postaciami - tak umawiamy się na misje, na „side-questy”, na kawę, na randkę, na rzutki, czy inne imprezy. Poza tym ukryto tu i masę tzw. easter-eggów - a najbardziej podstawowy z nich to zadzwonienie pod 911. Po nieudanej misji przychodzi wiadomość, czy chcemy ją od razu powtórzyć - jeśli tak, to nie trzeba tułać się ponownie na start. Dostęp do telefonu uzyskujemy zawsze wciskając krzyżak i w każdym momencie gry można sprawdzić zaplanowane wydarzenia, przejrzeć esemesy, zmienić dzwonki, z czasem zaś Niko zmienia telefony na lepszy model, co dodatkowo rozbudowuje zabawę. W połączeniu z GPS-em w samochodach na bieżąco aktualizującym proponowaną trasę otrzymujemy zestaw najbardziej intuicyjnych narzędzi pozwalających nie gubić się w tak przeogromnej produkcji.

Obraz

Zmianie uległo nieszczęsne celowanie znane z poprzednich odsłon i psujące krwi graczom. Wzorcem jest teraz popularny już system osłon, który w praktyce sprawuje się wyśmienicie. Niko może biec wyprostowany albo skulony, pod jednym przyciskiem mamy przywieranie plecami do najbliższej ściany, można także strzelać na ślepo. Oprócz tego bogactwa istnieje opcja pobawienia się wzorem Resident Evil 4, bo nie ma przeszkód, aby celować z widokiem znad barku. Snajperka oraz rakietnica nie nastręczają żadnych problemów i korzystanie z obu jest tak samo sycącym przeżyciem. To prawda, nie potrafię powiedzieć czy fajniej jest strącić kogoś z budowlanego żurawia wprost na samochód, czy wystrzelić rakietę i podziwiać uroczą smugę dymu poprzedzającą wybuch. Przy okazji - odjęto nieco brutalności strzałom w głowę i teraz posoka nie tryska wysokim strumieniem z tułowia, a całość wygląda bardziej realistycznie.

[break/]Takie zresztą zadanie postawili sobie developerzy - GTA IV w pewien sposób zrywa z przerysowaniem poprzedników, a najbardziej zwrot ku realizmowi odczuwa się na modelu jazdy. Samochody gibają się na zakrętach, czuć każdą nierówność terenu, przed skrętem trzeba naprawdę ostro wyhamować, przy mocnym „dzwonie” można wypaść przez przednią szybę i w ogóle jeszcze zaliczyć co najmniej kilka innych rodzajów wypadków drogowych. Przyzwyczajenie do nowych notabene realiów zajęło mi parę chwil, ale teraz nie wyobrażam sobie innego podejścia - fury da się opanować, zaś jeśli się rozbijamy, to pretensje można mieć tylko do siebie. Samochody, motory, motorówki, helikoptery, pociąg - środków transportu nie zabraknie, do tego kiedy nie ma się ochoty samemu prowadzić, można zagwizdać na taksówkę i pojechać w dane miejsce za opłatą. W trakcie przejażdżki zawsze z kimś rozmawiamy - dialogów jest całe mnóstwo, czasem się powtórzą, ale w większości przypadków wnoszą coś nowego do zabawy. Niczym wyjątkowym jest też akcja, kiedy Niko rozmawia z koleżką, jednocześnie sprawdza esemesa, słucha radia i odgłosów żyjącego miasta.

Obraz

Udźwiękowienie gry było chyba najbardziej pewnym elementem produkcji - zawsze mieliśmy w tym względzie „grubo” i Rockstar zwyczajnie nie mogło na tym motywie się wyłożyć. 18 różnych stacji radiowych zapewnia godną dawkę muzyki, rozmów i głupawych reklam na cały czas spędzony w Liberty City. Każdy znajdzie dla siebie ulubione radio, a do ciekawszych na pewno należą audycje Ruslany, zwyciężczyni Eurowizji i didżejki Vladivostok, ponadto fani klasyki posłuchają Genesis, Iggy'ego Popa, czy Queen na Liberty Rock Radio. Mnie wgniótł w ziemię kawałek Oxygene, Pt 4 autorstwa Jean Michel Jarre'a, kiedy akurat wracałem z miejsca krwawej jatki. Ścieżka dźwiękowa co i rusz zaskakuje, fani wykręconych radiowych dialogów będą wniebowzięci, bo wygląda na to, że dźwiękowcy w Rockstar posiedli nieograniczoną wyobraźnię i mimo kolejnej części nie spoczęli na laurach. Także ogromny szacunek też za to.

Trzon gry nadal się nie zmienił - dostajemy misję, jedziemy na miejsce, robimy co trzeba, kasa wpływa na konto, powtórzyć. Lecz każdy z tych elementów został "odpicowany" i dopieszczony do granic. Teraz przykładowo można uciec policji nawet kiedy chcą nas wyciągnąć z samochodu. Zaś same pościgi wyglądają trochę inaczej - na mapce widać strefę, w której szukają nas policjanci oraz patrolujące ją radiowozy. Trzeba wydostać się niezauważonym z tej zony, a potem na kilkanaście sekund gdzieś się zabunkrować i przeczekać. Fajne, lepsze oraz zdecydowanie ciekawsze niż kiedyś, jak zresztą większość kwestii w GTA IV. Leżałem na łopatkach po sprawdzeniu w akcji prowadzenia pod wpływem alkoholi. Nie dość, że wyzwaniem jest samo dojście do auta, to jazda nastręcza kolejnych problemów, bo samochód nijak nie trzyma linii prostej i wracając z suto zakrapianej imprezy zwiedzamy pobocza po obu stronach drogi. Niezłe.

Obraz

Z wieloma zarzutami względem GTA można się zgadzać lub nie, ale seria nigdy nie była pięknością. Proste modele postaci, wskakujące tuż przed oczami budynki, znikające samochody były ceną, jaką płaciło się za najbardziej złożony „sandbox” w grach. Wraz z Grand Theft Auto IV ten aspekt przechodzi do lamusa, bo produkcja prezentuje się naprawdę okazale pod względem technicznym. Rockstar Advanced Game Engine oferuje niesamowite efekty cieniowania obiektów i gra świateł, gdy przejeżdżamy pod torami kolejowymi, czy patrzymy na refleksy na wodze, potrafi urzec. Jakby tego było mało - silnik fizyki Euphoria zapewnia zupełnie nowe doznania interakcji naszego protagonisty ze światem gry. Każde potrącenie przez samochód wygląda inaczej, nie ma dwóch takich samych strzelanin, za każdym razem na żywo liczone są obrażenia ciała, co powoduje mały opad szczeny.

[break/]Dlaczego mały? Bo niestety istnieje delikatny pop-up (ale bez porównania mniejszy niż kiedykolwiek), są również miejsca, w których liczba klatek animacji potrafi spaść poniżej średniej unijnej, a sama gra za każdym razem dość długo się ładuje. Potem wszelkie loadingi są co prawda króciutkie, lecz generalnie włączając GTA IV jest czas, żeby pójść do kuchni po kawę. Testowana przeze mnie wersja na PS3 potrafiła się też zawiesić i jedynym ratunkiem stawał się twardy reset konsoli, ale jest na to już sposób: wystarczy nie logować się do Playstation Network. Najwidoczniej nowa wersja sklepu Sony nie współpracuje za dobrze z nowym GTA. Autorzy gry siedzą nad poprawką.

Obraz

Problemy techniczne nie przeszkodziły mi jednak w sprawdzeniu i ograniu trybu multiplayer, który być może niesłusznie opisuję na samym końcu. Pod względem grywalności przebija on bowiem w moim rankingu genialne przecież Call of Duty 4 i absolutnie nie może być traktowany jako doczepiony na siłę dodatek. To pełnoprawna połowa gry, choć dostępna tylko z poziomu telefonu komórkowego Niko. Multi składa się z 15 trybów, maksymalna liczba graczy to równocześnie 16 osób. Jest opcja wyścigów (z giwerami lub bez), zabawa w policjantów i złodziei, wariacje na temat zdobywania terytoriów oraz oczywiście deathmatch (także w wersji drużynowej). Gra po sieci w GTA to fantastyczna rzecz - do dyspozycji całe ogromne miasto, jest policja i porozrzucane w uliczkach bronie. Tylko tyle i aż tyle, bo chaos robi się nie do opisania.

Nie wiem, czy możliwe jest opracowanie jakiejkolwiek strategii, bo sposobów na "zdjęcie" przeciwnika mamy tyle samo, co i w singlu. Wygląda to jak zamieszki na wielką skalę - radiowozy próbują bezskutecznie okiełznać sytuację, przechodnie biegają w popłochu, a w samym epicentrum wybuchów kilkunastu graczy stara się wzajemnie wykończyć. Przejechać go czy z daleka posłać rakietę ziemia-ziemia? Oto jedno z podstawowych pytań towarzyszących grze po sieci. Lagów nie uświadczyłem, widać trochę gorszą grafikę, ale radość z biegania po wielkiej metropolii z kumplami zupełnie to niweluje. GTA IV w multiplayerze spełnia wszystkie pokładane w tytule oczekiwania - to wielki, online'owy potwór.

[image source="Galerie/Grand_Theft_Auto_IV_Galeria_4_-_Multiplayer:2776" mode="normal"]Ocena tej konkretnej gry nastręczała mi wielu problemów, na jednej szali spoczęła przytłaczająca liczba zalet, z drugiej drobne problemy techniczne i mało dynamiczny początek. Nie jest to żadna złośliwość z mojej strony, ani tym bardziej próba zaistnienia (patrzcie, a on nie dał "dychy" GTA!), raczej trzeźwe podejście do kwestii recenzowania gry. Pamiętam jak kiedyś nie chciałem dać 10/10 GTA: San Andreas i do dziś mam wyrzuty sumienia. Jednak SA to był mocarz, szczytowe osiągnięcie swojej generacji. Czuję zaś w kościach, że panowie z Rockstar North jeszcze nas zaskoczą na Xboksie 360 i Playstation 3, dlatego zostawiam furtkę do wyższej oceny. Recenzję potraktujcie jako delikatny przedsmak tego, co czeka każdego kto włączy grę. Przejść GTA IV musi bezdyskusyjnie każdy, kto w rubryce hobby wpisuje na pierwszym miejscu "gry wideo".

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także