Zastanów się — czy wyłączyłeś kamerkę?
Fani filmu American Pie na pewno pamiętają scenę, kiedy to fajtłapowaty nastolatek Jim ustawia kamerkę internetową, aby wraz z kumplami obserwować łóżkowe wybryki pięknej Nadii, a potem zapomina transmisję wyłączyć i gdy sam „daje plamę” staje się później pośmiewiskiem w całej szkole. Ubaw po pachy z niemożliwej sytuacji, prawda? Niestety ostatnie kilka tygodni udowadnia, że scenariusz powstały niegdyś na potrzeby opowieści braci Weitzów jak najbardziej jest realny. To głównie graczom w obecnych czasach wyraźnie brakuje wyobraźni.
05.11.2012 | aktual.: 05.11.2012 17:14
Strumieniowanie rozgrywki do Internetu to współcześnie rzecz normalna. Poza tym, co dzieje się aktualnie na ekranie monitora komputerowego, zwyczajną praktyką jest również upublicznianie reakcji grającego, na którego skierowana jest kamerka gdzieś znad ekranu. Często jednak po skończonej partyjce zapomina się ją wyłączyć. Pół biedy, jeśli akurat napięcie powstałe podczas emocjonującego starcia z przeciwnikiem odreagowaliśmy przegryzając sporego hamburgera. Gracz Slooshi, który zdążył wyrobić sobie imię pośród fanów League of Legends, postanowił odpalić kilka stron porno, aby inaczej rozładować stres... — co nie umknęło uwadze jego kolegów.
Andrew Pham zdołał obrócić na szczęście wszystko w żart. Gdy tylko odblokowano mu konto na twitch.tv wyjaśnił, że to była ponoć specjalnie przemyślana taktyka na nieprzyjaciela, zaś do opisu swojej podstrony dodał dumne "przyłapany na masturbacji". Gracz murderalph z World of Warcraft też nawet nie próbuje odwracać już od siebie uwagi po tym, jak wraz z dziewczyną uprawiali seks przed kamerką skierowaną centralnie na łóżko... Poza zamknięciem mu kanału do strumieniowania i nagłego wzrostu popularności w sieci, teoretycznie niewiele to zmienia w jego życiu. Partnerka go nie zostawiła. Za to za o wiele bardziej błahą sprawę, bo kilka sekund publicznego drapania się po „klejnotach”, inny miłośnik League of Legends, Zyori, stracił dobrze płatną posadę eSportową...
Niewielu się do tego przyznaje, ale potrzeba pewnego ekshibicjonizmu siedzi w nas gdzieś w środku — dlatego lubimy chwalić się właśnie dokonaniami w grach w formie wideo lub wrzucamy (nawet roznegliżowane) zdjęcia na facebooka. Warto jednak po skończonym „medialnie” dniu zastanowić się, czy na pewno jesteśmy już w pełni offline. W polskich realiach pierwsza strona w brukowcach, z naszą internetową wpadką, nie jest wcale wykluczona.