Darkspore

11.05.2011 13:42, aktual.: 01.08.2013 01:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Premiera Darkspore za nami i jak na projekt pod szyldem Electronic Arts to obyło się dziwnie bez większej reklamy. Ale podobnie przebiegał ogólnie cały proces tworzenia gry - wiedzieliśmy, że Maxis zachęcone sukcesem Spore postanowiło spożytkować powstałą przy okazji tego tytułu technologię na RPG w klimatach science-fiction, potem były testy beta. Największą furorę w sieci zrobiła informacja, że przy produkcji pomaga BioWare, co jednak okazało się nie do końca prawdą. Niestety w tym przypadku wyszło na to, że jaki marketing, taki produkt – dzieło może nie zagrzać miejsca na półkach w pokojach graczy.

W imię czego przyjdzie nam ukatrupiać tutaj stwory różnorakie? Istniała niegdyś rasa Krotoplastów, która (w skrócie) lubiła bawić się w mutacje. Potworzyli oni w większości istoty zacne, ale odkryli przy okazji także niestabilne, przyśpieszające rozwój WDNA, czego rezultatem było powstanie Darkspore - niebezpiecznych, mrocznych pomiotów. Zaraza ta zaczęła rozprzestrzeniać się po galaktyce, niszcząc bądź przeobrażając nie do poznania kolejne światy. Krotoplastów wkrótce dosłownie wybito. Tysiąc lat po tych wydarzeniach budzimy się na pokładzie statku kosmicznego. Jako najwyraźniej ostatni przedstawiciel prastarej rasy zadanie mamy „proste” – zwalczyć panoszące się po układach okropności oraz przywrócić nieskazitelne życie. Dopomogą nam w tym genetyczni bohaterowie.

Jednego nie można grze odmówić – rozmachu. Liczba odblokowywanych w toku rozgrywki herosów idzie w setkę i z biegiem czasu absolutnie każdy znajdzie coś dla siebie, szczególnie, że dostajemy też oczywiście edytor postaci (chociaż przycięty w funkcjonalności w stosunku do Spore - pełnej dowolności w ustawianiu członków nie ma). Chcecie biegać futurystycznym synem Diabelskiego Rogatego, albo po prostu wielkim drzewem z wykrzywioną gębą? Nic nie stoi na przeszkodzie, byle tylko dobrać odpowiednią posturę. Podczas poszczególnych misji, na które zabieramy 3 wybranych bohaterów, zdobywamy świeże, biologiczne „części” dla nich, punkty doświadczenia dające Krotoplaście dostęp do nowych opcji, plus łańcuchy DNA – tutejszą walutę. Takie wymarzone poroże nie tylko należy znaleźć (bądź kupić w sklepie), ale jeszcze opłacić jego wmontowanie w płat skroniowy. Albo nad pośladkami. Co kto woli moi drodzy, co kto woli...

Obraz

Ekipę na kosmiczne wojaże musimy rzecz jasna dobierać z głową. Przyda się ktoś rażący wroga na dystans, z umiejętnościami leczenia oraz jakimiś obszarowymi (ochronnymi lub ofensywnymi), a do tego wypada zabrać również osiłka, który z bliska zmasakruje jednostki wroga kilkoma ciosami. Poza tym warto zawsze przemyśleć, jakie stworzenia zamieszkują daną planetę, żeby nagle nie okazało się, iż oddelegowana tam drużyna jest bardzo podatna na ataki z grupy danego typu. Dynamikę starć psuje niestety niemożność przełączania się między postaciami w dowolnym momencie (musimy każdorazowo chwilę odczekać), co w przypadku walk z bossami i zapędzenia do rogu często oznacza szybki zgon oraz rozpoczynanie etapu najzwyczajniej od nowa. Nie do końca zmyślnie wyważony poziom trudności temu wszystkiemu nie pomaga…

[break/]Miejscówki pełne są szczegółów (przy odejściu od losowo generowanych lokacji na rzecz z góry ustalonych nie mogło być inaczej), pozwiedzamy różnorakie globy, aczkolwiek w pewnym momencie scenerie zaczynają się powtarzać, brakuje większej różnorodności. Gra nadrabia ten aspekt za pomocą fauny i flory. Wrogie żyjątka niejednokrotnie świetnie ze sobą współpracują, prezentują się inaczej, mamy większe oraz mniejsze ich odmiany. Przemierzymy powiedzmy pięknie oświetlony las, który naprawdę zdaje się żyć. Ale potem nagle zamyka się nas na polanie, informowani jesteśmy o nadciągnięciu hordy (tudzież bossa), z powietrza wteleportowują się nieprzyjaciele… – no, „wczujka” znika. Nasze sensualne zaangażowanie szybko ustępuje miejsca zwyczajnemu, mozolnemu wybijaniu kolejnych zastępów stworzeń w poszukiwaniu kończyn, par oczu, bio-pancerzy...

Obraz

Darkspore wymaga połączenia z Internetem, więc siłą rzeczy nie mogło zabraknąć opcji multiplayer. Obok trybu PvP, sporo czasu spędzimy na przechodzeniu poszczególnych etapów z innymi „potworakami” online – monotonna w sumie zabawa dopiero nabiera nieco rumieńców, o ile nie natrafimy na ekipę, w której każdy pójdzie w swoją stronę, bo gra skaluje wyzwanie pod ilość osób. Choć liniowa budowa map spowoduje, że w końcu się zejdą - jeśli oczywiście nie zginęli po drodze. Łatwiej w zgranej grupie podejmować wyzwania proponowane po zaliczeniu plansz (czy idziemy dalej „w teren”, ale ryzykujemy utratę dotychczasowych zdobyczy przy porażce, niemniej w imię lepszych fantów?), zdobywamy więcej punktów doświadczenia, lecz oczywiście równocześnie też wpada nam do plecaka mniej przedmiotów – gdyż ludzi więcej do podziału…

Wszystko, co opisałem dotąd to taki większy czubek góry lodowej, bo nowa propozycja Maxis jest dziełem naprawdę rozbudowanym (specjalnie nie wchodziłem w szczegóły) - jednak na tym paradoksalnie produkcja traci. Statystyki bohaterów zależą od dobranych im modyfikacji, a te nie są uniwersalne, nie pasują do każdego. Może się zdarzyć, że ulubiony genetyczny heros ustąpić będzie musiał szybko miejsca w ekipie komuś, kto akurat potrafi skorzystać z danego odnóża, czy tam plujki. Wkrótce gubimy się też, kiedy musimy przejrzeć wszystkie zdobycze, bowiem po kolei wchodzimy w edycję każdej postaci oraz sprawdzamy dostępne im części. Niby są filtry, ale i tak spędzimy tutaj kupę czasu po misji. Za dużo czasu. Interfejs wypadałoby stanowczo usprawnić. Może w Darkspore 2?

Obraz

Niestety wątpię, abyśmy kiedykolwiek mieli ujrzeć na rynku kontynuację, pomimo faktu, że tak naprawdę z produktem wszystko wydaje się być ogólnie w porządku. Jestem przekonany, iż może on znaleźć swoich fanów, tylko największy problem to takowych ewentualnych fanów odnalezienie. Miłośnicy Diablo czy Torchlight na wyżynanie „śmiesznych” kolorowych stworków raczej nie spojrzą (choć krwi w tej pozycji zaskakująco dużo). Zaczynający przygodę z grami RPG akcji mogliby się tutaj odnaleźć, ale znowu czy nie pogubią się w natłoku możliwości? Dobrze zrobiona polska wersja niewiele pomaga w przyswajaniu mechaniki rozgrywki - trzeba już mieć pewne zacięcie, żeby chcieć się w tytuł wgryźć. Trudna sprawa. Za to na pewno nie zawiedziecie się na stronie dźwiękowej Darkspore - nasuwa naprawdę pozytywne skojarzenia z serią Mass Effect.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także