Komputery retro - za czym na pewno nie tęsknimy? (część 2)
Stare pecety to sprzęt, w którym niewiele rzeczy działało automatycznie, tak od razu. Konieczna była spora inwestycja czasu i cierpliwości, by poprawnie skonfigurować oprogramowanie… oraz sam komputer. Służyły do tego małe okropieństwa, pogromcy paznokci - zworki.
Zworki przeżyły wprowadzenie szyny PCI i USB. Dopiero ostateczna śmierć ATA i ewolucja autodetekcji w płytach głównych sprawiły, że wreszcie skończyły się czasy, w których konieczne było ustawianie sprzętu za pomocą zworek. Błędne ustawienia skutkowały niedostępnością dysku twardego, niedziałającą kartą rozszerzeń, a w niektórych rzadkich przypadkach nawet uszkodzeniem procesora (choć trzeba było mieć szczególnego pecha).
Plug and "Pray"
Choć autodetekcja uczyniła życie znacznie łatwiejszym i zmniejszyła zakres wymaganej do obsługi sprzętu wiedzy, wiele osób ciepło wspomina czasy zworek - a to ze względu na dostępną w dawnych czasach możliwość ręcznego alokowania zasobów.
Autokonfiguracja jest wspaniała - gdy działa. Niestandardowy, przejściowy lub amatorski sprzęt może mieć problemy z poprawnym dogadaniem się z kontrolerem PCI i przydziałem adresów pamięci i przerwania. Istnieją też osoby, które nie uznają automatycznej konfiguracji z powodów ideowych…
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zniknięcie zworek w większości przypadków oznaczało jednak koniec ery niszczącej samowolki. Kombinowanie z IRQ i adresacją było wybitnie pecetową cechą, której nie miały ani systemy bardziej skomplikowane ani niektóre prostsze. Apple stosowało autokonfigurację, a prostsze ustroje alokowały zasoby na sztywno, np. przywiązując je do numeru gniazda karty.
To pecet, ze strachu przed brakiem kompatybilności i bez przekonania o szansie na swój sukces, stosował procedury instalacji sprzętu wymagające mówienia systemowi, jak ma rozmawiać z urządzeniem jeszcze zanim załaduje nawet jego sterownik. Te czasy to już dziś przeszłość.
Dyskietki
Przeszłością są też magnetyczne nośniki danych. Zresztą, dziś w wielu scenariuszach przeszłością są jakiekolwiek nośniki zewnętrzne, a wymiana danych następuje przez chmurę. Ale zanim dużo pracy uciekło do internetu, korzystaliśmy masowo z pendrive'ów. A wcześniej - musieliśmy polegać na dyskietkach. Nośnikach, które da się kochać tylko na dystans.
Dyskietki to relikt, który zdecydowanie nie przetrwał próby czasu. Są znacznie ulotniejsze od dysków optycznych (choć jak się okazuje, i tu nie ma szału). Niezarchiwizowanie danych zapisanych niegdyś na dyskietkach może dziś oznaczać ich utratę. Znalezienie bardzo wiekowych kompletów dyskietek może prędko poskutkować odkryciem, że większości z nich nie da się dziś odczytać, mimo dobrego przechowywania i braku widocznych uszkodzeń. Nie należy jednak zapominać, że trwałość nowych, dzisiejszych nośników także nie zachwyca.
Przyjęło się uważać, że trwałość dyskietek to około 10-15 lat (przy właściwym przechowywaniu). Wiele jest w stanie przetrwać znacznie dłużej. Sytuacja ulega utrudnieniu, gdy znajdziemy naprawdę wiekowe egzemplarze. Wtedy do akcji wkraczają napędy dyskietek. Dziś bardzo trudno o sprawny napęd dysków 5,25 cala i trzeba się natrudzić, by zrzucić dane z tego z formatu. A nie możemy zapominać, że istotny jest też format niskopoziomowy. Mimo podobieństw nośników, niezgodność między dyskietkami używanymi na PC, Maku i Amidze wynikała nie tylko z systemu plików ale także z formatu ścieżek.
O ile kulkowe myszki i mechaniczne zworki to coś, o czym po prostu możemy dziś zapomnieć, monitory i dyskietki stanowią wyzwanie w emulacji i wirtualizacji. Wiekowe oprogramowanie, aby działać poprawnie, często niejawnie zakłada obecność cech sprzętu wynikających z jego… wad.
Emulacja
Zdarza się, że system z lat 80-tych zawiesi się, gdy kontroler dyskowy odpowie zbyt szybko. Możliwa jest utrata danych, gdy emulowany napęd dyskietek serwuje wypełniony bufor natychmiast, z prędkością niemożliwą w przypadku odczytu z fizycznego nośnika. Monitory także są obarczone cechami historycznymi.
Najbardziej znanym przykładem zależności od kineskopu są gry wykorzystujące pióro świetlne i pistolet świetlny. Ze względu na wykorzystany sensor, ich działanie jest niemożliwe na monitorach LCD. Ale to nie jest jedyny przykład. Istnieją aplikacje wykorzystujące w swoich animacjach artefakty powstające podczas wyświetlania obrazu CGA, a czasem nawet specyficzne cechy monitora, jak w przypadku monochromatycznego IBM 5151. Niektóre z tych cech są sztucznie implementowane w emulatorach (jak PC.js), zreplikowanie innych jest niemożliwe.
Istnieją zatem sytuacje, w których pozbycie się kineskopowych monitorów i napędów dyskietek będzie stratą. Jest to jednak podyktowane pragmatyzmem - te stare urządzenia nie były na żadnym istotnym polu lepsze od dzisiejszej technologii. Po prostu dawne oprogramowanie zwyczajnie nie zadziała z innym sprzętem. Jest to zjawisko przewlekłe: problem nie polega na tym, że kiedyś mocniej orientowano się na sprzęt, a dziś nie. Choć kiedyś istotnie był to istotniejszy czynnik (stąd przecież pomysł na przycisk Turbo!), to obecnie już kilkuletnie systemy operacyjne mogą być niemożliwe do uruchomienia na nowych komputerach.
Kamil J. Dudek, współpracownik redakcji dobreprogramy.pl