YouTube miał mu dać sławę, skończyło się awaryjnym lądowaniem samolotu z 250 osobami
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kanadyjczyk James Potok doprowadził do awaryjnego lądowania samolotu lecącego na trasie Toronto—Montego Bay, a wszystko dla kariery w internecie, jak ujawnił później policji. Mężczyzna liczył, że filmik z zamieszania pozwoli zdobyć subskrybentów na YouTubie.
To, że YouTube stanowi dla wielu nadzieję na wielką karierę medialną, jest rzeczą powszechnie wiadomą. Tak samo jak to, że wielu robi z tego powodu rzeczy, delikatnie mówiąc, niezbyt mądre. Od razu ciśnie się na usta przykład mężczyzny, który przejechał z kijem baseballowym w bagażniku całe USA, aby zemścić się na Google'u za zamknięcie kanału. Kiedy jednak wydaje się, że apogeum szaleństwa zostało osiągnięte, na scenę musi wejść ktoś, kto podniesie poprzeczkę.
3 lutego 2020 r. lot WestJet 2702 wystartował z Toronto w Kanadzie i miał po około 4 godz. podróży wylądować w Montego Bay na Jamajce. Na pokładzie znajdowało się 243 pasażerów i 7 członków załogi. Celu jednak nie osiągnęli, gdyż po kilku minutach 28-letni James Potok wstał z fotela i ubrany w maseczkę chirurgiczną zaczął wykrzykiwać, że właśnie powrócił z Wuhan, gdzie szaleje teraz koronawirus. Całą tę sytuację filmował miniaturową kamerą.
Bilans: lądowanie i dwa odwołane loty
Nie czekając na bieg wydarzeń, piloci zawrócili z trasy i wylądowali w trybie awaryjnym. Niemniej wezwane służby medyczne szybko ustaliły, że Potok nie ma żadnych objawów zakażenia, a on sam wyznał, iż w Chinach nie był. Jak wyjaśnił, cytowany przez lokalne media, jest początkującym artystą i liczył, że zabawne wideo przysporzy mu splendoru na YouTubie, Instagramie i SoundCloudzie, gdzie dotychczas nie mógł się przebić. Wideo z popisem Potoka możecie zobaczyć poniżej.
Viewer video: Vaughan man arrested for claiming to have coronavirus on plane
Mężczyzna ma stawić się 9 marca w sądzie w Ontario. Grozi mu kara pozbawienia wolności za spowodowanie zagrożenia komunikacyjnego, a także dotkliwa kara grzywny. Według lokalnych mediów, równa nawet kilkaset tys. dol. kanadyjskich. Z powodu zamieszania linia WestJet musiała odwołać jeszcze dwa inne loty. Sam żartowniś nie wydaje się jednak szczególnie zmartwiony. – Jestem artystą i każda forma reklamy jest dla mnie dobra – powiedział dziennikarzowi Global News, zapytany o powód takiego zachowania.
Spojrzeć na to z innej strony
Historia Potoka w pierwszej chwili może uchodzić za jeden z tych wątpliwie zabawnych motywów, którymi żyją brukowce, ale ma też szerszy kontekst. Pozwala znów powrócić do tematu zagrożeń, jakie niesie za sobą globalny dostęp do sieci społecznościowych. W 2010 r., jeszcze zanim każdy dzieciak chciał być youtuberem, grupa psychologów z Uniwersytetu Stanforda opublikowała w magazynie branżowym Psychological Science bardzo pouczający abstrakt. Pisali o tym, jak kontrowersyjny sposób bycia i zachowania sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami pozwalają zdobyć i utrzymać sławę. Czym są social media? Wybiegiem dla aspirujących celebrytów.
Kiedy w ubiegłym roku rozmawiałem z prof. Peterem Gloorem z MIT, który zajmuje się społeczną stroną technologii, padło z ust profesora stwierdzenie, że internet czyni ludzi mądrzejszymi, bo pozwala łatwiej dzielić się wiedzą. Ale jest też druga strona medalu: tak naprawdę internet ułatwia dzielenie się treściami każdego rodzaju, a więc także popisami á la Potok.
Na to wszystko nakłada się jeszcze stare prawo ekonomii mówiące o tym, że popyt generuje podaż. A obrazowym przykładem jest, że w 2019 r. na polskim YouTubie gościa wyklejającego pokój matki fałszywymi pięćsetkami obejrzało więcej osób niż wszystkie materiały Instytutu Chopina razem wzięte. Teraz wystarczy zestawić związek przyczynowy: czego pragną ludzie? Rozgłosu. Gdzie się mogą pokazać? W sieci. Co tam sprzedaje się najlepiej? No właśnie.
Ważne, że stan kasy się zgadza?
Osobiście z każdym kolejnym przypadkiem z cyklu zrobił coś głupiego dla subskrypcji coraz bardziej uświadamiam sobie, jak wielkim, a zarazem przemilczanym problemem są konsekwencje udostępnienia każdemu internetu; globalnego narzędzia do autoprezentacji. Politycy idą na wojnę z pornografią, social media walczą z agitacją polityczną i radykałami, rozmaite organizacje niedochodowe domagają się specjalnych praw dla mniejszości. Tymczasem żaden gigant jeszcze nie wpadł na to, aby pokazać ludziom, że manifestowanie głupoty nie jest w porządku.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że gdyby Google wyłączył monetyzację i obciął zasięgi wszystkim kanałom, które promują nieodpowiedzialne zachowania i wartości sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami życia w społeczeństwie, liczba incydentów związanych z YouTube'em spadłaby o 90 proc. Tyle tylko, że żaden księgowy niestety nie wyrazi na to zgody.