Coraz większa cenzura Internetu w Chinach Strona główna Aktualności04.12.2002 16:04 Udostępnij: O autorze Leszek Kędzior Z najnowszego raportu działającego przy Uniwersytecie Harvarda Centrum Berkmana wynika, że chińskie władze blokują swoim obywatelom dostęp już do blisko 10% ogółu stron internetowych. Wśród filtrowanych witryn znalazły się m.in. strony erotyczne, jednak raport wykazuje, że tylko 13,4% spośród najbardziej znanych stron tego typu jest blokowanych. W wypadku stron pojawiających się w czołówce wyszukiwarek internetowych po wpisaniu haseł \"Tybet\", \"Tajwan\" czy \"równość\", wskaźnik ten rośnie do... 100%. Metodą, jaką zastosowali autorzy raportu było zestawienia listy stron dostępnych z terytorium USA i Chin. Spośród 204 012 sprawdzonych witryn ponad 50 tys. było niedostępnych przynajmniej w jednej lokalizacji w Chinach. Aby upewnić się, że nie jest to efekt usterek Sieci, wyniki weryfikowano później w innym terminie i w innych miejscach na terenie ChRLD. Ostatecznie znaleziono 18 931 witryn, które najprawdopodobniej zostały celowo zablokowane. Można je podzielić na następujące kategorie: - strony dysydentów oraz organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka (Amnesty International, Human Rights Watch, witryny Falun Gong i Falun Dafa) - serwisy informacyjne (np. BBC News Online) - strony organizacji zajmujących się ochroną zdrowia (Aids Healthcare Foundation, Internet Mental Health) - strony tajwańskie i tybetańskie - strony ruchów religijnych (np. Catholic Civil Rights League) Autorzy badania twierdzą, że chińskie władze stosują coraz bardziej wyrafinowane metody blokowania dostępu do wybranych stron - obecnie w równoczesnym użyciu są przynamniej cztery metody filtrowania. To efekt przyjętej strategii: Chiny chcą uniemożliwić rozpowszechnianie pewnych materiałów, a równocześnie nie chcą rezygnować z korzyści, jakie sprawna sieć komputerowa może przynieść rozwijającej się gospodarce. Po próbach ograniczenia popularności Internetu zastosowano też inną taktykę: Sieć może się rozwijać, ale Chińczycy powinni z niej korzystać raczej w kafejkach, niż w domu. Powód jest oczywisty - w skupiskach ludzkich oprócz technicznych metod monitoringu dochodzi jeszcze jedna: społeczna. Ludzie po prostu boją się inwigilacji ze strony swoich współobywateli. Źródło: 4D Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji Zobacz także LG chce sprzedawać więcej dużych telewizorów OLED. Ponad milion rocznie to za mało 5 lut 2020 Jakub Krawczyński Biznes SmartDom 35 Intel także rezygnuje z MWC 2020. Zapowiada się nam impreza widmo 11 lut 2020 Piotr Urbaniak Biznes Bezpieczeństwo 9 YouTube miał mu dać sławę, skończyło się awaryjnym lądowaniem samolotu z 250 osobami 6 lut 2020 Piotr Urbaniak Internet Bezpieczeństwo 66 Grupa antyszczepionkowców: "sprawdzanie faktów przez Facebook to cenzura" 19 sie 2020 Jakub Krawczyński Internet Bezpieczeństwo 60
Udostępnij: O autorze Leszek Kędzior Z najnowszego raportu działającego przy Uniwersytecie Harvarda Centrum Berkmana wynika, że chińskie władze blokują swoim obywatelom dostęp już do blisko 10% ogółu stron internetowych. Wśród filtrowanych witryn znalazły się m.in. strony erotyczne, jednak raport wykazuje, że tylko 13,4% spośród najbardziej znanych stron tego typu jest blokowanych. W wypadku stron pojawiających się w czołówce wyszukiwarek internetowych po wpisaniu haseł \"Tybet\", \"Tajwan\" czy \"równość\", wskaźnik ten rośnie do... 100%. Metodą, jaką zastosowali autorzy raportu było zestawienia listy stron dostępnych z terytorium USA i Chin. Spośród 204 012 sprawdzonych witryn ponad 50 tys. było niedostępnych przynajmniej w jednej lokalizacji w Chinach. Aby upewnić się, że nie jest to efekt usterek Sieci, wyniki weryfikowano później w innym terminie i w innych miejscach na terenie ChRLD. Ostatecznie znaleziono 18 931 witryn, które najprawdopodobniej zostały celowo zablokowane. Można je podzielić na następujące kategorie: - strony dysydentów oraz organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka (Amnesty International, Human Rights Watch, witryny Falun Gong i Falun Dafa) - serwisy informacyjne (np. BBC News Online) - strony organizacji zajmujących się ochroną zdrowia (Aids Healthcare Foundation, Internet Mental Health) - strony tajwańskie i tybetańskie - strony ruchów religijnych (np. Catholic Civil Rights League) Autorzy badania twierdzą, że chińskie władze stosują coraz bardziej wyrafinowane metody blokowania dostępu do wybranych stron - obecnie w równoczesnym użyciu są przynamniej cztery metody filtrowania. To efekt przyjętej strategii: Chiny chcą uniemożliwić rozpowszechnianie pewnych materiałów, a równocześnie nie chcą rezygnować z korzyści, jakie sprawna sieć komputerowa może przynieść rozwijającej się gospodarce. Po próbach ograniczenia popularności Internetu zastosowano też inną taktykę: Sieć może się rozwijać, ale Chińczycy powinni z niej korzystać raczej w kafejkach, niż w domu. Powód jest oczywisty - w skupiskach ludzkich oprócz technicznych metod monitoringu dochodzi jeszcze jedna: społeczna. Ludzie po prostu boją się inwigilacji ze strony swoich współobywateli. Źródło: 4D Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji