Halo 4

W parze z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność, jak to mawiają. Kiedy Bungie zdecydowało się zostawić serię Halo, która od lat oddziałuje w nieprzeciętnym przecież stopniu na umysły i wyobraźnię fanów Xboksów (plus ich portfele), w zdolnych rękach powołanego specjalnie do tego celu sztabu deweloperów z 343 Industries, modliłem się po prostu o udaną kolejną odsłonę sagi. Niezbyt „przebajerzoną”, przede wszystkim przemyślaną, a przy okazji piękną oraz dającą może powody do rozmyślań. Microsoft nie szczędził środków (to najdroższy projekt wydany pod skrzydłami giganta), aby na rynek trafiło coś naprawdę wartego uwagi konsolowców, nowa historia w starym uniwersum, godna pierwszej trylogii. Chociaż nie wszystko wyszło idealnie, miło mi ogłosić, że premierowy rozdział świeżych przygód Johna-117 narobi niejednemu graczowi apetytu na więcej… Czyli można odetchnąć z ulgą.

02.11.2012 | aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Halo 4 pojawi się na naszym rynku w wersji w pełni zlokalizowanej, za co na pewno wypadałoby pochwalić wydawcę, polecam jednak zaopatrzenie się w też dostępną w sklepach edycję angielską. To trochę tak, jak z przekładaniem książek – jakby się tłumacz nie napracował, oryginał to zawsze oryginał. Jest poprawnie, ale gra sporo traci „między słowami”. Zabrakło także lepszego przyłożenia się do wypowiadanych kwestii, co wpływa na niepełny odbiór zamysłu twórców. Przykładowo, od dawna wiedzieliśmy, że Cortana będzie miała problemy ze sobą z uwagi na przekroczenie okresu przydatności SI, lecz po polsku jej schizy zwyczajnie nie są „odsłuchowo” dostrzegalne. Mając w pamięci angielskie książki czy komiksy, dopowiadające dotąd fabułę, strasznie trudno też pojąć nasze odpowiedniki niektórych terminów. Dopiero po chwili zastanowienia się i przekładzie „wstecznym” w głowie, pozorny bełkot „ideologiczny” nabiera swojego sensu. Do aktorów w swych rolach nie mam większych zastrzeżeń, tylko Master Chief jest bez charakterystycznego, cybernetycznego pogłosu - a przyrównywanie człowieka do maszyny to też kwestia poruszana w scenariuszu… Ciekawostką są różnice w tłumaczeniu między mową, a napisami – kwestie bywają zupełnie inne.

Od zakończenia Halo 3 mijają przeszło cztery lata. Resztki jednostki Forward Unto Dawn, z zahibernowanym naszym bohaterem na pokładzie, zostają w końcu odnalezione, ale nie przez siły ludzi, lecz Sprzymierzonych, zgromadzonych na orbicie Rekwiem – planety Prekursorów. Coś z jej wnętrza nadaje tajemniczy sygnał, za którym nie do końca dobrowolne podążenie stanowi wyjście do wprowadzenie na scenę nowego (choć w sumie to tak naprawdę starego) zła, naturalnie chcącego zniszczyć ludzkość. Wątek główny trzyma się ładnie kupy, poznajemy przy okazji, co działo się przez miesiące naszej nieobecności w akcji, acz mam zastrzeżenia do „czasu antenowego” przewidzianego dla kluczowych postaci. Nie zdążymy się im dobrze przyjrzeć, nawet w finale. Nie jestem też fanem ukazywania przesadnie ludzkiej strony Chiefa, a także stylizowanie go na buntownika, robiącego wszystko, aby jakoś uratować Cortanę (i świat) przed niebytem. Mimo tego jednak frajdę z brnięcia w historię miałem sporą.

Przyczyniły się do tego różnorodność rozgrywki oraz poziom oprawy graficznej. Nie tylko wybijemy setki przeciwników z armii złożonej z elity, trepów czy szakali, jak również w bezpośrednim starciu rozłożymy na cząsteczki przedstawicieli pradawnej rasy Protean, ale pobiegamy za sterami potężnej maszyny kroczącej, zżyjemy się z ekipą obsługującą wojskowego kolosa Mamuta, raźno sunącego przez naszpikowane stanowiskami przeciwników tereny, polatamy trochę Pelikanem, albo przypuścimy swoisty szturm na „Gwiazdę Śmierci” – oj, powróci wspomnienie Luke’a Skywalkera śmigającego ku centrum zaawansowanej technicznie instalacji, by ją zniszczyć... Nie do końca jestem przekonany do sekwencji QTE w ujęciu FPP, dzięki którym pewnie mieliśmy lepiej utożsamiać się z bohaterem, ale też jest ich w całej grze w sumie „aż” chyba dwie. Może zabrakło do tego wyraźnie zarysowanych starć z bossami, lecz niewielu na to pomarudzi.

[break/]Gdyby tak wyglądało Halo 3, konsolowcy dotąd nie mogliby wyjść z podziwu nad mocą Xboksa 360, tymczasem od dawna stosowana, choć stale usprawniana technologia, oto późno pokazuje pazurki. Mając już „na koncie” kilkadziesiąt współczesnych strzelanek, efekt głośnego opadu szczęki u mnie nie wystąpił. Wziąłem po prostu za standard masę śmieci fruwających w kosmosie, pył i kurz wzbijany przez wiatr na powierzchni planety, śliczne zabawy oświetleniem, czy szczegółowe otoczenie oraz niezłą animację postaci. Dopiero za drugim przejściem gry, zapominając o pchaniu fabuły naprzód, „liżąc” każdą ścianę w poszukiwaniu poukrywanych terminali lub innych niespodzianek, doceniłem, co przygotowało 343 Industries. Sam głupi efekt włożonego na głowę hełmu, szybki ze wskaźnikami przed oczami, reagującej zgodnie z ruchami ciała, odkryty nagle (choć towarzyszy nam przecież od samego początku) wywołał falę nieskrywanej radości. Cieszy wyjście z ciemnej jaskini prosto na oświetloną oślepiającym blaskiem rozległą przestrzeń, z olbrzymimi konstrukcjami w tle, albo kształtowane na bieżąco w mechanicznych kompleksach otoczenie. Jest co później wspominać.

Obraz

Szkoda, że zabrakło szukania czaszek, wpływających w różny sposób na zabawę, bo są one od razu dostępne dla śmiałków przy powtarzaniu rozdziałów, ale kampania to i tak minimum 6 godzin niezłej rozrywki. Z miejsca zalecam jednak wybranie któregoś z dwóch najwyższych poziomów trudności, gdyż inaczej nie będzie wyzwania, nie docenicie też dobrej sztucznej inteligencji wrogów. Co potem? Zabawa z kumplami od nowa w trybie współpracy lub przestawienie się na rozgrywkę sieciową oczywiście - o ile macie miejsce na obowiązkowe zgranie danych pod multi z drugiej płyty. Spartan Ops stanowi zestaw misji napędzanych fabularnie, przedstawiających dzieje oddziału z olbrzymiej jednostki Infinity, z którą Master Chief styka się podczas swojej wycieczki na Rekwiem. Historię podzielono na części, co jakiś czas na konsolę pobierzemy nowe odcinki do przejścia samemu bądź ze znajomymi, a rzecz jasna w „epizodyczności” chodzi o nakłonienie gracza do nierozstawania się z kopią dzieła. Jak gdyby miał zamiar…

Spytajcie któregokolwiek z fanów serii, a zapewne powie, że Halo przede wszystkim rywalizacją przez Xbox Live stoi. Wydaje się, iż narzekania na Reach deweloperzy nowej odsłony sagi wzięli sobie do serca, ponieważ gra się tutaj z innymi zwyczajnie dużo lepiej – pomijając okazjonalne lagi (host z USA), czasem źle poustawiane punkty odrodzenia oraz nie do końca przydatne powtórki zabójstw po zgonie, według których niejednokrotnie ktoś nas odstrzelił, acz nie trafiając ani razu… Każda broń jest użyteczna, nie miewa się wrażenia, że straciliśmy życie przez coś innego, niż własna nieudolność, podstawowy pistolet ma odpowiednią siłę, z uwagi na oręż nowy i powracający jest w czym wybierać. Kolejne fragi przybliżają nas do wykorzystania opcji zrzutu dobieranego losowo pakietu wsparcia (karabin SAW pięknie wycina wrogów, ale nie pogardzicie podbiciem osłony czy przyśpieszeniem), no i co mecz wpadają punkty doświadczenia.

[break/]Kiedy połkniecie bakcyla rozwijania swojego Spartanina (to kwestia czasu), długo nie odejdziecie od konsoli. Każdy nowy poziom postaci powiększa pulę punktów na zakup dodatkowych umiejętności do wykorzystania w walce (że wspomnę o szybszym przeładowaniu i sprincie bez limitów), wybranych broni czy zdolności pancerza (przykładowo niewidzialność, hologram, latająca wieżyczka strzelnicza). Potem wszystko, co nabędziecie, poustawiacie sobie w pakiety, aby w walce szybko dobierać wyposażenie odpowiednio do sytuacji. Prawdziwa zabawa w „pokemony” to jednak uganianie się za elementami "zbroi". Ciągle odblokowuje się nowe hełmy, napierśniki, rękawice, buty, postawy zawodnika na karcie gracza… Część wpada automatycznie po osiągnięciu określonego poziomu, na inne trzeba zapracować – chociażby zabijając określoną liczbę osób danym typem broni. Naprawdę jest co robić przez długie miesiące, dobijając do 50 „maksimum” i śliniąc się dalej jeszcze na konkretne specjalizacje… A nie zapominajmy także o wyzwaniach specjalnych, pojawiających się mniej więcej co tydzień, dających okazjonalną możliwość pozyskania większych ilości pożądanego doświadczenia.

Mapy pod rywalizację przygotowano bardzo dobrze, czerpiąc niejednokrotnie wzorce z udanych projektów plansz występujących w części sieciowej poprzednich gier z serii Halo. Te zupełnie świeże wypadają nieźle, czasem są tylko zbyt otwarte, miejscami też za jednorodne konstrukcyjnie, by przy zabawie w zespołach było można łatwo wykrzyczeć przez mikrofon, skąd mniej więcej nadciąga wróg, ale ogólnie wszystkie są w porządku. Wyraźnie zaznacza się za to zawsze granaty czy potężniejsze uzbrojenie. Najczęściej przyjdzie mordować się w trybach Slayer i Team Slayer, tudzież Capture The Flag i Regicide (chodzi o ubicie „króla”), albo dla odmiany przerzucać czachę w Oddbalu, spróbować zainfekować innych jako Flood czy pozdobywać ufortyfikowane bazy w Dominion. Polski komentarz do zmagań wyszedł śmiesznie, ale w sumie w pewien przedziwny sposób dokłada się to do ogólnej frajdy. Dalej się nudzicie (co chyba niemożliwe)? Spełnicie budowlane marzenia w ulepszonym, poszerzonym edytorze Forge.

Obraz

Neil Davidge dał nam trzymającą w napięciu ścieżkę muzyczną, niestety jednak, chociaż płyta z utworami bije rekordy popularności za granicą, według mnie do poziomu poprzednich odsłon Halo brakuje. Po prostu dobra robota. Nic nie zanucę, na smartfonie dalej przygrywa Breaking Benjamin. Należy za to podkreślić, że przeciwnicy wydają poważne odgłosy, bo wiadomo, co niektórzy sądzili dotąd o skrzeczeniu i kolorowych laserkach... Sprzymierzeni są groźni, także wizualnie. Podsumowując, jestem pełen podziwu dla 343 Industries, gdyż ciężar na ich barkach spoczywał ogromny. Jasne, że wiele rzeczy dałoby się zrobić lepiej, niemniej niczego (poza polskim tłumaczeniem) raczej nie pokpiono. Gra stanowi udany produkt, ma ciekawą kampanię, bardzo żywotny multiplayer, graficznie potrafi zachwycić. Pozycja obowiązkowa dla miłośników serii, ale to było wiadomo od dawna. Czy ogólnie fani strzelanek powinni zainwestować? Kwestia preferencji. Zrozumiem, jeśli ktoś machnie na "przereklamowane" Halo ręką, skupiając się na nowym Call of Duty, lecz wypadałoby niemniej wiedzieć, co się krytykuje...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (1)