Steel Battalion: Heavy Armor

Jedni w dzieciństwie chcieli zostać policjantami, inni strażakami, zaś ja w pewnym wieku marzyłem o własnym czołgu. Miałem na tyle fajnie, że z uwagi na rodzinę blisko związaną z armią, zasiąść za sterami prawdziwej maszyny nie było żadnego problemu. Pamiętam straszny hałas panujący w środku oraz obowiązkowy hełmofon na głowie (gdzieś jeszcze leży w szafie), no i oczywiście wielką frajdę z samego faktu „uczestniczenia” w działaniach wojskowych. Czy kogoś dziwi więc, że wyczekiwałem Steel Battalion: Heavy Armor? Liczyłem na naprawdę niezłą „wczujkę” z uwagi na wykorzystanie sensora Kinect do zabawy. Najlepszą ruchową grę akcji dotąd. Zawiodłem się.

25.06.2012 | aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W niedalekiej przyszłości tajemniczy atak niszczy całą elektronikę na świecie. Ludzie cofają się technologicznie do okresu II Wojny Światowej, a na potęgę wyrastają Chiny, zagrażając innym. W globalnym konflikcie o dominację zaczynają liczyć się ci, którzy mają dostęp do ogromnych pojazdów kroczących zwanych Vertical Tanks. Za sterami jednego z takich amerykańskich molochów zasiadamy my, wraz z grupką operatorów. Jeden dba o równą pracę mechanizmów, drugi o przeładowanie broni, trzeci ogólne rozpoznanie pola bitwy, no a gracz w centrum tego wszystkiego podejmuje strategiczne decyzje oraz przeprowadza odpowiednie działania w ramach wcześniej obmyślonych przez twórców misji. Posługujemy się padem oraz określonymi gestami. Ku zgubie "wujka" United Nations.

Obraz

Z użyciem kontrolera porozglądamy się dookoła plus poruszamy maszyną, za resztę odpowiada już jednak mowa ciała. Do ogarnięcia jest cała aparatura. Żeby mech ruszył z miejsca należy poczekać na zastartowanie silnika przez kompana i później pociągnąć odpowiednią wajchę. Potem ewentualnie będzie można przełączyć się na tryb biegu. Z lewej strony mamy ekran taktyczny, pozwalający rozeznać się w sytuacji, z prawej zaś panel włączania światła, system oddymiania wnętrza (gdyby coś się zaczęło palić w środku) i przycisk samozniszczenia. Z góry można ściągnąć „peryskop”, umożliwiający dokładniejsze przycelowanie na dalsze odległości, a tak to nos wystawiamy przez mały lufcik z przodu czołgu. Da się go zamknąć w przypadku ostrego ostrzału, zaś poniżej umiejscowiono przyciski zmiany typu rakiet (przeciwpancerne plus przeciwko piechocie).

[break/]Początek poznawania nowego Steel Battalion nie zwiastuje jeszcze katastrofy, chociaż już wstępna kalibracja sensora szwankuje... Poznajemy podstawy kierowania mechem, podczas treningu uczymy, że trzeba siedzieć prosto, a ruchy wykonywać niezwykle dokładnie. W porządku, ale już po paru pierwszych misjach człowiek całkowicie traci cierpliwość. W wirze walki sterowanie zupełnie się nie sprawdza. Konsolowi przeciwnicy nie dają odetchnąć, waląc do nas z tego, co zbrojmistrz zamontował, tymczasem gracz rzuca się w czołgu, niczym ryba, która wyskoczyła na brzeg. Ręka wyciągnięta ku peryskopowi łapie za panel boczny lub też jeszcze częściej za przesłonę wizjera z przodu. Ot tak. Szkoda fatygować się zmieniać amunicję, bowiem to zadanie niemal niewykonalne. Samo głupie podstawowe wyglądanie z przodu przez lufcik jest karkołomne. Należy oburącz (targając pada) przyciągnąć się do niego. Spróbujcie jednak potem położyć kontroler na kolanach – odskoczycie. W przód i w tył i tak w kółko. A jeszcze każde trafienie w czołg oczywiście odrzuca z powrotem na fotel…

Obraz

Wiele już irytujących produkcji za mną, naprawdę jestem w stanie sporo zdzierżyć, stąd brnąłem w fabułę jak mucha w smole. Podoba mi się, że jest interakcja między członkami obsługi. Gadają, żartują, ale mogą też zginąć – poruszyła mnie szczególnie sytuacja, w której na skraju całkowitego zniszczenia jednostki nogę chciał dać strateg, a ja wciągnąłem go na nowo do środka. Czy też jego podziurawione truchło… Inni z wyrzutem krzyczeli, czemu to zrobiłem, ale za moment wszyscy poszliśmy z dymem. A właśnie – dym. Zaczadziłem kilka razy załogę, kiedy po czołowo przyjętej rakiecie nie mogłem wcelować wirtualną dłonią w rączkę uruchamiającą wentylator... Fajnie, że maszyna się niszczy, potrafią rozwalić wskaźniki, albo pokulejemy ze strzaskaną stalową nogą. Tylko co z tego? Nie ma się praktycznie kontroli nad akcją, zaś lekkie zgarbienie na nowo uruchamia kalibrator Kinecta… Poukrywanych wrogów też ledwo co widać.

Obraz

Wobec powyższego naprawdę nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy kogokolwiek ewentualnie zainteresuje zestaw różnorodnych zadań, choć w sumie krótkich to dłużących się w nieskończoność, gdyż po śmierci (wynikającej z własnej niechcianej nieudolności) w większości przypadków rozpoczynamy misję po prostu od nowa. Nie zdąży docenić całkiem niezłej grafiki oraz porządnego udźwiękowienia. Tryb multiplayer, tudzież zbieranie ulepszeń mecha i jego modyfikacja nie sprawią dodatkowej frajdy, kiedy grać się ledwo da. Przypomina mi się trochę sytuacja z projektem Lair na PS3, gdzie sterowanie czujnikami ruchu wypadło tak źle, że w końcu dostaliśmy wersję z normalną klawiszologią. Czekam więc na łatkę przerzucającą wszystkie akcje na pada, albo polepszającą mocno obsługę Kinecta. Póki co trzymać się od Heavy Armor niestety należy z dala.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)