Crisis Core: Final Fantasy VII

Redakcja

13.05.2008 10:00, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kolejna odsłona Kompilacji Final Fantasy VII, następna próba wskrzeszenia wielkiej legendy. Pośród wielu plotek poruszających wątek reanimacji samego Final Fantasy VII otrzymujemy oto tytuł w niezwykły sposób zbliżający się poziomem do produkcji sprzed lat. Dzięki nowym bohaterom mamy niepowtarzalną szansę poznać nieco inną opowieść o tych, których tak dobrze już znamy...

Wielki finałJedenaście lat czekałem na ten moment. Na chwilę kiedy po raz kolejny doświadczę emocji, które rozpoczęły moją wielką przygodę z grami wideo. Co z tego, że godzinami grałem w Contrę, Mortal Kombat, lub nawet Sim City. Dopiero miesiące spędzone z Final Fantasy VII uzmysłowiły mi, co będzie w moim życiu jedną z największych pasji. Poprzez pryzmat tragicznych losów Clouda, Aerith, Sephirotha, a nawet REDa XIII – zgłębiłem w sobie najważniejsze cechy, które do dziś rządzą moim światem. A teraz dzięki Crisis Core w końcu otrzymałem niepowtarzalną szansę zweryfikowania obranych przed latami prawd...

Zanim jednak doszło do premiery tej wielkiej produkcji na konsolę Playstation Portable byliśmy świadkami przeróżnej jakości projektów okraszonych tajemniczą nazwą Kompilacja Final Fantasy VII. Średnio udany film Advent Children, nierówna gra na Playstation 2 pt. Dirge of Cerberus oraz sprawne anime Last Order. To dzięki nim miliony fanów na całym świecie miało szansę ponownie przeżyć pełne sentymentalnych zachwytów chwile. Oczywiście większość zauważyła jawną, a nawet dla wielu bezczelną próbę łatwego zarobku na legendzie konsolowego świata, tak jednak wspaniale było po raz kolejny ujrzeć bohaterów siódmej części w pełnej, odświeżonej formie.

Obraz

Tak to wszystko się zaczęłoHistoria Final Fantasy VII: Crisis Core to dość niezwykła próba. Dzięki pierwszemu Final Fantasy VII oraz wspominanej animacji Last Order doskonale wiemy jak się kończy, a mimo to przeżywamy ją do samego końca. Dlaczego? Ponieważ od wielu lat Square–Enix nie było autorem tak dobrego scenariusza. Skryptu, który nie tylko tworzy niezwykłą oraz wielce wciągającą opowieść, ale także wypełniony intrygującymi postaciami prolog do tego, co ujrzeliśmy w kultowej „siódemce”. Panie i Panowie, fani ponadczasowej serii – pomijając kilka delikatnych wpadek oraz ograniczeń jakie narzuca sama platforma PSP otrzymaliśmy tytuł nareszcie godny tej legendarnej cyfry w tytule.

[break/]Główną postacią gry, jak zapewne już wiecie, jest Zack Fair. Idol, ale również przyjaciel Clouda z czasów, kiedy nasz blond włosy jegomość należał jeszcze do organizacji Shinra. Musicie bowiem wiedzieć, że podtytuł Crisis Core nie jest tu bez znaczenia, bo główną osią fabuły jest właśnie geneza konfliktu na dobre rozgorzałego w Final Fantasy VII. A wszystko zaczęło się od grupy przyjaciół, których idee nagle zaczęły się różnić. Byli to: Genesis, lekkoduch, wyglądem przypominający Squalla; Angeal, honorowy nauczyciel Zacka, pierwotny posiadacz Buster Sword i Sephiroth – opanowany, spokojny, jeszcze budzący sympatię, pozbawiony chęci zniszczenia. To właśnie pomiędzy nimi rozegra się bratobójczy konflikt, w którym przyjdzie nam niestety osobiście wziąć niechlubny udział.

Obraz

Final Fantasy VII: Crisis Core to zatem historia bratnich dusz, co to karmione od młodości wzajemnym zaufaniem nagle stają po różnych stronach barykady. Biorą udział w wojnie przepełnionej nie tylko złością oraz agresją, ale także pasją, marzeniami, a nawet miłością do bliźniego. Główny bohater, Zack Fair, staje się pewnego rodzaju świadkiem, który wspinając się po szczeblach wojskowej kariery będziemy musiał wybrać, co w jego życiu jest najważniejsze. Obowiązek, honor, czy może uczucie jakim obdarzył dziewczynę poznaną w slumsach Midgaru. To przecież on wpadł na pomysł budowy wózka, aby przewozić w nim kwiaty... Wiecie, już zatem o jaką kwiaciarkę chodzi?

Akcja i tabelkiEksploracja lokacji to z pewnością nie jest największy atut najnowszego Final Fantasy. W odróżnieniu od starszego rodzeństwa z konsol stacjonarnych, tutaj jest bardziej schematycznie, prosto, na maksa liniowo. Brak mapy świata, po której możemy błądzić, otwartych terenów wypełnionych przeróżnymi ścieżkami – zdecydowanie tu duszno. Gdybym nie grał w takie tytuły jak choćby Monster Hunter Freedom 2, czy Valkyrie Profile: Lenneth pomyślałbym, że to wina ograniczeń systemu; tak, wiem doskonale, iż fakt ten wynika tylko z lenistwa programistów. Jest pięknie, kolorowo, ale niestety właśnie pewnych elementów tu brakuje...

Obraz

Co zatem oferuje Final Fantasy VII: Crisis Core oprócz świetnej fabuły i schematycznego zwiedzania? Liczne tabelki, statystyki, zdolności – wszystko co kochają fani gatunku. Równocześnie gra ta to bardzo dynamiczny, choć mocno przypadkowy system walki. Rzecz generalnie opiera się na mechanizmie pt. kawałek ścieżki plus plac. To właśnie na tym drugim dochodzi do klasycznych starć, których o dziwo możemy uniknąć. Wpływ Final Fantasy XII? Kto wie... Ot, mimo, że samych przeciwników nie widać, jesteśmy w stanie im uciec zwyczajnym przejściem określonego terenu gdzieś bokiem. Choć nie polecam unikania walki z określonych względów, tak sama opcja cieszy.

[break/]Kiedy już wylądujemy na polu potyczki zasady są bardzo proste i intuicyjne. Jeden klawisz służy za atak mieczem, drugi za uniki, trzeci za blok, a czwarty za wyekwipowane zdolności, które z kolei przewijamy spustami. Nieskomplikowane prawda? Na pewno, lecz równocześnie na dłuższą metę byłoby nudne, dlatego producent gry dorzucił tu tzw. Digital Mind Wave. Już tłumaczę - otóż DMW to swoista ruletka umieszczona w rogu ekranu, która składa się zarówno z liczb, jak i podobizn bohaterów gry. Kiedy trafiamy trzy takie same cyfry poziom naszych umiejętności lub magii wzrasta. Natomiast, jeśli uda nam się wylosować identyczne twarze odpalają się określone limit breaki, ataki, a nawet summony. Patent intrygujący, ale równocześnie oparty na sporym przypadku.

Obraz

Walka to zatem w dużej mierze sieczka przy akompaniamencie klików natrętnie naciskanych klawiszy, aby uzyskać najlepsze wyniki w DMW, co wymusza spory dystans do samego tytułu i pogodzenie się z faktem, że najnowszy Final Fantasy VII: Crisis Core to przede wszystkim niczym nieskrępowana zabawa, aniżeli klasyczne jRPG. Rozwijamy tu postać, uczymy nowych technik, zdobywamy doświadczenie, kupujemy przedmioty, lecz w żadnym wypadku nie ma co liczyć na świadome prowadzenie rozwoju postaci. Mi osobiście to kompletnie nie przeszkadzało, ponieważ Final Fantasy zawsze kojarzyło mi się przede wszystkim ze wspaniałym scenariuszem oraz wysoką grywalnością, a dopiero potem z „pakowaniem postaci”.

Nowa produkcja Square-Enix to także powrót ukochanych materii. Co prawda, ze względu na uproszczony system walki ich rola jest nieco symboliczna, acz o obecności tych kultowych elementów wyposażenia należy jak najbardziej wspomnieć. Możliwe do znalezienia w skrzyniach lub na ulicy, dostępne w sklepach, w gruncie rzeczy są tym samym co zdążyliśmy poznać w oryginale. Załadowane do ekwipunku w liczbie maksymalnie sześciu służyć mogą do ataku, lecz również obrony. Rozwój materii natomiast polega na tym samym mechanizmie, co i głównego bohatera (trafione liczby w DMW), ale również odbywa się z udziałem opcji Materia Fusion. To właśnie tam będziemy mogli zabawić się w liczne eksperymenty, starając się połączyć jakieś dwie materie. Czy tego samego typu? Wszystko zależy od naszej wyobraźni.

Obraz

Przy okazji należy wspomnieć o obecności misji dodatkowych, których podjąć możemy się zawsze, kiedy wejdziemy na pole zapisu stanu gry. Dzięki nim zdobędziemy lepszy ekwipunek, mocniejsze materie, a nawet ukryte summony. Z drugiej strony, z czasem stają się one niesamowicie nudne i pozbawione większego sensu. Po prostu trafiamy do wybranego lochu, przebijamy się przez grupę przeciwników, zaś na końcu walczymy z jakimś bossem. No i same lokacje są jeszcze bardziej schematyczne, niż te poznawane w części fabularnej. Wielka szkoda.

[break/]Magia PSPElement, który w Final Fantasy VII: Crisis Core porwał mnie za to równie jak fabuła to oprawa A/V. Graficznie gra po prostu zachwyca, głownie dzięki świetnie zrealizowanym wstawkom FMV. Czasami dosłownie brakowało mi tchu, przeżywając oglądane sekwencje niczym filmiki wyrwane z Advent Children. Poza tym kolorystyka, projekty lokacji, bohaterów, animacja, ilość efektów – na PSP stanowią one najwyższą półkę. Gdyby tylko rozbudować wspominaną złożoność kolejnych terenów mielibyśmy tytuł wyśmienity. A tak jest ogólnie tylko bardzo dobrze.

Obraz

Strona audio to natomiast zdecydowanie dzieło samo w sobie. Voice Acting zachwyca, a odświeżona muza Nobuo Uematsu, choć tym razem autorstwa Takeharu Ishimoto, jest jedną z najlepszych jakie słyszałem. Wzrusza, zagrzewa do walki – niesamowicie szybko i skutecznie wpływa na emocje gracza. Zwłaszcza motyw przewodni Final Fantasy VII: Crisis Core stanowi małe mistrzostwo świata, wspaniale konstruując tło wielkiego scenariusza.

Obraz

Czy po raz ostatni?Po takim tytule na pewno nie chciałbym, aby Square-Enix porzuciło realia Final Fantasy VII. Japończycy ponownie udowodnili, że potrafią stworzyć świetną historię oraz bardzo grywalną rozgrywkę. Co prawda tytuł jest nieco prosty, z pewnością mało rozbudowany, zaś gracz pozbawiony większego wpływu na rozwój bohatera, tak dzięki fenomenalnej stronie technicznej produkcja szybko wybija z głowy myśl o ciśnięciu konsoli z nudów w kąt. Crisis Core to moim zdaniem po prostu gra wielka, która urzekła mnie bez żadnego „ale”. Już od bardzo dawna marzyła mi się tak subtelna i wrażliwa opowieść, aż wreszcie ją otrzymałem. Nawet, jeśli mimo wszystko nadal wiele jej brakuje ze świetności oryginału...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także