Saints Row

20.04.2007 13:04, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Saint’s Row jest tytułem, który w Polsce przeszedł bez echa. Widać to po forach internetowych, na których tematy o grze nie cieszą się raczej popularnością, czy chociażby po samych profilach graczy na Live (nieczęsto ujrzycie tam ikonkę SR). Sytuacja dziwna, bowiem do czasu wyjścia kolejnego GTA jest to najlepsza produkcja typu „Gangole w wielkim mieście” na Xboxa 360. I nie, nie chodzi wyłącznie o to, że konkurencji generalnie na tym polu brak…

Naszą przygodę z grą rozpoczynamy od wykreowania sobie postaci. Ustawień jest tu tyle, że podobieństwo naszego wirtualnego ego do żywego pierwowzoru zależy praktycznie jedynie od ilości czasu spędzonego przy zabawie z rozstawieniem oczu czy ustalaniem wysokości oraz głębokości różnorakich kości czaszki. Po zazwyczaj długiej (i przyznam, że rajcującej) kustomizacji bohatera zostajemy wrzuceni do mieściny o dźwięcznie brzmiącej nazwie Stilwater. Naturalnie jak w tego rodzaju tytułach bywa mamy zamiar wspiąć się na szczyt przestępczej działalności i przejąć kontrolę nad całą metropolią. Nie będzie to zadanie proste, aczkolwiek na pewno też nie aż tak frustrujące jak miejscami w Grand Theft Auto.

Szybko przyłączamy się do Third Row Saints – gangu, który może w tej chwili innym gangom jak to mówią „skoczyć”, ale dzięki naszym dokonaniom ma szanse szybko odzyskać twarz. Głównych przeciwników mamy trzech: Los Carnales – growego odpowiednika mafii meksykańskiej; dalej Vice Kings, którymi kieruje niezwykle charyzmatyczny i poważny Benjamin King (opłacają niejednego oficjela, stąd nieczęsto bezpośrednio brudzą paluchy przy mokrej robocie); i w końcu Westside Rollerz – miłośników szybkich furek oraz tuningu wizualnego bryk. Każdy ze wspomnianych gangów ma swojego przywódcę, do którego w ostatecznym rozrachunku należy się dobrać. Zanim jednak to nastąpi musimy systematycznie przejmować terytoria zajęte przez wroga, a to dzieje się poprzez wypełnianie zadań związanych z fabułą oraz odbijanie konkretnych, kluczowych miejscówek.

Obraz

Co ciekawe, nie od razu będziemy mogli wykonać wszystkie misje, gra bowiem najpierw zmusza gracza do wbicia się na odpowiedni poziom „szacunu” wśród ziomków, ten zaś zdobywamy biorąc udział w akcjach nie bezpośrednio związanych z głównymi zadaniami. Tutaj ujawnia się główny plus Saint’s Row - różnorodność tychże. Generalnie możemy pobawić się w branie zakładników - ot wystarczy porwać byle bryczkę z rodzinką na tylnym siedzeniu i przewieźć ich przez pół miasta pod prąd. Innym razem wsiądziemy w najszybszą dostępną nam furkę, by pognać do wyznaczonej dzielnicy prosto na czołowe zderzenie z karetką – w taki sposób najczęściej naciągali będziemy agencje ubezpieczeniowe na odszkodowanie.

[break/]Eskortowanie „pań do towarzystwa”, podkradanie ich innym alfonsom, demolowanie metropolii na czas, nocne okradanie sklepów, czy wręcz rozboje w biały dzień (pamiętajcie, że chirurdzy plastyczni mają najwięcej w kasie!), zwijanie aut na zamówienie, asysta przy rozwożeniu prochów, likwidowanie ludzi z listy, udział w Demolition Derby, wyścigi uliczne – no trochę tego jest. Dodajcie do wszystkiego 75 miejscówek, które należy pojechać sprayem oraz 60 płyt ukrytych na przestrzeni całego Stilwater, a otrzymacie kilkanaście bitych godzin spędzonych przy samych zadaniach pobocznych. Łącznie z fabułą da nam to jakieś 2500 minut naprawdę ciekawej zabawy.

Obraz

Jest kilka rzeczy, które Saint’s Row robi lepiej niż seria GTA, chociaż rozchodzi się tutaj o niby drobne, acz jak się okazuje niezwykle użyteczne sprawy. Ot, chociażby zaznaczanie sobie na mapie dowolnego punktu, co od razu wyznaczy nam optymalną trasę do niego (taki GPS), czy też natychmiastowy powrót z wody na brzeg za wduszeniem jednego przycisku. Cieszy także ponadprzeciętna inteligencja konsolowo sterowanych członków naszego gangu – osłaniają nas, a nawet na bieżąco zmieniają pukawki jeśli skoszony akurat przeciwnik upuścił wartego większej uwagi gnata. Z drugiej strony niczym innym niż różnego rodzaju autami sobie w SR nie pojeździmy (no, może jeszcze kolejką miejską) – brak tutaj motocykli oraz rowerów, o możliwości pilotażu maszyn powietrznych nie wspominając. Nie ma to jednak tak naprawdę wpływu na rozgrywkę - w tej materii o wiele gorzej wypada silnik gry.

Obraz

Owszem, mamy next-gen, fizykę ciał i przedmiotów, super zrobione i cieniowane modele postaci, ale dorysowywanie się otoczenia to miejscami żart. Volition niejednokrotnie skarżyło się na szybkość doczytywania danych z DVD, lecz żeby w stosunku do takiego San Andreas z PS2 zrobić zauważalny krok w tył? Jadąc autostradą potrafią nam nagle „wskoczyć” barierki ochronne, tudzież inna „geometria” scenerii, a sunące gdzieś w oddali ciężarówki spostrzeżemy najpierw po spalinach z rur, bo dopiero za moment dorysuje się reszta (?). Kuriozalne już są przypadki wysiadki z furki i przebycie kilku metrów, by po odwróceniu się stwierdzić „stary, gdzie moja bryka?”

[break/]To, oraz niestabilny framerate są sporymi mankamentami frapującymi z początku gracza, ale po kilku minutach da się do nich przyzwyczaić. Im dłużej gracie, tym częściej zauważacie małe smaczki i doceniacie Saint’s Row za całokształt tego, czym jest. Miasto tętni życiem – ulicami przechadzają się różnorakie jednostki, ludzie czytają gazety, panny jeżdżą na rolkach, gdzieś na rogu stoi Duża Betty (i mam na myśli Duża), a w tle pomyka człek przebrany za hot doga. Przechodnie wpadają pod koła jak należy (jakkolwiek sadystycznie by to nie brzmiało), a pogonieni serią z półautomatu uciekają, by raz na jakiś czas obracając się na pięcie szybko sprawdzić czy ich jeszcze gonimy i przy okazji niejednokrotnie wyłożyć się na wysokim krawężniku. Animacja wszelkich ruchów wypada po prostu pięknie. Wszystkie wózki da się naturalnie zdekomponować – zanim poślemy policyjne auto do blacharskiego nieba w prześlicznym wybuchu możemy po kolei odstrzeliwać mu oponki, lusterka, koguta, czy reflektory. No i oczywiście celny strzał przez przednią szybę z miejsca pozbawia kierowcę życia, a nas – pościgu na ogonie. Takie cieszące człowieka detale.

Obraz

Muza w Saint’s Row to przede wszystkim hiphop oraz lekki rock (z nielicznymi przykładami elektro, czy też klasyki fortepianowej). Mamy tutaj do dyspozycji kilka stacji radiowych, aczkolwiek ich repertuar rozczarowuje – z bardziej znanych artystów zapewne skojarzycie Three 6 Mafia, a zaraz potem… Szopena i Beethovena. Tak to niestety wygląda. Soundtrack nie drażni, ale furory na żadnej imprezie także raczej nie zrobi. Co innego reszta udźwiękowienia – „faków” oraz strzelania z „biczów” tutaj sporo, takie dzwony autem zaś (w ścianę, barierkę, ludka na chodniku – bez znaczenia) brzmią naprawdę smacznie. Wszelkie linie dialogowe nagrano profesjonalnie, ale też czego innego oczekiwać po chociażby Davidzie Carradine - a na nim lista znanych (voice)aktorów się nie kończy.

Obraz

Saint’s Row nie ma aspiracji do miana „GTA Killera” i jako niewątpliwa produkcja – klon flagowego tytułu firmy Rockstar zwyczajnie bierze sprawdzoną formułę wzbogacając ją o nowe rozwiązania. Czyni to jednak w taki sposób, że szybko będziecie zastanawiali się jak to dawaliście radę grać bez tych wszystkich, dotąd wydawałoby się błahych, usprawnień. Dobry tytuł jeśli dać mu szansę.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także