Guitar Hero II

19.04.2007 18:41, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeśli uwielbiacie gry muzyczne, a dodatkowo całe życie chcieliście nauczyć się brzdąkać na gitarze, lecz mieliście zbyt koślawe palce by wstrzelić się w akordy, to z otwartymi portfelami powitacie Guitar Hero II w wersji na Xboksa 360. Śmiem twierdzić, że to będą Wasze najlepiej wydane ponad trzy stówki od lat, no chyba, że ktoś jest mega-arcy (dokładnie w takiej kolejności) frustratem i przy byle niepowodzeniu rzuca drogim sprzętem o ścianę, zamiast powiedzieć sobie „teraz mi się uda” i jechać dany kawałek do oporu – tutaj lepszym wyborem będzie tamagotchi. Prysk o podłogę i za 10 zeta ma się nowe. Ale może jednak do rzeczy.

WomanW sporych rozmiarach pudle obok egzemplarza gry znajdziemy całkiem spoko naklejki oraz naturalnie rzecz najważniejszą dla całej zabawy – plastikową replikę gitary X-plorer Gibsona wraz z paskiem do zarzucenia przez szyję. Od razu warto wspomnieć, że jego mocowanie jest lekko niestabilne i lepszym pomysłem byłoby umiejscowienie jednego z „haków” z boku na korpusie, zamiast – jak to tutaj jest – na gryfie urządzenia. Ale cóż, zawsze można wokół niego obwiązać pasek, chociaż wtedy odległość gitarki od głowy nam się niewygodnie skróci.

„Wiosło”, pomimo rozmiarów mniejszych niż zwykły instrument trzyma się w dłoniach naprawdę dobrze i wygodnie. Tam gdzie normalnie muzyk cisnąłby chwyty na gryfie znajduje się pięć różnokolorowych tzw. „fretów” służących generalnie do tego samego – duszenia akordów i pojedynczych nut. Najlepszy nawet wirtuoz gitary nie wydobędzie z niej jednak dźwięków nie uderzając w strunę. Tutaj jej funkcję pełni działający góra-dół przełącznik. Poniżej samego pstrykacza znajdziemy także „whammy bara”, potocznie zwanego „wajchą”, przy machnięciu którego zmienia nam się modulacja dłuższych tonów.

Obraz

She’s My cherry PieGdy ktoś podczas swej kariery gracza zaliczył takie tytuły jak Amplitude, Frequency czy chociażby którąś z dwóch części koreańskiego DJMaxa Portable to od razu wbije się w klimat rozgrywki w Guitar Hero II. Na planszy w dół przemykają różnokolorowe koła, odpowiadające barwom wcześniej wspomnianych fretów. Odpowiednie kolory na gryfie należy ująć palcami zanim kółka dolecą do dołu ekranu, a następnie „plumknąć” w strunę. Tyle strategii. Grane dźwięki mogą występować pojedynczo, w dłuższym akordzie (wtedy po uderzeniu w przełącznik trzymamy frety w miejscu), a na wyższych poziomach trudności pojawią się nam i całe solówki za pomocą tzw. hammer-onów i pull-offsów (Ho/Po) grane na jednym pacnięciu w strunę i jedynie szybkiej zmianie palców na gryfie – myk znany w przypadku zwykłej gitary.

[break/]Gra się na punkty, im więcej tym lepiej. Każde dziesięć dobrze zaszarpanych nut wrzuca nam dwa razy większy mnożnik punktowy (tak aż do poziomu „razy 4”), a każdy uderzony źle dźwięk cofa nam multiplier do zera. Od czasu do czasu po planszy przemkną specjalne koła w kształcie gwiazd. Grając taką całą sekwencję bezbłędnie (i tylko całą!) ładujemy specjalny pasek kombosa, który po dopakowaniu i odpaleniu za pomocą wychylenia gitary w górę (lub wduszenia mikroskopowej wielkości przycisku Select na gitarze) jeszcze dodatkowo na krótki czas zdubluje nam mnożnik. W podkręcaniu paska nieoceniona jest „wajcha” – gdy akurat specjalny jest cały akord modulowanie dźwięku za pomocą whammy bara daje nam więcej „esencji” do starpowera.

Obraz

GirlfriendGra dzieli się na cztery poziomy trudności, różniące się między sobą zasadniczo ilością „obsługiwanych” przez gracza fretów – od trzech do pięciu. W najbardziej wymagającym trybie expert musimy wygrać praktycznie każdą nutę, co dla wielu będzie diabelsko trudne. Tak, skuchy pojawią się nie raz. Aby zatrzymać dorobek punktowy w danym kawałku trzeba zagrać cały utwór na tyle dobrze, żeby wskaźnik rocka nie spadł nam poniżej wartości krytycznej, bo to oznacza wygwizdanie i granie od nowa. Po raz kolejny ważne okazuje się ładowanie paska specjala – wystarczy go odpalić kiedy juz sobie nie radzimy, a trafiane odtąd nutki szybko zregenerują nam szacun wśród publiki, ta zaś zacznie głośno skandować do muzy. Power!

Obraz

Jeśli o repertuar chodzi to kawałki są dobrane całkiem dobrze. Przetasowaniu uległo ułożenie ich pod względem trudności, które w wersji oryginalnej na Playstation2 wielu uznało za lekko nieadekwatne do wysiłku włożonego w zagranie danych utworów. Tutaj tego nie ma – faktycznie prawdziwe problemy pojawiają się przy końcu rozgrywki na danym poziomie. Niestety większość piosenek to zwykłe (choć trzeba przyznać świetnie wykonane) przeróbki, i to w dodatku ocenzurowane z „faków” czy nawiązań do używek, ale pojawiają się i oryginalne wykonania, ot chociażby songi grupy Primus czy Jane’s Addiction. W sumie do wygrania jest ponad 70 utworów, z czego przynajmniej 10 pojawia się wyłącznie w wersji dla Xboksa 360.

[break/]Crazy On YouMiodu w grze jest przedużo, a dodatkowo rozgrywkę uatrakcyjnia co? No naturalnie że Osiągnięcia. Wykręcić punktowo pełnego tysiaka łatwo nie będzie z dwóch powodów – po pierwsze, bo niektóre z achievementów są zwyczajnie masakrystycznie trudne, a po drugie kilka z nich wymaga współpracy z drugim graczem mającym gitarkę. Owszem, można zaprzęgnąć zioma do pada, ale mija się to z celem i odejmuje całą frajdę z naparzania w strunę. Tytuł opcji szarpania przez sieć nie ma, więc… Ale z onlinem nie jest wbrew pozorom źle – gra udostępnia ranking pod względem zdobytych punktów, co zdecydowanie motywuje do wracania i do już raz pojechanych kawałków, byle tylko punkciorów tych nabić więcej i pokazać światu, kto tu jest prawdziwym wirtuozem gitary. Plastikowej, bo plastikowej, ale zawsze.

Obraz

W pędzie ku zaliczeniu osiągnięć szybko odblokujecie dodatkową muzę do plumkania, jak i nowe postacie (Śmierć grający na kosie rządzi) oraz wszelkie możliwe „wiosła” w różnych wersjach kolorystycznych. Fajne jest to, że wszyscy bohaterowie naprawdę konkretnie prezentują się na scenie (oczywiście panny lepiej) i pozytywnie nie tylko kiwają się do muzy, ale także grają to, co akurat stukamy i my sami. Graficznie w ogóle full szacun, bo nie wygląda to jak port z PS2, lecz istotnie giera next-gen: wyższa rozdzielczość jest normą, ale doszła zabawa światłem, cienie, jakieś tam mappingi – audiowizualny obłęd. Jedyny zgrzyt to „latające” gitary, bo ktoś zapomniał wymodelować pasek do „wiosła” i jakimś cudem trzyma się ono naszym grajkom na biodrze. Taki tam detal.

Obraz

You Really Got MeUwagi końcowe? Gitarka w wersji na Xboksa 360 ma zdecydowanie większe frety i łatwiej w nie trafić w porównaniu do tej z PS2, co oczywiście zaliczam na plus. Z kolei charakteryzuje się ona maciupkim Selectem do odpalanie starpowera. Może i nic, ale gra ma buga, przez którego dopałka przez przechylenie instrumentu nie uaktywni nam się jeśli akurat trzaskamy w strunę z szybkością pani od fizyki polerującej pałkę ebonitową (czyli szaleńczo i z zapałem). Przy czym daje się to naprawdę we znaki jedynie na kawałku Jordan na Expercie, także jakieś 80% populacji tego najzwyczajniej nie zauważy. Reszta zacznie kombinować, co by tu na tego przyciskora przykleić, hehe. Zaraz po wypuszczeniu gry nie do końca też łączyła „wajcha”, ale skodowany później naprędce przez twórców patch sprawę skorygował. Ogółem – tytuł serio wart zakupu.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (2)
Zobacz także