Dark Souls

19.10.2011 12:25, aktual.: 01.08.2013 01:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Podczas gdy posiadacze PS3, z w większości wstępnie wyrobionym zdaniem o Dark Souls po ograniu Demon’s Souls, wypatrywali z zapartym tchem (albo nie, jeśli produkcja ich zirytowała) duchowego spadkobiercy nieoczekiwanego hitu FromSoftware, fani Xboksa 360 nie za bardzo wiedzieli, czego się spodziewać. Dotąd na nowej platformie Microsoftu nie mieli bowiem do czynienia z takiego rodzaju dziełem. U podstaw czerpania radości z rozgrywki stoi tu jedna sprawa, którą pozwolicie, że przełożę na sytuację życiową – wolicie podboje miłosne łatwe, czy stawiające wyzwanie? Nie szybki „zysk”, a oto raczej mozolne odkrywanie w przeciwnym wypadku niedostrzegalnego piękna? Mroczne Dusze spodobają się tym podążającym zazwyczaj trudniejszą ścieżką…

Fabuła jest, ale nie ma co ukrywać, iż w sumie nieistotna – na pierwszym planie stoi tutaj przede wszystkim wymagająca rozgrywka oraz klimat. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że będzie wybitnie ciągnęło mnie do bycia poniewieranym, obijanym, mordowanym, a także zrzucanym w przepaście (co przy projekcie poziomów niezwykle częste). Wielokrotnie w tych samych miejscach. Twórcy specjalnie puszczają niedoszkolonego i niedozbrojonego gracza w świat, na który absolutnie nie został przygotowany, zapewne z rechotem na ustach zdając sobie sprawę, ile razy przeklnie produkt. Ale i jak często się nim zachwyci, wykrzykując Eureka! Bo widzicie, nie ma w sumie sytuacji beznadziejnych. Trzeba być ostrożnym, wyciągać przeciwników do walki pojedynczo, obserwować zachowanie bossów, umiejętnie dobierać ekwipunek, próbować zdejmować wrogów z łuku czy kuszy, gdy to możliwe – bo w bezpośredniej walce stoimy niejednokrotnie na przegranej pozycji.

Obraz

Na starcie mamy kilka klas postaci do wyboru, ale ostatecznie każdą da się wykształcić w określonym kierunku, stąd nasza początkowa decyzja wpływa wyłącznie na pierwsze kilka godzin zabawy. Tak do 40 poziomu bohatera, kiedy już ogarniemy podstawowe zasady przetrwania w walce, poznamy ułamek mechanizmów rządzących grą, plus uzyskamy zacniejszą broń. Szybko nauczymy się, że warto odcinać co większym potworom członki, zanim je ukatrupimy, gdyż w ten sposób zgarniemy unikatowy, niezwykle pomocny oręż, poznamy też miejsca, w których łatwo o gromadzenie dusz z wybitych przeciwników – bo to nasza waluta. Dzięki niej dokonamy zakupów potrzebnych rzeczy oraz ulepszymy sprzęt, no i oczywiście za odpowiednią ich ilość podpakujemy statystyki naszego herosa (w końcu to RPG). Nieprędko jednak poczujemy się naprawdę pewnie – byle żaba z wytrzeszczem potrafi nam na stałe (jeśli nie mamy drogiego antidotum do kupienia zupełnie w innym miejscu) o połowę zmniejszyć pasek życia. Kilka razy...

[break/]Przyznam niestety, że zauroczenie tytułem potrafi przyjść dość późno, tak jakby deweloperzy chcieli z miejsca zrobić z jakiegoś powodu odsiew, niczym na pierwszym roku studiów – czyżby tworzenie pewnego obrazu kultowości? Sam wyśrubowany poziom trudności (pozornie, bo przy pomyślunku i ostrożności sami zdziwicie się, ile „mały człowieczek” może zdziałać w starciu z potworem – ale to jest do wyuczenia dopiero) odepchnie od razu wielu. Druga sprawa to niemal zupełny brak objaśnienia co i jak, a jeszcze nie ma pauzy, więc próbując połapać się w ekranach ekwipunku oraz cech ktoś może nas najzwyczajniej zabić. Jesteśmy stale niedoinformowani, niepotrzebnie miejscami główkujemy nad użyciem przedmiotów czy dokąd iść. Zakup obszernego poradnika do gry jest wielce wskazany (instrukcja za dużo nie wyjaśnia), ewentualnie warto po prostu popytać gdzieś na forach innych umęczonych – co osobiście akurat polecam.

Obraz

Nie widać tego od razu, ale Dark Souls jest zdecydowanie nastawione też na interakcje między graczami, nawet pomimo braku dostępnej opcji głosowego porozumiewania się (w zamian są gesty). Stopniowo odkrywamy kolejne ogniska, stanowiące nie tylko umyślnie daleko rozstawione od siebie punkty kontrolne, lecz także niejednokrotnie miejsca wirtualnych zbiórek. By szarpnąć z kimś, należy być jednak przede wszystkim żywym. Każdy zgon czyni nas odartymi z „funkcjonalności” nieumarłymi i przy ogniu, poświęcając ludzkość zdobywaną na nieprzyjaciołach, znajdywaną lub zakupioną, przeprowadzamy swego rodzaju zmartwychwstanie. Wtedy dopiero możemy przywoływać innych do naszego świata - poprzez wyczytanie ich imion z pozostawionych przez nich run, sami taki „sygnał” zostawimy, czy przy chęci zatłuczenia byle ducha winnego losowego delikwenta przeprowadzamy inwazję na czyjąś grę. Działa to także w drugą stronę naturalnie. Ale częściej warto łączyć siły w celu wyeliminowania najbliższego bossa – razem naprawdę raźniej. Nie wspominając o tym, że po prostu dużo łatwiej.

Obraz

Ciut skomplikowane? Zaznaczam, iż to zaledwie czubek góry lodowej. Nawet nie będę próbował robić z siebie jakiegoś znawcy, chociaż tytuł „zjadł” mi w sumie już kilka dobrych dób z życiorysu (czego nie żałuję i wciąż chcę więcej). Stale odkrywane są kolejne mechanizmy rządzące poszczególnymi częściami składowymi nowego dzieła FromSoftware, chociażby metody ulepszania oraz pozyskiwania ekwipunku plus jakie korzyści płyną z przystąpienia do jednego z licznych przymierzy, na które natrafimy podczas przygody. Nagle ktoś wpada na ukryty przedmiot, sekretną lokację, tudzież sposób powrotu do teoretycznie już niedostępnego na danym etapie przygody terenu, gdyż przeturlał się po wystającym niepozornie kawałku otoczenia – tam rzecz jasna czeka nie tylko przepotężny oręż, lecz również zestaw jeszcze bardziej zabójczych przeciwników. Zastanawiałem się wielokrotnie, ile w tym wszystkim celowego działania deweloperów, a ile kombinatoryki. Tak czy siak, jestem pełen podziwu dla twórców za takie smaczki, jak też dla nieskrępowanej dociekliwości graczy.

[break/]Zachwalałem klimat - zafundowano nam rozległy, otwarty i magiczny świat, abyśmy robili w nim co tylko chcemy w ramach konwencji. Miejscówki wykonano świetnie, można się zachłysnąć prezentacją krajobrazów, a często też z radością połapać się, iż to w tym zamku na horyzoncie strasznie męczyliśmy się kilka godzin temu... Nie podobała mi się jedynie niekiedy zbytnia zabawa kontrastem (starano się, aby każdy ważny teren charakteryzował się sobie rozpoznawalnym oświetleniem), przez co czasem ograniczona zostaje mocno widoczność. Zmyślnie porozkładano za to skróty pomiędzy lokacjami, odkrywane stopniowo w ramach postępów w przygodzie, no i o projekcie potworów dałoby się epopeję napisać – zachwycają pomysłowością, budzą szacunek wielkością, zaskakują śmiercionośnymi akcjami. Pochwalić wypada również wszelkie animacje, odpowiednio „fizycznie” oddane, jak też „ciężkie”. Gigant z toporem mozolnie zamachnie się na bohatera, ten zaś wyraźnie z trudem przyjmie atak na tarczę, nieraz tracąc przy tym równowagę. Przy okazji - waga dźwiganego ekwipunku przekłada się na zwinność postaci. Niekiedy warto zadać te kilka ciosów więcej kosztem gorszego, ale lżejszego pancerza…

Obraz

Szkoda, że technologicznie jest tak daleko od perfekcji. Produkcja potrafi zaliczyć dramatyczne spadki płynności, choć niewątpliwie dzieje się tak wyłącznie przy większej ilości obiektów na ekranie – zazwyczaj to coś hen w tle. Miejscami drażni kamera przy autonamierzaniu się na wroga. Przy kilku przeciwnikach po prostu się gubi, w ciasnych lokacjach zdarza się też, że zamiast nieprzyjaciela widzimy zwyczajnie sufit od zewnątrz. Łatwo wykonać nieostrożny krok w przepaść, gdyż bohater potrafi „ślizgnąć” się nam niespodziewanie w otchłań. Ponadto zamiast skoczyć, wiele razy się nam on poturla (gra błędnie wyłapuje klawiszologię) – rezultat zazwyczaj taki sam… Sztuczna inteligencja potworów praktycznie nie istnieje. Prą po prostu na herosa, chcąc go ubić, a bossowie stosują garść taktyk na krzyż – lecz gdyby nie to, ten tytuł pewnie byłby nie do przejścia. Przywoływanie innych graczy do naszego świata wciąż zbyt dużą ilość razy kończy się też fiaskiem, tak samo jak próby zaatakowania czyjegoś – a to nas kosztuje przedmioty.

Obraz

Mimo swoich wad jednak, Dark Souls stanowi projekt wyjątkowy w swoim rodzaju. Hołduje staroszkolnym rozwiązaniom z dawnych dzieł konsolowych (ograniczając chociażby dostęp do specyfików leczących czy każąc powtarzać obszary) i jestem wdzięczny FromSoftware za zmuszenie mnie do wspominek. Zatęskniłem za poziomem wyzwania rodem z pierwszego Ninja Gaiden na Xboksie, rozległymi krainami oraz gigantami w niezapomnianym Shadow of the Colossus, koniecznością długiego nabijania doświadczenia w dwuwymiarowych grach z serii Final Fantasy… W tym szaleństwie jest metoda – niemniej tak, jak nie wszyscy trawią dzieła Williama Shakespera, podobnie Mroczne Dusze stanowić mogą pigułkę nie do przełknięcia dla wielu współczesnych, rozpieszczonych (nie bójmy się użyć tego słowa) przez deweloperów odbiorców. Tym samym polecam gorąco tytuł, lecz sprawdźcie go najpierw w miarę możliwości i jeśli się spodoba może kupcie za jakiś czas w obniżonej cenie. Po części z uwagi na to, że ta gra wymaga czasu, pochłania bez reszty - a tyle „dostępnych” hitów się teraz szykuje…

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także