Eragon

Redakcja

21.02.2007 11:18, aktual.: 01.08.2013 01:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jaki jest zazwyczaj idealny przepis na grę-średniaka? Wystarczy licencja filmowa, w oparciu o którą ma powstać dany produkt i danie studiu developerskiemu nieprzekraczalnego limitu czasowego na jego produkcję. Działa niemal zawsze, a Eragon niestety nie jest odstępstwem od reguły. Na każdym kroku widać pośpiech, jaki musiał towarzyszyć procesowi powstawania tego tytułu, zaś licencja, która zwykle przyciąga najwięcej osób wydaje się w tym przypadku niczego nie poprawiać. Eragon wypadłby nieźle jako darmowy gadżet dodawany do kilku kupionych biletów na seans w kinie, lecz jako pełnoprawny produkt raczej nie jest w stanie wyróżnić się czymkolwiek.

Tytułowy bohater to młody chłopak mieszkający na wsi. Podczas jednego z polowań odnajduje kamień, który ostatecznie okazuje się być smoczym jajem. Z niego wykluwa się smoczyca Saphira, a Eragon (stanowiący idealny przykład „chińskiego ochotnika”) staje się jeźdźcem smoka i to oczywiście od jego poczynań zależeć będą losy calusieńkiej krainy. To dość ogólny zarys początku fabuły, ale nie spodziewaj się drogi graczu, że tytuł ten będzie Cię w tej kwestii bardziej rozpieszczać. Nic z tych rzeczy – program przeznaczony jest dla tych, którzy świat Eragona już znają, a jeśli ktoś chciałby przygodę z nim zacząć od opisywanej produkcji to popełnia spory błąd. Fabuła jest skondensowana bardziej niż smaki w kostkach bulionowych, co odbija się na tym, że nawet postaci, które spotykamy podczas rozgrywki nie są nam przedstawione w należyty sposób, podobnie jak i motywy nimi kierujące. Jak się jednak szybko okazuje wystarczy nam w zupełności sam fakt, że to my jesteśmy „tymi dobrymi” i że zabijanie złych jest kluczem do sukcesu – ot, gra po prostu jest skrajnie liniowa, a szczątki fabuły są jedynie pretekstem do wycinania setek wrogów. Wycinania i spopielania smoczym oddechem, należy dodać, gdyż podczas kilku poziomów dane nam będzie polatać na grzbiecie Saphiry. Ale po kolei.

Po krótkim wstępie uczącym nas jak strzelać z łuku oraz jak wykonywać kolejne z czterech dostępnych w grze combosów rzucani jesteśmy na głęboką wodę: chwytamy miecz, a w naszym kierunku zmierzają już kolejni wrogowie. Żeby nie było za trudno, przy naszym boku mamy prawie zawsze pomagiera – początkowo będzie to Brom (grany w filmie przez Jeremiego Ironsa), później tajemniczy Murtagh. Nasi towarzysze niedoli zostawiają oczywiście prawie całą brudną robotę nam, ale na szczęście potrafią na chwile zająć kilku przeciwników i nie gubią się podczas wędrówki. Ponadto posiadający sporą wiedzę Brom dzieli się z nami informacjami dotyczącymi miejsca, w którym się obecnie znajdujemy, czy też pomaga nam uczyć się magii.

Obraz

Poza czterema możliwościami ofensywnego użycia mocy magicznych, możemy dzięki niej układać kładki na rozpadlinami, czy tez dostać się w z pozoru niedostępne miejsca. W kilku, przewidzianych przez developera, miejscach możemy też wezwać znajomą smoczych, by zniszczyła dla nas jakąś zaporę czy schrupała wyjątkowo wkurzających przeciwników. Cała gra wydaje się być oparta na jednym schemacie: wchodzimy do nowego miejsca, wycinamy przeciwników, używamy magii na którymś z elementów otoczenia w celu przejścia do kolejnej lokacji, gdzie zabawa zaczyna się od nowa.

[break/]Większość czasu, jaki spędzimy przy Eragonie to walki, które wkrótce stają się dość nudne, a to za sprawą dość ubogiego wachlarza dostępnych ciosów. Szybkie, lecz słabe uderzenie, obok mocne wolne, wspomniane wcześniej cztery niemal identyczne combosy, strzał z łuku i magia – jestem pewien, że ciekawszym garniturem ciosów mogła się pochwalić dowolna z postaci z Mortal Kombat 2, który to ma grubo ponad dziesięć lat na karku. Mało tego - sama kontrola bohaterem, jaką proponują twórcy, jest co najmniej intrygująca, gdyż podczas walki używać będziemy przycisków J,K,L,I, Shift, Spacji oraz Q. Do tego oczywiście osobno cztery przyciski odpowiedzialne za ruch Eragona – radzę jak najszybciej podłączyć pada, który na szczęście zapewnia całkiem przyjemne sterowanie.

Obraz

Jednak nawet najlepszy pad nie rozwiązuje problemu monotonii rozgrywki – czasami podczas gry odnosiłem wrażenie nieustannego deja vu. Podczas kolejnych szesnastu poziomów gry naliczyć można ledwie z 6 rodzajów przeciwników. Do tego mamy chyba najnudniejsze walki z bossami – nie trzeba szukać jakichkolwiek taktyk na ich pokonanie, brak tu znajdywania słabego punktu, czy wielu form przeciwnika – rytmiczne klepanie dwóch przycisków na zmianę działa znakomicie. Po pokonanych wrogach zostają kolorowe kulki, które unosić się będą w powietrzu: czerwone odnawiają nasze siły witalne, zielone pozwalają na naładowanie paska furii, który to po zapełnieniu się daje możliwość przejścia w tryb furii właśnie. Nasze ciosy są wtedy znacznie silniejsze, gra zaś staje się jeszcze prostsza.

No dobra czy w takim razie w rozgrywce nie ma nic ciekawego? Niezupełnie. Otóż sama siekanina w swej prostocie kojarzy się silnie z automatowymi grami beat’em up, na których pewnikiem wzorowali się twórcy. Dość statyczne ujęcia kamery, chmara przeciwników i możliwość przyłączenia się do rozgrywki drugiego gracza, w dowolnym momencie – aż dziwne, że komputer nie prosi o wrzucenie żetonu. Całość jest na tyle niezobowiązująca, że można sobie włączyć grę, wybrać jakiś z odkrytych wcześniej poziomów i pograć jedynie po to, by odstresować się conieco. Można też przypomnieć sobie jak to było za czasów, gdy tryb multiplayer oznaczał dwóch graczy dzielących klawiaturę, czy joysticki przy jednym komputerze. To, co dla jednych będzie nostalgiczną podróżą, dla innych stanie się wycieczką w czasy, gdy na Ziemi biegały dinozaury: Eragon nie przewiduje żadnej innej możliwości gry wieloosobowej.

Obraz

A przecież mogłoby być naprawdę ciekawie – wyobraźcie sobie te powietrzne walki na smokach, w których uczestniczyłoby kilkanaście olbrzymów naraz. Niestety należałoby wtedy zacząć od przepisania całej części kodu odpowiedzialnej za tą część rozgrywki, bo sterowanie smokiem jest więcej niż toporne. Saphira frunie jak po sznurku, a nasze działania ograniczają się do drobnych wychyleń, raz po to by uniknąć jakiś stalaktytów, innym razem po to by złapać pechowego gołębią, który odnowi smokowi życie. Kto by pomyślał, że latanie na przerośniętej jaszczurce może być tak nudne i nieefektowne. Całe szczęście, że w grze pojawiają się raptem trzy smocze poziomy. Tak naprawdę cała produkcja jest dość krótka, a przejście jej za jednym posiedzeniem nie jest szczególnym wyczynem.

[break/]Do ponownej rozgrywki mogą zachęcić smocze jaja, które poukrywane są na kolejnych poziomach. Odnalezienie jaj odsłania filmiki z produkcji gry, gdzie wszyscy zgodnym chórem wychwalają, jakim to szczególnym przeżyciem było tworzenie Eragona. Jakoś nie wierzę, by ten entuzjazm miał szansę przejść i na graczy – mi frajdę sprawiło jedynie przyzywanie Saphiry. Wyobraźcie sobie akcję, że walczycie z dwoma przeciwnikami, kiedy to nagle podlatuje wielki smok i chwyta jednego z nich zębami. Aż szkoda, że nie rozwinięto bardziej tego motywu i Saphirę może nam pomóc dosłownie w kilku, ściśle określonych, miejscach.

Obraz

Skoro sama rozgrywka nie powala to może oprawa pozwoli nam się zachwycić Eragonem… nic bardziej mylnego. Grafika jest, co najwyżej poprawna, a różnica miedzy najwyższym, a najniższym poziomem detali jest doprawdy minimalna. Poziomy są dość krótkie, kamera zaś bardzo leniwa, przez co czasami przyjdzie graczowi oglądać pole walki pod przedziwnym, ni to wygodnym, ni to widowiskowym kątem. Często widać wszystko poza naszym bohaterem, a dodatkowo drażni brak możliwości obrócenia kamery choćby o milimetr. Niekiedy nie wiadomo nawet gdzie nasz bohater strzela z łuku – a wystarczyło dodać pod wolną gałkę pada kontrolę kąta widzenia.

Może developerowi nie wystarczyło czasu, gdyż gra musiała ukazać się wraz z filmem, ale wydawcą się nie przetłumaczy, że napisanie dobrej gry musi trochę potrwać. Pośpiech odbija się także na przeciętnej animacji postaci, a tak komiczny skok jak w wykonaniu naszego bohatera ciężko by znaleźć nawet w amatorskich produkcjach. Do tego nawet przerywniki są bardzo przeciętnej jakości, a zastosowane na nich filtry w niczym tu nie pomagają. Tak naprawdę to nie mogę doczepić się tylko do muzyki i dźwięków, o których najbezpieczniej będzie powiedzieć, że „są OK”. Na drewniane dialogi w polskiej wersji nawet nie zwracamy uwagi, bo i tak zajęci będziemy siekaniem przeciwników.

Obraz

Jak wspomniałem na wstępie, nie miałbym nic przeciwko gdyby podobne produkcje dodawali jako gratisy do biletów kinowych czy książek, gdyż zwyczajnie szkoda pieniędzy na coś, czego jedynym atutem wydaje się być filmowa licencja. Fani Eragona i tak kupią grę, a cała reszta przed ewentualnym zakupem niech lepiej najpierw pogra u kumpla lub ściągnie demko, żeby później nie było zawodów, że gra schematyczna, fabuła szczątkowa i tak naprawdę nie wiemy gdzie zmierzamy oraz po co. Aż żal tematu, bo w Eragonie niewątpliwie tkwi potencjał, który w tym przypadku nie został wykorzystany nawet w połowie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także