F1 2010

Redakcja

12.10.2010 13:29, aktual.: 01.08.2013 01:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Branie się przez twórców za projekt symulatora, czy to będącego bliskimi prawdy zmaganiami myśliwców bojowych w przestworzach, bądź też realistyczną orką na roli - takie przedsięwzięcia zawsze wiążą się z podwyższonym ryzykiem. Z jednej strony producent musi wziąć pod uwagę, że gotowy produkt może odnieść sukces wyłącznie wśród garstki prawdziwych zapaleńców obranego tematu, a tu z kolei należy liczyć się z ewentualnym zalewem skarg od znawców-malkontentów, którym nie jest łatwo dogodzić. Zespół Codemaster mimo to już od wielu lat para się tym dosyć niewdzięcznym zadaniem, dostarczając z roku na rok coraz to nowsze pozycje wyścigowe, zrzeszające grono wiernych fanów motoryzacji. Tym razem Brytyjczycy spowili grę na licencji Formuły Pierwszej. I cóż - chłopaki naprawdę znają się na fachu.

Jeśli na Waszych ścianach widnieją podobizny najznamienitszych kierowców z zespołów pokroju Vodafone McLaren Mercedes lub Red Bull Racing, a wymarzony wóz to potężny bolid z fabryki Ferrari, tak F1 2010 będzie drobnym ziszczeniem snów o autentycznych doznaniach, jakie dostarcza tenże specyficzny sport. Codemaster oddało w ręce graczy nie tylko praktycznie bezkonkurencyjny produkt w swojej dziedzinie, ale również małe kompendium wiedzy, pozwalające zaspokoić więcej, niż tylko głód szalonej prędkości. Znajdziemy tutaj wszelkie informacje odnośnie historii oraz osiągów każdej z dwunastu licencjonowanych drużyn i obecnych dwudziestu czterech kierowców, rozpoczynających 2010 sezon F1. Dodajmy do tego zaplanowane na bieżący rok dziewiętnaście torów, a przed oczami stanie obowiązkowy suplement zatwardziałego miłośnika tychże zmagań.

Rzecz jasna znane nazwiska oraz duże marki to zaledwie obowiązkowa otoczka, potrzebna nam do wkręcenie się w kluczowy aspekt F1 2010 - tryb kariery. Nie tylko zasiądziemy za sterem najpotężniejszych maszyn, ale od zera pokierujemy losami własnej, usłanej sukcesami oraz porażkami drogi kierowcy F1. Prosty edytor w formie wywiadu z prasą umożliwi stworzenie raczkującego zawodnika, któremu wybierzemy imię, początkową ekipę, a także w pewien sposób wykreujemy jego charakter. Spotkania z mediami to równie ważny element, co zdobywanie punktów, jak też awansowanie w wyścigach, gdyż niejednokrotnie od naszego nastawienia zależeć będzie przychylność poszczególnych drużyn - a to oczywiście wraz z postępem zaowocuje nowymi ofertami i kontraktami, urozmaicającymi przygodę podczas wdrapywania się na kolejne szczeble sławy. Można trochę przy tej okazji ponarzekać, że przydarzające się sesje z dziennikarzami sprawiają wrażenie lekko „sztucznych” oraz nie zawsze dających szczególnie widoczne efekty. Co nie zmienia jednak faktu, iż ich obecność to miły dodatek do wymagających wyzwań na torach.

Obraz

Niemniej nawet najcenniejsze licencje, w parze z niebywale rozbudowanymi i interesującymi wariantami rozgrywki, są niczym, bez konkretnie obmyślonego systemu jazdy. Otóż tak się składa, że członkowie brytyjskiego studia wzbili się chyba na wyżyny swoich aktualnych możliwości, bo zaprojektowali tytuł, w którym uwzględnili te najdrobniejsze z detali, wpływających na zachowanie wozu oraz jego sterowność. Już na samym starcie muszę ostrzec, iż F1 2010 to symulacja z krwi i kości, nie oferująca praktycznie nic ciekawego dla niedzielnych kierowców, tudzież maniaków poszukujących adrenaliny znanej choćby z serii typu Burnout. Siadając do tej pozycji trzeba się nastawić na mozolne, bezlitosne treningi, gdzie awans w tabeli odbywa się powolnymi przejściami z pozycji na pozycję, opłaconymi godzinami spędzonymi na ćwiczeniach i katorżniczych kwalifikacjach. Wystarczy wspomnieć, że najmniejsza ilość okrążeń, jaką da się wybrać, to dziesięć, podczas gdy „normalnie” ilość ta to czterdzieści dziewięć. Ten tytuł zdecydowanie nie jest dla ludzi niecierpliwych, oczekujących natychmiastowych rezultatów.

[break/]Skoro sprawiłem, że wszystkie osoby czekające na nowe Need for Speed przestały czytać ten tekst, to mogę przejść do konkretów. Choć gra okaże się dla niejednego śmiałka prawdziwym wyzwaniem, tak z pomocą w okiełznaniu cyfrowego bolidu przychodzi szereg najróżniejszych poziomów trudności. Zupełni laicy mogą ustawić sobie wszelkie możliwe wspomagania i uczynić z konkurencji łagodne lemingi, co sprowadza jazdę jedynie do skręcania w odpowiednim momencie, jako że system nie tylko wyznacza nam optymalną trasę, lecz też sam potrafi redukować prędkości tuż przed zakrętem. Naturalnie prawdziwa zabawa oraz wyzwanie zaczyna się w momencie, kiedy zdamy się na swe zdolności, by spróbować o własnych siłach walczyć z prawami fizyki, a także niewyobrażalną agresją i wyrachowaniem przeciwników. W takim przypadku idzie w zależności od wybranego wyzwania skorzystać z kilku „powtórek”, pozwalających niczym w Race Driver: GRID przewinąć "zawalony" fragment wyścigu, unikając przykładowo wypadnięcia z trasy, bądź wykluczającej z dalszych zawodów kraksy.

Obraz

Chyba najmocniejszą stroną zmagań na trasie jest niesamowity wpływ zmiennych warunków pogodowych, którymi twórcy zasłużenie chwalą się na każdym kroku. Nie sposób przejść obojętnym obok fantastycznych efektów towarzyszących rzęsistym ulewom, dramatycznie pogarszającym naszą widoczność przy zawrotnych prędkościach. Wystarczy dodatkowo załączyć sobie widok z hełmu, a gęste strugi deszczu zalewające wizjer tylko pogłębią niepowtarzalną wręcz trwogę związaną z wchodzeniem w kolejne zakręty, ograniczając pole widzenia do niebezpiecznego minimum. Choć przed samym startem wyścigu można odpowiednio przygotować się pod kątem podanych nam informacji o warunkach na trasie, to należy pamiętać, że przy jeździe liczącej kilkadziesiąt okrążeń niejeden raz przyjdzie szybko zjeżdżać do pitstopu, aby dostosować się do nowo zastałych wyzwań matki natury (a opcji majsterkowania jest co niemiara). W końcu nie ma nic gorszego i bardziej podnoszącego ciśnienia, niż nagły "deszczyk" łapiący gracza z oponami przeznaczonymi pod skrajnie wysuszoną nawierzchnię, czyniące z bolidu niestabilną wannę, sterowaną przez spanikowanego samobójcę...

Obraz

F1 2010 nie należy do pozycji rozpieszczających gracza mnogością trybów zabawy. Trzonem rozgrywki jest mimo wszystko rozbudowana kariera, w której to znajdziemy te najważniejsze dodatkowe elementy, pokroju pogawędek z mediami, prowadzenia badań nad rozwojem swoich maszyn, no i oczywiście piekielnie czasochłonnych sezonów (do wyboru trzy, pięć, lub siedem pod rząd). Z innych opcji pozostają nam jedynie szybkie Grand Prix, gdzie możemy przejechać się znanymi sławami F1, walka z czasem oraz obowiązkowe wyścigi sieciowe z pozostałymi wyznawcami tegoż sportu. Są to na pewno idealne rozwiązania dla osób pragnących w danej chwili błyskawicznie zaliczyć "ot, tak" kilka okrążeń, bez potrzeby przechodzenia przez ślamazarne formalności w stylu treningów, czy kwalifikacji. Da się przy tym jednak odczuć, iż są to warianty dorzucone do gry raczej na siłę i dla czystej zasady, aby nie odciągać uwagi od kwintesencji projektu - czyli sukcesywnego rozwoju naszego własnego kierowcy.

[break/]Codemaster nie tylko przyłożyło się do odzwierciedlenia realiów Formuły Pierwszej razem z dopracowany modelem jazdy, ale też skutecznie wycisnęło siódme poty ze swojego podrasowanego silnika EGO. Efektem ich pracy stały się oszałamiająco wyglądające bolidy, które szczególnie we wspomnianych trudnych warunkach atmosferycznych cudownie oddają oto poczucie pędu. Co by jednak trochę pomarudzić, tak idzie przyczepić się do średniego systemy zniszczeń, wyzutego z towarzyszącej prawdziwym kraksom dramaturgii oraz efektywności. Nawet czołowe zderzenie z bandą przy 200 kilometrach na godzinę kończy się zazwyczaj wyłącznie zgubieniem spoilera razem z przednimi kołami. Ale chyba wymagałbym zbyt wiele, prosząc o bardziej drastyczną destrukcję, połączoną z eksplozjami i płonącymi ciałami kierowców, prawda? Najbardziej rażącą oszczędnością w temacie grafiki są bez dwóch zdań boczne lusterka, w których odbijające się biedne obiekty aż błagają o możliwość potłuczenia ich w pitstopie. Kilka słów uznania należy się za to projektowi tak zwanego padoku oraz garażu, gdzie krzątają się w pocie czoła członkowie zespołu, tudzież dziennikarze. Szkoda, że same postacie zaczynają niestety lekko trącić sztucznością, gdy tylko próbują się z nami skontaktować...

Obraz

Cieszy fakt, iż twórcy w przypadku dźwięku również nie spoczęli na laurach i wykrzesali nadzwyczaj klimatyczną oprawę audio. Agresywne pomruki oraz jazgoty potężnych silników są niczym miód na uszy koneserów F1, zalewając seriami charakterystycznych, znanych odgłosów. W trakcie jazdy człowiek jest nawet w stanie oszacować dokładną odległość od rywali na podstawie zbliżających się zewsząd warkotów konkurencyjnych bolidów, idealnie kopiując doznania płynące z siedzenia za sterami autentycznej, ryczącej machiny. W szczególności na duży plus zasłużył sobie zespół odpowiedzialny za polonizację F1 2010 - podłożony przez aktorów dubbing pojawiający się w grze został wykonany w najgorszych wypadkach znośnie, co jest też zasługą obecności takich sław Formuły Pierwszej, jak chociażby dziennikarz Włodzimierz Zientarski. Można niekiedy przyczepić się, że głosy potrafią być równie sztuczne, co animacje i wygląd niektórych postaci, lecz najważniejsze jest to, iż na torze wszystko dźwięczy tak, jak bogowie F1 przykazali.

Obraz

Najnowsze dzieło Codemaster jest produktem w swojej wyścigowej niszy bezkonkurencyjnym, nękanym przez garść drobnych błędów technicznych oraz niedopatrzeń (ginące zapisy, zamrażanie obrazu), mających i tak zniknąć wraz z nadchodzącymi aktualizacjami. Niestety jednak F1 2010 to pozycja stworzona właściwie tylko i wyłącznie dla wybranej garstki zapaleńców tego sportu, zdolnych w pełni docenić ilość pracy, jak też wysiłku, który trzeba włożyć w opanowanie bezlitosnego, ale równocześnie tak satysfakcjonującego systemu rozgrywki. Osoby zupełnie świeże w temacie F1 być może dadzą się porwać specyficznej magii bolidów, lecz maniacy bardziej rozrywkowych wyścigów, pozbawionych „ślimaczego” dążenia do sukcesu, sięgając po ten tytuł skażą się na męki i cierpienie, porównywalne tylko z oglądaniem pełnych czterdziestu dziewięciu okrążeń na żywo w telewizji. Tej pozycji zwyczajnie ciężko zarzucić coś konkretnego, za wyjątkiem tego, że była od samego początku kierowana do wąskiego grona odbiorców, dla których F1 2010 będzie niekwestionowanym dziełem sztuki. Jeśli należycie do owej garstki maniaków, to spokojnie dodajcie do oceny końcowej dodatkowe oczko - w przeciwnym wypadku sprawdźcie wpierw, czy taka forma zabawy Wam w ogóle odpowiada. Najlepiej także zaopatrzcie się w kierownicę, bo bez niej sterowanie piekielnymi machinami jest jak operowanie na otwartej czaszce w rękawicach bokserskich – da się, ale lepiej nie patrzeć, co się dzieje...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także