Kane & Lynch 2: Dog Days

Redakcja

13.09.2010 08:07, aktual.: 01.08.2013 01:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Io Interactive to jeden z moich ulubionych deweloperów – ekipa w końcu odpowiada za serię Hitman oraz bardzo niedocenione Freedom Fighters, a studio też mocno związane jest z muzykiem Jasperem Kydem, autorem jednych z najlepszych ścieżek dźwiękowych w branży. Firma zrobiła jeszcze chociażby "głośne" Kane & Lynch, ale sławne nie z powodu wysokiego poziomu tej produkcji... Jej premierze towarzyszyło mnóstwo skandali, w tym ten najgłośniejszy, kiedy za niską notę w recenzji z pracą pożegnał się dziennikarz Jeff Gerstmann. Eidos, odpowiedzialne za wydanie gry, musiało się ostro nagimnastykować, aby całe zamieszanie ucichło. Ku zdziwieniu mojemu, jak też zapewne wielu innych, Io Interactive nie pożegnało się jednak z marką. Do sklepów trafiła oto niedawno kontynuacja o podtytule Dog Days.

Tym razem główne skrzypce w tytułowej parze dzierży Lynch. Na pozór zamiana ról zdaje się wychodzić produktowi na dobre, ale niestety twórcy zafundowali nam wizualnie ten sam duet, a do tego wyprany z charakteru, co oznacza, iż z "uroczą" dwójką panów przyjdzie się graczom zapoznać zwyczajnie od nowa. Główny bohater dawniej regularnie zażywał psychotropy i dostarczał tym samym mnóstwo radości, gdy tylko o nich zapomniał. Niestety wizji policjantów zamieniających się w świnie tutaj nie doświadczymy - najwyraźniej burzliwa przeszłość postaci kłóciła się ze scenariuszem nowych przygód zabijaków. Nagle Lynch stara się oto planować przyszłość z kobietą w Szanghaju. Oczywiście musiał pojawić się Kane, który składa mu ofertę nie do odrzucenia. Ostatni ryzykowny skok ma zapewnić dostatnią przyszłość, lecz rzecz jasna nie wszystko idzie po naszej myśli. Ostatecznie jesteśmy na celowniku policji i gangsterów… Wypada po prostu wiać.

Obraz

Trudno jest się doszukać kolosalnych różnic między Dead Men, a Dog Days, to pozycje niemal jednakowe. Widać, że w „dwójce” twórcy, pomimo paru poprawek tu i tam, pozostawili ogólny zamysł rozgrywki. Całość to typowa strzelanka z widokiem zza pleców głównego bohatera, do tego nie obyło się także bez systemu zasłon. Każda misja opiera się głównie na eliminacji wszystkiego, co się rusza. Ciekawym nowym patentem jest zachowanie Lyncha, gdy ten przyjmie na siebie zbyt dużą ilości kul. Postać wtedy upada, lecz nie na twarz, a plecy i tak nadal prowadzi ostrzał. Pojawiają się dwie opcje - można szybko wyeliminować najbliższych napastników i wstać, albo też doczołgać się do zasłony, aby poczekać na zregenerowanie energii. Ten mały dodatek jednak nie rekompensuje usunięcia kilka elementów, które mimo wszystko przypadły mi do gustu w pierwowzorze. Zabrakło wydawania komend, zuchwałych napadów czy pracy w większej grupie.

[break/]Co niewątpliwie odróżnia tytuł od konkurencji to dość oryginalne przedstawienie akcji. Kane & Lynch 2: Dog Days na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie bardziej dokumentu nagranego amatorską kamerą wideo, aniżeli gry. Efektu słabej jakości obrazu na szczęście nie zawdzięczamy niemniej ubogiej grafice, lecz specjalnym filtrom. Całość onieśmiela również brutalnymi scenami, ale te, podobnie jak sprawozdania w telewizji, zostały przysłonięte charakterystyczną cenzurą. Produkt do tego wprost kipi testosteronem, a co drugie słowo jest epitetem w stronę rozmówcy. Szkoda tylko, że jałowa fabuła ma się nijak do takich kinowych hitów, jak choćby Gorączka - na której wzorowało się Dog Days. Po zaledwie 4 czy 5 godzinach potrzebnych do ukończenia gry, pozostaje spory niedosyt i nie zapowiada się, że nadchodzące dodatki nadgonią niedoróbki w scenariuszu.

Obraz

Plusem tej pozycji, obok niecodziennej kamery, jest też Szanghaj. Miasto ukazano znakomicie, wykorzystano wszelkie jego walory. Dwójka bohaterów bezustannie jest w ruchu, a tym samym przyjdzie nam popodziwiać naprawdę zróżnicowaną architekturę azjatyckiej metropolii. Będziemy się strzelać między innymi na wiaduktach, w klaustrofobicznych zaułkach, wtargniemy miejscami do domów mieszkalnych. Frajdy ze "zwiedzania" nie psują nawet liniowe etapy, gdzie z punktu A do B prowadzi wyłącznie jedna droga. Wiele elementów otoczenia można sobie zniszczyć, do tego nie zabrakło takich, które przydadzą się również w walce. Warto przykładowo szukać butli gazowych, czy gaśnic – pojemniki wystarczy rzucić w przeciwnika i posłać w nie kulkę, żeby eksplozja oczyściła nam szybko drogę.

Obraz

Trybu fabularnego dopełnia rozgrywka po sieci. Szkoda, że o ile Io Interactive chciało wprowadzić tu kilka fajnych patentów, tak gra słabo zdaje egzamin z multi. Firma, mimo niewątpliwie dobrych chęci, nie wszystko dobrze przemyślała. Trybów jest kilka, niemniej każdy da się uogólnić do zabawy w policjantów i złodziei. Studio pragnęło pokazać, jak mało wiarygodni mogą być nasi wspólnicy w czasie napadu, stąd udostępniono tak zwane Fragile Alliance. Całość polega na kradzieży odpowiedniej ilości gotówki oraz ucieczce z miejsca zbrodni. Zabicie kogokolwiek z naszej ekipy daje nam większy bonus do działki, lecz wtedy na nasze życie czyhać będą nie tylko współpracownicy, ale także gliniarze, w których wcielą się polegli towarzysze. Na pozór zabawa wydaje się świetna, lecz po kilku godzinach młócki w sieci poziom mojej frustracji sięgnął zenitu. Panuje tutaj tak ogromny chaos, że nie ma mowy o czerpani radości z gry…

[break/]Z ciekawszych opcji, warto jeszcze napomknąć o powracającym trybie współpracy, gdzie oto wraz z kolegą, na podzielonym ekranie lub za pośrednictwem Internetu, możemy przejść wspólnie kampanię. Miejscami się co prawda nasze ścieżki rozłączą, jednak w sumie zabawa ze znajomym nie rzuca wcale jakiegoś nowego światła na całą produkcję. Jest dalej nudno, a ciągłe strzelaniny, które niewiele się między sobą jedna od drugiej różnią, po "entym" z kolei razie potrafią szybko zniechęcić. Na domiar złego, kiedy w grę wchodzi akurat szarpanie na jednej konsoli, ilość klatek animacji spada niesłychanie wręcz na łeb, na szyję.

Obraz

Graficznie? Zgadza się, nowatorski filtr zdaje egzamin celująco, ale tego samego powiedzieć nie można o samym wglądzie na akcję. Kamera zazwyczaj nadąża za nami, ale gdy zdecydujemy się na bieg za bardzo się huśta, przez co niekiedy trudno trafić w drzwi, tudzież schować za upatrzoną osłoną - na szczęście da się to wyłączyć. Jakość tekstur na obiektach w większości pozostawia wiele do życzenia. Dobrze, że przynajmniej dwójkę głównych bohaterów „odziano” w zadowalającą ilość szczegółów. "Odsłuchowo", dialogi nie mają już takiej mocy, lecz w dalszym ciągu jest to bardzo dobra robota. Aktorzy brzmią wiarygodnie, choć trudno o jakieś większe emocje, gdy na drodze stoi dość płytki scenariusz. Audiowizualnie więc znośnie. Największa bolączką całej produkcji zdaje się być fatalna sztuczna inteligencja przeciwników. Oprychy robią słaby użytek z zasłon, zaś jak się już schowają, to mogą się nie wychylać i kiedy staniemy praktycznie obok nich...

Obraz

Niestety, Io Interactive z Dog Days nie pchnęło do przodu marki Kane & Lynch. Ba! - szkoda, że grubą kreską przekreślono kilka ciekawych patentów z "jedynki". Kampania jest okropnie krótka, zaś fabuła kuleje, bo historia opowiedziana jest po łebkach. Twórcy nie wykorzystali potencjału obu "zeschizowanych" panów, stąd nie ma co liczyć, że ich nowe przygody kogokolwiek na dłużej porwą - gangsterów wyprano z charakterystycznych cech. No więc całkowita klapa? Niezupełnie. Strzela się bowiem fajnie, a ukazanie akcji w formie reportażu nagranego amatorską kamerą sprawia, że szybko łapiemy "wczujkę". Ot, można kiedyś tam sprawdzić.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także