No More Heroes 2: Desperate Struggle

Redakcja

07.06.2010 07:39, aktual.: 01.08.2013 01:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wydane w 2008 roku No More Heroes stało się w pewnych kręgach produkcją kultową, pomimo tego, że nie zbliżyło się ani trochę do kasowego sukcesu takiego Wii Sports czy Wii Fit... Pozycja ta pokazała niewątpliwie, że jest na stacjonarce Nintendo miejsce dla wykręconych tytułów akcji – potwierdzając niecodzienne podejście twórcze Goichiego Sudy. Pierwsza część przygód zawadiackiego Travisa Touchdowna zyskała tylu akurat fanów, że poza portem gry na Xboksa 360 i PlayStation 3, kontynuacja była więcej niż pewna. Ta ponownie zakręciła się jedynie (na razie) w odtwarzaczach konsoli Wii.

Od wydarzeń znany z pierwszej części No More Heroes mijają trzy lata. Główny bohater powraca do Santa Destroy, by walczyć z niejakim Skelterem Helterem, który z kolei chce pomścić śmierć swojego brata – Heltera Skeltera. Między panami dochodzi do ostrej wymiany zdań, w ruch idzie broń, a na końcu jeden z wojowników traci głowę – dosłownie. W tym samym czasie na polu bitwy pojawia się znana z pierwowzoru organizatorka walk morderców, urocza i seksowna Sylvia Christel. Blondynka obiecuje Travisowi wspólne „conieco”, jeśli ten ponownie stanie się numerem jeden w rankingu zabójców. Młodzieniec kręci nosem - nie chce zaczynać przygody od pozycji 51. Niestety w tragicznych okolicznościach ginie jego wieloletni przyjaciel Bishop, a dziwnym trafem załatwił go aktualny lider listy... Chcąc nie chcąc, zemsta musi być. Na szczęście nie będziecie musieli bić się ze wszystkimi zawodnikami z wyprzedzającej Touchdowna połowy setki...

Desperate Struggle to przede wszystkim walka. Przed potyczką z rankingowym szefem, Travis musi spacyfikować hordy zwykłych, niezbyt rozgarniętych przeciwników. Większość z nich pada po kilku uderzeniach, są jednak i tacy, nad którymi trzeba będzie spędzić kilka dłuższych chwil. Spotkacie na swej drodze wrogów z bronią białą, palną oraz tych wolących załatwiać sprawy gołymi rękoma. Zwieńczeniem masakry na tej całej gawiedzi jest walka z bossem, a w nagrodę za zwycięstwo tutaj zajmujemy jego miejsce i numer na liście. Projekt głównych złych to jeden z najciekawszych, a zarazem najbardziej wykręconych elementów gry. Wyobraźcie sobie otoczonego pięknymi czirliderkami, nasterydowanego futbolistę, który wystrzeliwuje się w kosmos, gdzie walka przybiera postać starcia dwóch ogromnych mechów. Co fajne, znajdziecie tu również wrogów znanych z pierwszej części – w odrobinę odmienionej jednak formie. Jeden z nieprzyjaciół, którego Travis kilka lat wcześniej brutalnie przepołowił, do każdej połówki dodał mechaniczne części - i tak powstał wesoły duet żądny naszej śmierci...

Obraz

Już od pierwszych minut do dyspozycji oczywiście oddana zostanie nam specjalna energetyczna katana. Sprzęt tnie zarówno powietrze, zostawiając jarzące się ślady, jak i wrogów – którzy zamieniają się w fontanny krwi. Jucha nie sika na wszystkie strony tylko podczas wykonywania zapaśniczych chwytów i uderzania przeciwników bez użycia broni. Wraz z rozwojem fabuły, Travis otrzyma dodatkowe zabawki, w tym laserowy miecz samurajski, czy też dwa lekko zakrzywione świetlne ostrza. W przypadku każdej z nich, ciosy wyglądają zupełnie inaczej, zadają również różne obrażenia. Choć nie znajdziecie tu przesadnie dużej ilości oręża, to na pewno każdy fan Gwiezdnych Wojen będzie miał swój ulubiony instrument mordu... Przy czym potrafi on stracić moc – wtedy koniecznym jest podładowanie. Warto kontrolować nie tylko pasek życia, ale również stan ostrza właśnie. Nadmienić należy, że w grze pojawiają się ponadto specjalne, efektowne akcje - jak choćby zwolnienie czasu lub metamorfoza w tygrysa, który zmasakruje nieprzyjaciół.

[break/]Touchdown nie stanowi jedynej grywalnej postaci. W kilku misjach przejmuje się kontrolę nad jego uczennicą – ponętną Shinobu wyposażoną w samurajski miecz, a wskoczycie również w skórę niejakiego Henry’ego, który we własnym śnie stoczy walkę z uzbrojoną po zęby dziewczynką. Niestety etapy z uczestnictwem białogłowy to najgorszy element całości. Umie ona skakać, co twórcy chcieli wykorzystać wprowadzając do jej etapów elementy platformowe, tak się jednak składa, że kamera nie pozwala na komfortowe szarpanie w ten sposób, stąd przez kilkadziesiąt minut będziecie mieli ochotę rzucić kontrolerami o ścianę. Pokonanie hord przeciwników jest niczym w porównaniu z koniecznością wykonania prostego z pozoru hycnięcia gdzieś. Suda pewnie pragnął zaoferować miłe urozmaicenie zabawy, a stworzył poziomy - upiory. Szkoda, bo Shinobu to ciekawa postać.

Obraz

Koniecznie trzeba wspomnieć o zadaniach pobocznych. W przeciwieństwie do pierwowzoru, nie ma konieczności uiszczania opłat za rankingowe walki, dlatego też wszystkie zarobione pieniądze można spożytkować na bardziej frywolne cele. Naturalnie nie stanie się nic, jeśli w ogóle pominiecie wykonywanie dodatkowych prac, no ale... Każda z takich misji jest przedstawiona w stylu retro – zadania wyglądają jak żywcem wyjęte z ery ośmiu bitów. Stylizowane na Pac-Mana dezynsekcja, podobne do Tetrisa układanie klocków, albo też smażenie steków w restauracji to tylko wierzchołek góry lodowej - oczywiście musicie lubić tego typu zabawę i dać się porwać szaleństwu cyfrowej rozrywki ubiegłego wieku. Zadania są w swej konstrukcji banalnie proste, a ich należyte wykonanie wymagać będzie od Was raczej cierpliwości, niż faktycznych umiejętności. Z dodatkowych poziomów można wyciągnąć naprawdę konkretne pieniądze, które następnie bez wyrzutów spożytkujecie na wszystkie przyjemności oferowane przez Santa Destroy.

Obraz

Travis to modniś - dobrze, że w sklepie Airport51 znajdziecie całą masę wszelkiej maści ciuchów. Kupić da się prawie wszystko – od koszulek, przez kurtki, spodnie, paski, aż do okularów. Są także gotowe komplety (dla leniuchów). Nabyte wdzianko ląduje zawsze w domowej szafie hotelowego pokoju. Pieniądze można również zostawić w siłowni, gdzie odrobinę „podpakujemy” postać – ćwiczenie to także zabawne i proste, dwuwymiarowe gierki. Nowy sprzęt bojowy sprzeda Wam z kolei Dr Naomi. Warto odwiedzić ją niemniej chociażby czysto towarzysko - dziewczyna ma na pewno największe i najbardziej wyeksponowane piersi w branży... Poza tym, koniecznie zakupcie chociaż jeden dodatkowy miecz, co zdecydowanie urozmaici walkę. Jeśli nie będziecie mieć już pomysłu na spożytkowanie zarobionej gotówki, skoczcie po kilka smakołyków dla swojej kotki – tylko trzeba pamiętać, że jedzenie idzie pupilowi „w boczki”.

[break/]Zrezygnowano z motocyklowych rajdów po ulicach, a w zamian postawiono na proste teleporty, przenoszące bohatera wprost do wybranego miejsca. Lista lokacji jest przejrzysta – na początku zawsze widnieje miejscówka związana z rankingową walką, kolejne to między innymi siłownia i sklep, a na szarym końcu znajdziecie pojawiające się kolejno dodatkowe misje. Wybranie konkretnego celu podróży trwa chwilę, a czas potrzebny na jego załadowanie jest odpowiednio krótki. Zatrzymajcie się też wielokrotnie we wspomnianym hotelowym pokoju Travisa - znajdziecie tam kilka atrakcji zdecydowanie umilających zabawę, a przy okazji przypominających tylko, jak dziwacznym twórcą jest Goichi Suda. Na podłodze leży kocica, z którą należy się co jakiś czas bawić. Grę zapiszecie siadając wygodnie na klozecie. W pokoju zabijaki stoi telewizor, na którym zagracie w opartą na anime strzelankę. Nie mógł być to oczywiście zwykły obraz – bohaterkami są małe dziewczynki, którym ktoś przyczepił biusty dorosłych kobiet...

Obraz

Oprawa graficzna No More Heroes 2: Desperate Struggle stoi na wysokim poziomie, daleko jej jednak do topowych pozycji na Wii. Jest na pewno zdecydowanie lepiej niż w "jedynce", scenerie potrafią czasami zachwycić. Traficie niemniej często na niedopracowane tekstury, animacja „chrupnie” tu i tam, zaś niektóre obiekty wyglądać będą jak kartonowe pudła... Ciekawie prezentuje się punk-rockowa muzyka oraz niezłe przeróbki głównego motywu serii NMH. Same głosy postaci to małe mistrzostwo - słuchając rozmów można zrywać boki ze śmiechu. Kamera bywa chaotyczna, ale po kilku etapach idzie do niej przywyknąć. Sterowanie niewiele zmieniło się w stsounku do pierwowzoru, choć postać prowadzi się teraz odrobinę pewniej. Dalej przycisk A odpowiada za atak mieczem, B za uderzenie, Z zaznacza cel, C centruje kamerę, a analogowa gałka „gruchy” porusza Travisem. Tak zwane „finiszery” wykonuje się powtarzając wyświetlający się na ekranie ruch – machając jedynie wiilotem, lub dwoma kontrolerami jednocześnie. Wszystko działa intuicyjnie i ciężko się do czegokolwiek przyczepić.

Obraz

Suda51 udowodnił, że ma w głowie pokłady świetnych, choć odrobinę kontrowersyjnych pomysłów. No More Heroes 2 przesycone jest erotyzmem do granic absurdu. Kamera wielokrotnie pokazuje jedynie piersi lub tyłki, a trzeba przyznać, że dziewczyny w Desperate Struggle to ślicznotki pierwszego sortu... Tak, do tego zapisywanie stanu gry w WC, czy też przekolorowane i zidiociałe postacie, mógł wymyślić jedynie "chory" człowiek... 8 bitowe gry to stara szkoła pełną gęba, a gagi Travisa śmieszą i bawią. Mało w tej pozycji innowacji, czuć natomiast, że Grasshopper Manufacture dopracowało elementy, które nie zagrały poprzednio. Drobne ułatwienia w rozgrywce na pewno zachęcą dodatkowo szersze grono fanów Wii. Nie każdemu przypadnie do gustu zwariowany klimat oraz specyficzny projekt Desperate Struggle, lecz to bez wątpienia jedna z ciekawszych gier ostatnich miesięcy. Ogólnie godny następca mocnej „jedynki”.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także