Piraci z Karaibów: Na Krańcu Świata

Redakcja

01.06.2007 17:42, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Faktem ogólnie przyjętym jest, że gry na licencji filmów rzadko się udają. Nie marzymy już nawet o tym, żeby osiągały poziomy tytułów oryginalnych w swojej materii, wystarczy nam, jeśli są choć trochę dobre. Czasem zdarza się jednak, że za robotę zabiera się firma, która zna się na rzeczy, a za taką można by przecież uznać nienarzekające na brak funduszy studio Disney. Bywa, iż film jest na tyle fajny, że w zasadzie grę zrobić z niego łatwo, bo pomysły same cisną się do głowy – tak sprawa ma się z trzema częściami Piratów z Karaibów. Z ich połączonych w grze mocy nie powstało niestety nic szczególnego, ot, bardzo średni tytuł, który zarobi krocie na samej tylko licencji.

Piraci z Karaibów: Na Krańcu Świata to gra zręcznościowa i kiedy tak to nazywam, mam na myśli najczystszą definicję tego typu produkcji. Przez cały czas będziemy biegać po różnego rodzaju poziomach i walczyć na szable z mniej lub bardziej groźnymi przeciwnikami. Brakuje tu wplecionych elementów RPG, nie ma żadnej strategii, ani, broń Boże, symulacji pływania statkiem. Wybór podobnego gatunku rozgrywki nie jest przypadkowy, taka produkcja spodoba się bowiem najszerszej gamie odbiorców i oczywiście - tym najmłodszym. Możemy liczyć na rekordową sprzedaż, nawet jeśli przynajmniej nikły procent widzów, którzy wyjdą z kina po projekcji trzeciej części serii, postanowi zagrać w Na Krańcu Świata. Przy czym jasno sprawę ujmując film jest trzysta tysięcy razy lepszy od odpowiednika elektronicznego i lepiej jest zainwestować w kilka seansów, niż w to coś. Jeśli jednak mimo wszystko mamy za dużo wolnego czasu to możemy spędzić przy opisywanej grze i kilka miłych chwil. Na lekko upartego.

W czasie rozgrywania trybu fabularnego będziemy mieli okazję wcielić się w rolę „kultowego” już Jacka Sparrowa oraz Willa Turnera, ale również przyjdzie nam pokierować i krokami Elizabeth Swann, czy kapitana Barbossy. Growa produkcja opiera się na prostym pomyśle wykorzystania scenariusza filmowego za tło fabularne. Jako, że poprzednie tytuły bazujące na licencji należały do grupy, która zapominana była równie szybko, co kasowana z dysku twardego, twórcy mogli wybrać sobie jakie tylko chcieli elementy z historii opowiedzianej w całej trylogii. Postanowili wykorzystać motywy ze Skrzyni Umarlaka i Na Krańcu Świata. Gra rozpoczyna się w twierdzy, którą wszyscy pamiętamy z początku drugiego filmu. Jack Sparrow, dziwnie zmanierowany pirat szubrawca, leży sobie w celi i spokojnie oczekuje na wykonanie wyroku. Wtem zjawia się jego tatko i uwalnia go (nie pytajcie skąd się tam bierze, może jakaś piracka magia). Pierwszy poziom będzie rozgrywał się właśnie w więzieniu, z którego nasz sympatyczny, acz lekko skrzywiony kapitan musi uciec. Rozgrywając początkowy etap gracz pomyśli, że twórcy postanowili pokazać sceny, których w filmach zabrakło.

Obraz

Nic bardziej mylnego, studio Disney postawiło na inną politykę. Nie dość, że powtarza niektóre sceny z kinowego pierwowzoru w bardzo uproszczony sposób, to jeszcze modyfikuje linię fabularną, owszem wprowadzając do niej nowe elementy, ale takie, które w ogóle nie miały miejsca. Już drugi poziom pokazuje nam to znakomicie. Gramy tutaj Willem Turnerem, który przypływa na wyspę Pelegosto uratować Sparrowa. Znane z filmu momenty niestety nie zawitały do komputerowej wersji i Turner tak po prostu... odnajduje pirata i go uwalnia. Później jest oczywiście cała długa sekwencja z mnóstwem potyczek, ale gdzie tam temu, co wymyślili programiści, do pirackiego pierwowzoru. Po prostu wstyd. Dalej spotykamy taką samą mieszankę odwołań. Niektóre poziomy są bardzo przyjemne, na przykład bieganie po Port Royal, czy walki na statkach, ale inne z kolei wołają o pomstę do nieba. Wiele świetnych motywów nie zostało w grze wykorzystanych, a przecież aż cisną się tutaj do głowy wszelkiego rodzaju najbardziej wymyślne pomysły... Przyjdzie nam poczekać pewnie jeszcze trochę na prawdziwie piracką produkcję.

[break/]Sama konstrukcja poziomów jest w zasadzie identyczna. Najpierw musimy przebić się przez kilka plansz z dziesiątkami pomniejszych przeciwników. Ci naoglądali się chyba za dużo amerykańskich filmów sensacyjnych, gdyż zwrot „przewaga liczebna” jest im całkowicie obcy. Zazwyczaj grupka wrogo nastawionych tubylców czeka, aż rozprawimy się z ich kolegą, żeby włączyć się do walki. Trochę jest to, przyznam, dziwne. Pokonać ich również nie jest trudno, gdyż na Karaibach średnia inteligencji nie dorównuje chyba tej prezentowanej przez przeciętnego kraba. Wszystkich w zasadzie można zabić w ten sam sposób, podstawowymi ciosami. Trochę trudniejszą przeszkodą są już bossowie, ale ich jedynym atutem jest większa ilość punktów życia. Z takimi misiami musimy się chwilę pomęczyć, lecz koniec końców oni również nie stanowią żadnego wyzwania. Podczas walki z co większym twardzielem bowiem na mapie zazwyczaj znajdują się elementy, które pomogą nam rozprawić się szybciej z delikwentem, ot, na przykład armaty akurat gotowe do strzału. Oprócz ciągłej walki przyjdzie nam również naprzecinać się mnóstwa lin i poprzestawiać setki dźwigni - taka jest dola komputerowego pirata. W zasadzie całą grę można przejść bezstresowo, co nie znaczy, że nie będzie momentów, w których należy się skupić.

Obraz

Autorzy zadbali o kilka ciekawych elementów odrobinę urozmaicających rozgrywkę. Przykładowo, w Port Royal możemy pokusić się o wypełnienie paru malutkich questów, takich jak odwrócenie uwagi strażnika, kiedy nasi koledzy wykradają rum. Nie jest tych miniprzygód jednak tyle, by uznać je choćby za namiastkę nawet mocno uproszczonego RPG. Ot, taka zwykła laba od ciągłej walki. Oprócz tego trochę czasu spędzimy przy grze w kości i karty, są one jednak mało wciągające i nie podnoszą ogólnego, średniego poziom całej produkcji. Innym urozmaicającym motywem są specjalne momenty, gdzie zamiast walki oglądamy pewną sekwencję, podczas której to musimy wciskać odpowiednie przyciski. Dzięki temu gra nie nudzi się aż tak szybko i nabiera trochę koloru filmowego pierwowzoru. Dodatkowo, miejscami w trakcie rozgrywki napotkamy na chwile, w których nasz dzielny Jack Sparrow będzie mógł wykonać jakiś specjalny atak, czy też akcję. Mamy tylko jedną próbę podejścia do sprawy, a jako nagrodę otrzymujemy unikalną kartę lub kości. Takich elementów nie jest jednak na tyle dużo, aby miały wpływ na końcową ocenę produktu.

No dobrze, skoro od strony zabawy nie prezentuje się to wszystko megaróżowo, to może chociaż wygląda i brzmi tak dobrze jak filmy? Niestety - nie usłyszymy tutaj prześwietnej ścieżki dźwiękowej, która towarzyszyła pirackim przygodom, chociaż i tak nie jest źle, bo dźwięk na pewno stoi o kilka poziomów wyżej, niż grafika. Wygląd tej gry naprawdę zaskakuje i to w cale nie w pozytywnym sensie. Jest zwyczajnie brzydko. W zasadzie trzeba dobrze przyjrzeć się twarzom postaci, aby rozpoznać w nich bohaterów filmów. Jedynym podobnym piratem jest sam Jack, a jego ruchy zostały odwzorowane naprawdę dobrze. Z innymi postaciami już gorzej. Nawet podczas scenek przerywnikowych, które w growych produkcjach zazwyczaj realizowane są ładniej niż gra właściwa, wszystko wygląda jakby powstało z 8 lat temu. No i te tła… Nie wiem, czy twórcy wymyślili sobie, że gra jest tak intensywna, że nie będziemy mieli czasu się rozejrzeć, ale na to właśnie wygląda. Elementy widoczne na dalszym planie są jeszcze brzydsze niż same harce rozgrywające się na ekranie.

Obraz

W obliczu tych wszystkich minusów i tak pogrywa się w Piratów zadziwiająco dobrze. Może to przez lekkość tej produkcji, a może przez delikatne nawiązania do oryginału, lecz Na Krańcu Świata może się o dziwo niektórym spodobać - jeśli przymkniemy oko na mocne niedoróbki i niekonsekwencje. Jest w tej grze trochę miodności, która może przykuć do monitora szczególnie młodszych graczy. Wciąż jednak, szkoda, szkoda, wielka szkoda, bo trylogia Piratów z Karaibów zasługuje na więcej. Można by spodziewać się wielkiego, dumnego galeonu, a otrzymujemy tylko pozbawioną żagli łódkę wiosłową. Pomimo faktu, że gra jest ewidentnym skokiem na kasę klientów i bezwzględnym wykorzystaniem popularności tytułu, to tak - można w nią na upartego trochę pograć. Przede wszystkim, przygody naszych bohaterów są nawet miodne i toczą się w zawrotnym tempie.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także