The Book of Unwritten Tales

28.12.2012 10:16, aktual.: 17.02.2014 16:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Mówi się, iż na dobre rzeczy warto poczekać, a że ukazujące się w Polsce z rocznym opóźnieniem w stosunku do świata The Book of Unwritten Tales zaliczyć należy do przygodówek zdecydowanie udanych, na taki poślizg da się spokojnie przymknąć oko. Czerpiąca garściami z popkultury produkcja fantasy gwarantuje nie tylko kilkanaście godzin dobrej rozrywki, ale pokazuje, że da się jeszcze zakombinować w ponoć skostniałym mocno gatunku. Nie wszystko udało się tutaj równie wyśmienicie i polecanie dzieła początkującym fanom klikania po lokacjach w poszukiwaniu przedmiotów niekoniecznie będzie najlepszym pomysłem, ale tacy już lekko zaprawieni w suwaniu kursorem po ekranie ubawią się świetnie, szczególnie, że rozwiązania zagadek są w większości zwyczajnie logiczne. Nie trzeba się zbytnio bawić w MacGywera.

W kolorowej Avantasii od dawna trwa walka dobra ze złem, przechylić szalę zwycięstwa na którąś ze stron może wreszcie jednak pewien zapomniany artefakt. Uratować świat przyjdzie połączonej przez ślepy los paczce przedziwnej - gnomowi, który zostanie czarodziejem, elokwentnej pięknej elfce oraz pewnemu awanturnikowi z osobliwym włochatym zwierzakiem u boku. Całą fabułę chłonie się szybko i bez ryzyka późniejszej zgagi. Historia sama w sobie nie jest niczym odkrywczym, ale pozytywnie zaskakuje umiejętne wplatanie masy odwołań do innych dzieł. Gagi nawiązują między innymi do Indiany Jonesa, Władcy Pierścieni, Gwiezdnych Wojen, Gremlinów, polskie napisy czynią nawet ukłon rodzimej Seksmisji. Z gier oddaje się hołd The Secret of Monkey Island czy klasycznemu Discworld. Twórcy naśmiewają się również z World of Warcraft oraz produkcji RPG ogólnie. Świadomi bycia postaciami z gry bohaterowie niejednokrotnie zwracają się też bezpośrednio do osoby przed komputerem, a pozostawione bezczynnie samym sobie po chwili wlepiają w nas radośnie swe ślepia …

Obraz

Rzecz jasna zabawa polega na odnajdywaniu różnorakich rzeczy i wykorzystywaniu ich potem w określonym celu. Zazwyczaj z fabuły wyraźnie wynika, co mamy w danym momencie osiągnąć, więc pozostaje kwestia, w jakiś sposób to zrobić. Kiedy przedmiotów nie jest zbyt dużo, rozwiązanie od razu samo rzuca się w oczy. Im dalej w przygodę, tym więcej lokacji otwiera przed nami równocześnie swe uroki, a to prowadzi niestety do zawalenia plecaka i niepotrzebnego zwiększenia „kombinatoryki”. Podświetlającej interaktywne obiekty spacji używałem również częściej, niż bym sobie tego życzył - ot, użyteczne śmieci bywają maleńkie, a jeszcze nie odcinają się wyraźnie od tła. Skrawek materiału wystający z sarkofagu? Przeoczycie za pierwszym razem na bank. Trzeba też zerwać z przyzwyczajeniami z wielu przygodówek, jeśli o jednorazowe wykorzystanie klilkalnych obszarów i obiektów chodzi. Przebadana przed chwilą dokładnie nora szczura może ujawnić coś ważnego po rozmowie z jedną z postaci, a po wiadro oraz szklany słój, użyte do otwarcia wrót pradawnej świątyni, trzeba się będzie wrócić, aby przejść dalej.

[break/]Podróż między dostępnymi lokacjami ułatwiona jest dzięki podręcznym mapom. Oprawą graficzną można się na pewno zachwycić - miejscówki pełne są drobnych, animowanych szczegółów, trójwymiarowe postacie poruszają się realistycznie, do tego deweloperzy nie boją się zabaw kamerą. Czasem rozdzielą naszą paczkę, aby w innych częściach planszy bohaterowie otwierali sobie nawzajem drogę na różnych poziomach, nieco jak w Gobliiins. Kiedy indziej w rzucie izometrycznym przemierzymy starą kopalnię. W szkółce czarodziejów z kolei wszystko pokazane zostanie z lotu ptaka. Pomarudzić można na słabej jakości wstawki filmowe, ale pochwalić wypada znowu projektantów bohaterów drugoplanowych. W pamięci na pewno pozostanie szczurzy książę złodziei, nudzący się Śmierć, grupka żwawych nieumarłych, albo metroseksualny paladyn. Trzeba od razu dodać, że wszystkim z nich wyśmienicie podłożono angielskie głosy. Produkt na naszym rynku pojawił się w wersji z polskimi napisami, więc na szczęście można tą mową nacieszyć uszy.

Obraz

Część drobnych problemów z grą sygnalizowałem wcześniej, dorzucę do tego dla uzupełnienia dwie bardziej uprzykrzające życie sprawy. Z początku zastanawiałem się, po co komu automatyczny zapis naszych postępów, ale szybko się to wyjaśniło – bywa, że się akcja nagle zwyczajnie zatnie. Głównie dzieje się tak przy animacjach przechodzenia z jednej części lokacji do drugiej, kiedy to kursor niespodziewanie przestaje reagować. Większy kłopot to błąd wprowadzony najwyraźniej przy przełożeniu jednej z wielkich map na nasz język. W pewnym momencie historii musimy odtworzyć krok po kroku trasę pewnego podróżnika, zaznaczając jego „przystanki” podczas wyprawy i tak docierając do starej wyspy. Nie wiadomo czemu w polskiej wersji grafiki zniknęła droga (punkt orientacyjny), no ale została rzeka, więc jakoś sobie radzimy. Gorzej, że samą wyspę przesunięto względem jej domyślnego położenia, więc klikanie na tę wyrysowaną tak, jak jest, nic nie daje. Trzeba wskazać morze, tam gdzie znajdowała się ona w oryginale…

Obraz

Ogólnie nie takie wpadki się jednak dawniej w przygodówkach zdarzały, a do tej pory z klasyków pamiętamy przecież same pozytywne rzeczy... The Book of Unwritten Tales na równi z dawnymi hitami co prawda nie postawię, ale jest to produkcja mimo wszystko warta nabycia, bo pełna między innymi poukładanego humoru oraz świadoma siebie i otaczającego ją świata, nie tylko tego fantasy. Dobrze jest sprawdzić, dzięki której grze KING Art Games nabrało większego rozpędu - na początku roku pojawi się w Polsce kontynuujące historię z Avantasii The Critter Chronicles, a później miejmy nadzieję również kryminalny projekt The Raven. Gatunek jeszcze nie umarł, a być może właśnie się za sprawą dzieł niemieckiego zespołu powolutku odradza. Nic tylko trzymać za cały nurt kciuki.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także