Turning Point: Fall of Liberty

Redakcja

24.03.2008 17:07, aktual.: 01.08.2013 01:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Prawdziwa historia dziejów ludzkości powoli się nudzi, przynajmniej producentom gier. Często zaczynają oni więc tworzyć własną czaso-przestrzeń, z różnym efektem naturalnie. Naziści w Nowym Jorku? Tak, to zdecydowanie jeden z tych bardziej oryginalnych pomysłów…

KatPrawdopodobnie takiego tytułu akurat potrzebowałem. Nie jestem skłonny do narzekań, ale ostatnimi czasy nie miałem jakoś porządnej strawy do czystej, niczym nieskrępowanej krytyki. My, gracze, coraz częściej otrzymujemy bowiem gry przynajmniej dobre, zapominając tym samym o grupie produkcji mniej udanych, a popularnych z powodu swej niskiej jakości, miejscami nawet kultowych – tzw. crapach. I teraz Spark Unlimited, producent Turning Point: Fall of Liberty w swej niewątpliwej wspaniałomyślności postanowił zaserwować nam propozycję tego właśnie typu. Tytuł pełen niewykorzystanych, banalnych i brzydkich pomysłów. W sam raz pod redaktorską gilotynę.

Prawdopodobieństwo możliwościWprost uwielbiam alternatywne linie historii. Ot, każdy dzień mógłbym rozpoczynać od liczenia króliczków w ogrodzie w skórze pana co się Hugh Hefner zowie, czy chodzić na śniadanie z Megan Fox będąc takim Michalem Bayem, reżyserem filmu Transformers. No a cudowny dzień kończyć naturalnie co wieczór na ekstra imprezie jako sam Jay – Z. Innymi słowy – „co by było gdyby”. Twórcy Turning Point: Fall of Liberty podobnie poszli za ciosem nocnych fantazji... Tyle, że zabijając Churchilla. Nie wiem, czy to zdrowe, lecz w Stanach każdy ma przecież prawo do tytułowego Liberty. Przyglądając się jednak dalej developerskiej „iskierce” widzimy rok 1953. Wyobraźcie sobie Nowy Jork, drapacze chmur i bezkresne niebo. Niebieska płachta dla hitlerowskiej inwazji. Wszystko z powodu śmiertelnego wypadku angielskiego polityka mającego poprowadzić Anglię do ataku na Normandię. Co z tego, że w rzeczywistości taksówka, która uderzyła Churchilla w centrum Nowego Jorku doprowadziła „jedynie” do kalectwa polityka.

[image source="Galerie/Turning_Point_Fall_of_Liberty:2207" mode="normal"]W każdym razie według twórców to był momentem, gdy wszystko się zmieniło, poszło odmiennym, niż ten nam znany, torem. Pod naporem sił niemieckich najpierw ugięła się Europa, a potem reszta świata - Hitler prawdopodobnie chciał nawet zmienić logo drużyny Chicago Bulls. Grę zaczynamy jako zwykły budowlaniec, który w obliczu ataku na Stany wpierw pragnie jedynie uratować swoją skórę, by wraz z rozwojem wydarzeń stanąć na czele ruchu oporu.

[break/]W swoich wywiadach, Dean Martinetti, producent gry chwalił się niegdyś, że Turning Point: Fall of Liberty to sprawny naśladowca Bioshocka. Oferuje ponoć te same emocje, dodatkowo bazując na naturalnych instynktach patriotycznych. Otóż Drodzy Czytelnicy pan ten najzwyczajniej w świecie wciskał nam najgorszej jakości kit. Wszystko jest tu schematyczne do bólu, brakuje dynamiki, co krok widać zabiegi „kopiuj-wklej”, a całość dodatkowo wręcz tonie w wyssanych z palca opowieściach science-fiction. Zachęciłem do alternatywnej opowieści wypuszczonej z ręki Spark? Jeszcze nie wiecie co czeka gracza dalej...

[image source="Galerie/Turning_Point_Fall_of_Liberty:2210" mode="normal"]Hitlerowscy żołnierze, ich ekwipunek - dosłownie cała armia III Rzeszy to festyn historycznych Gwiezdnych Wojen. Wrogom brakuje tylko laserowych działek i pól magnetycznych, bo to co niosą wraz z inwazją na USA niewątpliwie zasługuje na szczególną uwagę. Zeppeliny wielkości lotniskowca, spadochrony typu halo (high altitude low opening), czołgi z podwójnymi lufami, a nawet świecące maski. Uzbrojenie? Wariacja na temat MP 40, która stylistycznie prezentuje się gorzej niż moja stara pralka „Frania”, Gewehr 47, „fajniejsza” wersja modelu 43, oraz inne ostro przegięte pomysły. I nikogo oczywiście nie dziwi fakt, że kraj będący największą bodaj potęgą militarną pada w kilka godzin, niczym nasz Andrew Gołota gdzieś w pierwszej rundzie – co owocuje powstaniem „marionetkowego rządu”. A do tego jeszcze Statua Wolności, symbol wszelkich wolności, staje się kilkutonowym kawałkiem złomu. Na szczęście istnieje grupka ludzi, którzy „tak nie chcą”. Więc wielomilionowa armia Stanów Zjednoczonych dosłownie uciekła, ale paczka znajomych z warzywniaka zagwarantuje wszystkim ponowną niepodległość. Przyznajcie, zgrabnie to sobie wszystko wymyślili producenci gry, prawda?

Wolność frustracjiKiedy przebrniemy już przez „fantastyczne” tło fabularne tej niezwykłej produkcji pora wreszcie na „ostrą” rozgrywkę. I tu – niespodzianka - jest zwyczajnie jeszcze gorzej. Na pierwszy ogień idzie potężna liniowość lokacji. Możemy udać się wyłącznie tam, gdzie życzył sobie programista i tylko w takim stylu, jaki on sam przewidział. Dosłownie. Przez ogromne problemy z detekcją kolizji nawet przejście przez korytarz o szerokości półtora metra może zakończyć się utknięciem we framudze. Należy wtedy się pokręcić, „powiercić”, by odnaleźć ścieżkę w niewidzialnej trasie. Perfekcja.

[image source="Galerie/Turning_Point_Fall_of_Liberty:2213" mode="normal"]Tereny, które zwiedzamy także standardowo nie należą w tej grze do najciekawszych. Dla przykładu, taka saga Medal of Honor to poniekąd pokaz niekończącej się serii skryptowanych wydarzeń. Oczywiście wiemy, że to „programistyczne zwody” mające na celu odwrócenie naszej uwagi od wszelakich ograniczeń - tu coś wybucha, tam spada dziobem w dół. Tak czy siak, Klimat przez wielkie K. No więc w tej materii w Turning Point: Fall of Liberty nie ma nawet wiejskiego zapaszku. Idziesz sobie, wyskakuje „niemiaszek”, seria po korpusie i lecimy dalej. Czasami, bardzo rzadko, ujrzymy wcześniej przygotowana scenę - rozstrzelanie jeńców, samolot uderzający w pobliski budynek - lecz to tak naprawdę daje efekt kompletnie odwrotny od (chyba) zamierzonego. Można było zdecydowanie więcej i lepiej, a po prostu nikomu się nie chciało.

[break/]Sztuczna inteligencja przeciwników to kolejny „as” opisywanej produkcji. Są groźni niczym rozpędzona babcia na wózku inwalidzkim wypadająca nagle znikąd – pewien jesteś, że uderzy tylko jeszcze nie wiesz w którą latarnię. Zastanawiam się, czy dla pełnego obrazu dodawać tutaj coś jeszcze? Chyba spasuję. Zrobię to samo co spece odpowiedzialni za ten mechanizm tytułu...

[image source="Galerie/Turning_Point_Fall_of_Liberty:2215" mode="normal"]Aby urozmaicić rozgrywkę, kamera ukazująca akcję czasami zmienia położenie, uciekając z głowy (FPP), by wylądować za naszymi plecami. Dzieję się to w kilku momentach podczas „zabawy” i przyznam, całkiem pozytywnie (wreszcie) wpływa na wojenną rozgrywkę. W odróżnieniu od kilku innych FPS-ów możemy sobie tutaj chwycić przeciwnika i skręcić mu kark, albo zdecydować się użyć go jako żywej tarczy. To samo dotyczy zakombinowania z bardziej platformówkowymi rozwiązaniami - w niektórych momentach jedyną drogą naprzód będzie lina łącząca jeden budynek z drugim. Dobry pomysł, więc szkoda że tylko „oblizany”.

Potęga Unreala Jeśli widzieliście już screeny z gry to nie uwierzycie, że Spark dla potrzeb tej produkcji kupiło silnik Unreal 3.0. Tak, do transakcji mogło dojść tylko na wiejskim bazarze. To po prostu niemożliwe, by tytuł ten został zbudowany na identycznym fundamencie co wspominany wcześniej Bioshock. Rozumiem, że Fiat 126 oraz Aston Martin V12 to jeden i ten sam rodzaj pojazdu, ale przecież nigdy pierwszego nie nazwałbym samochodem wyścigowym. Więc poważnie - Turning Point: Fall of Liberty to jedna wielka kpina dosłownie ze wszystkiego. Dowód na fakt, że Playstation 3 dalej wspiera wsteczną kompatybilność. Jak inaczej wyjaśnić doznania wizualne na poziomie pierwszej części Call of Duty? Dla jaśniejszego zrozumienia „problemu” - Turning Point: Fall of Liberty to w tej chwili najgorzej wyglądająca gra na obecną generację konsol. Fantastycznie.

[image source="Galerie/Turning_Point_Fall_of_Liberty:2208" mode="normal"]Musisz to mieć!Tak chciało by się rzec. Niestety jednak „dziełu” Spark daleko do poziomu jakie prezentują praktycznie wszystkie współczesne tytuły. Durnowata fabuła, wiadra błędów i nudny, bez pomysłu gameplay. O oprawie A/V nawet nie wspominam, bo to prawdziwa „hydro zagadka”. Gdyby przemodelować lokacje, poprawić detekcję kolizji, wrzucić więcej klimatycznych skryptów i zbudować nowy silnik graficzny... Nie, to bez sensu. Lepiej byłoby wywalić wszystko do kosza, by zacząć projekt od nowa. Niestety, ten tytuł zasługuje jedynie na chwilę ciszy. Niczym żołnierz, który na wojnie owszem był, choć „dostał kulkę” zanim opuścił pokład desantowca...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także