ArmA II

Redakcja

27.10.2009 09:37, aktual.: 01.08.2013 01:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od lat powstają gry o tematyce wojennej, mniej lub bardziej udane. Wśród ogromu tych produktów szczególne miejsce zajmuje nieco zapomniane już dzisiaj, wydane w 2001 roku Operation Flashpoint. Tytuł wyznaczył nowe standardy symulacji współczesnego żołnierza, zgarniając masę nagród branżowych, pomimo technicznych niedoróbek. Scena „flashpointowców” działa do dziś, chociaż składa się na nią dość wąskie grono zagorzałych wielbicieli. Należy dobitnie zaznaczyć, że Flashpoint nie było produkcją przeznaczoną dla każdego, a taką celowo toporną i złożoną, trudną. Mierzyła ona w prawdziwych miłośników tematów militarnych, którym kolejne zręcznościówki pokroju Medal of Honor po prostu nie wystarczały. Od tamtego czasu minęła prawie dekada, zdawało się, że skomplikowane taktyczne FPS-y nie mają obecnie racji bytu. Ale jak się okazuje, ekipa Bohemia Interactive nie powiedziała jeszcze ostatniego zdania w temacie wirtualnej zabawy w wojnę.

W pocie czoła zespół ten pracował przez ostatnie lata, aby rzucić na rynek nowego gracza w dziedzinie interaktywnego konfliktu zbrojnego. Nosi on miano ArmA II, a w zasadzie Armed Assault II i jest trzecim (po Operation Flashpoint oraz Armed Assault) z kolei dzieckiem Bohemii. Produkcja została wydana u nas z podtytułem „symulator pola walki” i stwierdzenie to w pełni oddaje to, co sobą reprezentuje. Od razu muszę przestrzec wszystkich, którzy myśląc „gra wojenna” skojarzą Call of Duty - czyli akcja na najwyższych obrotach oraz walki oskryptowane od A do Z. Cóż, przy drugiej Armie wszystkie produkcje Infinity Ward czy Treyarch to zwyczajnie zabawa w piaskownicy. Oto symulacja żołnierza dla prawdziwych twardzieli, którzy nie boją się wyzwań, a w dodatku osób uzbrojonych w ogromne pokłady cierpliwości.

Akcja nie toczy się w tak błyskawicznym tempie, jak przykładowo w Modern Warfare. Tutaj każde działanie musi zostać dokładnie przemyślane i rozplanowane taktycznie, sama misja zaś nie polega na bieganiu bez sensu oraz strzelaniu do wszystkiego, co się rusza. Wskazane jest raczej trzymanie się szyku wyznaczonego nam przez dowódcę i powolne rozpoznawanie terenu. Nie można również bawić się w Johna Rambo, bo zginąć jest nad zwyczaj łatwo - życie się nie odnawia, amunicja szybko kończy, a przeciwnicy są bardzo czujni. Co więcej, starcia w tej grze nie zostały w żaden sposób wyreżyserowane ani oskryptowane. Dodajmy jeszcze, że mamy tu również nieźle rozbudowaną klawiszologię. Wszystko to, wraz z zachowaną z Flashpointa złożonością, daje nam symulator wojny z prawdziwego zdarzenia.

Obraz

W części dla samotnego gracza, zatytułowanej „Czerwone żniwa”, wcielamy się w Matta Coopera - zwiadowcę z oddziału Brzytwa, stanowiącego Jednostkę Ekspedycyjną Piechoty Morskiej. Wysłani jesteśmy ze szwadronem do Czernorusi, kraju ogarniętego wojną domową, na misję pokojową. Musimy pomóc oficjalnemu rządowi w stłumieniu komunistycznego powstania, jednak do końca nie wiadomo kto w tym konflikcie jest tym dobrym, a kto złym. Trzeba przyznać, że zestaw misji cechuje się interesującym filmowym posmakiem, zawiera liczne zwroty akcji oraz rozgałęzienia historii, na które mamy bezpośredni wpływ. Sprawia to wszystko, iż kampania dla jednej osoby jest bardzo wiarygodna, pomimo pozornego powielania fabularnych schematów, a i różnorodna – zaczynamy jako skromny piechur, by stopniowo stać się dowódcą, kończymy zaś wysyłając w bój całe oddziały. Prawdę powiedziawszy, bawiłem się przy niej znakomicie, nawet jeśli byłem zmuszany powtarzać niektóre plansze z powodu wadliwie działających skryptów. Zdarzało mi się walić pięściami w klawiaturę ze złości, jednak gra hojnie wynagradza poświęcony jej czas i nerwy.

[break/]Do dyspozycji oddano nam naprawdę pokaźny arsenał, również pojazdów - w tym śmigłowców oraz myśliwców. Każdy element uzbrojenia został szczegółowo przedstawiony, z towarzyszącą mu grawitacją oraz balistyką pocisków włącznie. Odpada zatem strzelanie z biodra w pełnym biegu i koszenie przeciwników na masę. Jak już wspomniałem, łatwo zaliczyć tutaj kulkę, wrogowie bowiem nie śpią i nie czekają aż łaskawie po nich przyjdziemy. SI jest bardzo żywe i stara się nas osaczać, flankować, zawsze działać na naszą szkodę. Co bardzo mnie uradowało, za każdym razem jak będziemy rozgrywali jakiś scenariusz, walki będą miały różny przebieg i toczyć się mogą w zupełnie innych warunkach niż wcześniej. Na swój sposób jest to przepiękne, przypomina o starych dobrych czasach, kiedy królował Operation Flashpoint właśnie. W zalewie w całości wyreżyserowanych produkcji, ArmA II jest przez to prawdziwym diamentem. Nie można grać na pamięć, tu cały czas należy być czujnym i cierpliwym.

Obraz

Najważniejszą sprawą w symulacji tego typu jest kwestia kontrolowania postaci - na szczęście sterowanie zrealizowano w udany sposób. Faktycznie czuć, że to właśnie my jesteśmy w centrum bitwy, również za sprawą rozwiązań graficznych tu zastosowanych (o tym nieco później). Nasz wojak po skończonym biegu stara się złapać oddech, a i minie chwila zanim zmęczenie opadnie.Balistyka pocisków oraz fizyka prowadzenia pojazdów została jak wspominałem oddana z pietyzmem, co oczywiście trzeba policzyć na plus. Choć ma to też swoje gorsze strony - przykładowo pierwsze dwie godziny zabawy spędziłem na uczeniu się latania takimi śmigłowcami. Złożoność jest z pewnością jedną z cech dodających Armie II blasku. Wojna tutaj ukazana jest nieprzewidywalna, nigdy nie możemy być pewni, co się stanie za chwilę, nawet jeśli jesteśmy super doświadczonym graczem z wieloletnim stażem.

Obraz

Tak rozbudowany produkt nie mógł ustrzec się wad, głównie technicznych. Otóż, by się we wszystkim orientować, zalecane jest rzecz jasna zapoznanie się z samouczkiem objaśniającym tajniki rozgrywki oraz interfejsu. Jest jednak tutaj pewien problem - zdarzyło mi się, iż nie mogłem kilku z nich najzwyczajniej w świecie ukończyć, chociażby z uwagi na błędy silnika gry. Co więcej, irytują czasami drobne kłopoty z rysowaniem obrazu. Same głosy postaci również denerwują - aktorzy czytają swoje kwestie bez życia, co psuje miejscami cały dramatyzm wydarzeń ukazywanych na ekranie. Do tego płynność mowy zachwiana bywa przez komunikaty składane przez program - odpowiednie próbki dźwiękowe są ze sobą łączone, a stąd zdarza się usłyszeć jakieś zdanie, w którym każdy wyraz jest odczytany z różną intonacją. Brzmi to strasznie nienaturalnie, można się było zdecydowanie bardziej postarać.

[break/]Skoro już mowa o składaniu zdań – jest to pole, na którym poległa polska wersja językowa. Trzeba czasami nie lada wysiłku, by zrozumieć o co w ogóle chodzi - by nie być gołosłownym przytoczę tutaj moje ulubione „nieznany człowiek, blisko przed” oraz „nieznany ludzie, przód, daleko”. Do tego wszystkiego wpienia niekiedy głupota sterowanych komputerowo towarzyszy. Zdarza im się przyciąć gdzieś daleko od nas, przez co musimy po nich wracać. Nie umieją oni również zupełnie jeździć - ktoś powinien dawno był odebrać im prawo jazdy... Za to niektórzy z naszych wrogów musieli skończyć Wyższą Szkołę Rozpoznawania Zakamuflowanych Jednostek Wojskowych. No i jest jeszcze kwestia kolegów z oddziału cierpiących na schizofrenię - czasami po prostu przestają reagować. Swoistą ciekawostką jest ponadto zastosowanie rozwiązań (w tym interfejsu) rodem prosto z 2001 roku - dla niektórych mogą być one nieco archaiczne i ciężkie w ogarnięciu.

Obraz

Gra graficznie prezentuje się dość ładnie. Widać, że rozwijanie silnika z Operation Flashpoint to była całkiem dobra decyzja. Mamy szczegółowe krajobrazy (świetne lasy!), a obecność dodatkowych elementów otoczenia, takich jak np. ciągniki, tylko potęgują wrażenie realizmu. Świat zaprezentowany w Armie jakby żyje własnym życiem. Jedyne do czego się można nieco tutaj przyczepić to modele postaci – odbiegają one bowiem od dzisiejszych standardów. Tym niemniej, szczegółowość świata na pewno potrafi oszołomić, w tym umiejętnie wykorzystane efekty HDR oraz rozmycia. Szkoda, że gra potrafi solidnie klatkować i to nawet na niezwykle wydajnych konfiguracjach... Udźwiękowienie trzyma solidny poziom, nasze giwery wydają realistyczne odgłosy, pojazdy "na ucho" działają jak prawdziwe, a w odpowiednich momentach dramatyzm wydarzeń podkreśla nieźle dobrana muzyka. Przy czym można mieć zastrzeżenia do wspomnianych wcześniej drewnianej gry aktorów oraz sklecania zdań.

Obraz

Ważna kwestia na koniec - do kogo ta gra jest adresowana? Z pewnością to nie tytuł dla kogoś oczekujących kolejnego Call of Duty. Również nie jest to produkcja dla niecierpliwych. Dopiero chyba entuzjasta tematyki militarnej, któremu niestraszne są wyzwania, toporne wykonanie, duża ilość rzeczy do ogarnięcia (w tym klawiszologia) oraz wysoki poziom trudności, doceni, co oferuje ArmA II. Prywatnie bardzo dobrze się przy niej bawiłem - jest to jedna z tych gier, które uzmysławiają, że złożone i ambitne produkcje na PC dalej powstają i mają rację bytu w dobie coraz krótszych, coraz łatwiejszych i coraz bardziej efekciarskich zręcznościówek, sprzedawanych ze znaczkiem "wojenka". ArmA II z pewnością ma swój osobliwy urok. Pomimo błędów czy niedoróbek, a także braku litości wobec grającego oraz faktu, że pozostaje niedostępna dla "niedzielnych" odbioróców, stanowi pozycję wyjątkową. Można jej wiele wybaczyć, bo w ostatecznym rozrachunku potrafi solidnie wynagrodzić wszystkie zjedzone nerwy.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także