Command & Conquer 3: Tiberium Wars

Redakcja

06.04.2007 13:54, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Witajcie ponownie dowódcy. Po raz kolejny nadszedł czas bitew do ostatniej kropki krwi, starć na każdym znanym człowiekowi lądzie, a wszystko to w aurze zielonego minerału, tiberium, który powoli wyżera ziemię. Electronic Arts dzięki małej przerwie w postaci doskonałego Command and Conquer: Generals powraca do oryginalnej serii C&C i to w stylu, którego mogą pozazdrościć wszyscy inni producenci gier. Wojny o tyberium są produkcją prawie że doskonałą - szybką, wciągającą, a co najważniejsze zrealizowaną z iście epickim rozmachem.

Wszystkie części Command and Conquer opowiadają w zasadzie o tym samym. Powierzchnię planety zżera plaga tiberium, pasożytniczego minerału, który powoli rozprzestrzenia się na całą Ziemię. Obecnie niebieska planeta dzieli się na trzy większe strefy: czerwoną, skażoną w największym stopniu; żółtą, najbardziej zagrożoną i niebieską, w której zamknęły się najbogatsze państwa, starannie odgradzając się od reszty chaotycznego świata. Podstawowy konflikt w grze obraca się wokół wiecznej wojny pomiędzy GDI (Global Defense Initiative), czyli obrzydliwie dobrymi obrońcami pokoju i dobrobytu, a terrorystycznym, pseudoreligijnym Bractwem NOD kierowanym przez charyzmatycznego, acz dotkniętego odrobinkę szaleństwem łysego pana o imieniu Kane. C&C 3 przedstawia dalszy ciąg konfliktu, lecz tym razem możemy spodziewać się niezłego zwrotu akcji, gdyż na horyzoncie pojawi się trzecia siła, zupełnie odmienna od zwaśnionych ludzkich ugrupowań.

Dwie kampanie w klasyczny sposób układają się w ciąg misji. Na przepięknie wykonanej mapie co jakiś czas mamy do wypełnienia dwa opcjonalne zadania, chociaż ‘opcja’ ta sprowadza się niestety tylko do wyboru gdzie chcemy udać się najpierw, bo i tak musimy je wykonać. Może byłby to i jakiś minus, gdyby nie fakt, że misje zostały stworzone po prostu doskonale. Każda jest częścią większej fabuły, a wszystkie układają się w prawdziwie pyszną całość. Oprócz wydarzeń, których świadkami jesteśmy w trakcie misji, w całą historię wprowadzają nas filmiki między nimi, które to nierzadko trwają nawet po kilka minut, zresztą zgodnie z tradycją serii (i nie tylko, gdyż nawet Emperor: the Battle for Dune miał wyśmienite cutscenki). Nie myślcie jednak, że swoimi występami zanudzać Was będą mało ciekawi aktorzy. Wśród grających tu osób można rozpoznać takie znane persony, jak Josh Holloway, odtwórca roli Sawyera w popularnym serialu Lost, czy Michael Ironside, którego pamiętamy choćby z Żołnierzy Kosmosu, lub jako głos Sama Fishera w anglojęzycznej wersji Splinter Cell. Można by powiedzieć, że filmiki są jedną z mocniejszych stron gry, ale byłoby to naciąganie prawdy. ‘Mocne’ jest bowiem całe C&C 3.

Obraz

Nie ma w zasadzie misji w tej grze, podczas której przyszłoby nam się nudzić. Początkowo oczywiście jesteśmy wciągnięci przez fabułkę, czekamy na nowe jednostki, czy na rozwój akcji. Cóż, w RTSach przeważnie bardzo szybko zaczyna się to robić nużące, jednak podczas grania w Wojny o tyberium takich odczuć się zwyczajnie nie miewa. Niektóre z misji rozgrywać będziemy kilkoma oddziałami, bez możliwości rozbudowy bazy, inne zaś wyglądać będą bardzo klasycznie. Nawet jednak te standardowe misje ze stawianiem infrastruktury, zbieraniem surowca i kompletowaniem armii są zazwyczaj wzbogacone jakimś smaczkiem, który odrobinkę zaburzy schemat znany z setek innych gier.

[break/]Dobrym przykładem jest tu misja w Europie Południowej, gdzie GDI próbuje wybudować przyczółek. Aby to zrobić, musi wesprzeć bardzo małą bazę, wysyłając do niej konwój. Problem jednak w tym, że baza musi się obronić zanim dotrą do niej posiłki, a nie posiada wystarczającej ilości energii, by operowały wszystkie wieżyczki obronne. Przez pierwsze kilka minut misji musimy więc tak dysponować energią, abyśmy utrzymali się do przybycia konwoju. Podobne patenty bardzo urozmaicają rozgrywkę. Oprócz tego, że wszystkie misje związane są nierozerwalnie z fabułą, można je przejść na kilka sposobów, a to dzięki zróżnicowaniu nie tylko dostępnych w kampanii frakcji, ale również i samych armii.

Obraz

Bolączką tego typu tytułów jest powtarzanie jednego schematu w każdej dostępnej nacji tak, że na koniec różnice między nimi sprowadzają się tylko i wyłącznie do wyglądu. Electronic Arts wystrzega się tego w świetnym stylu, oferując nam dodatkowo wielość możliwych do obrania strategii wewnątrz jednej „rasy”. Znajduje to odzwierciedlenie szczególnie w specjalnych umiejętnościach, które są niejako schedą po Generals. I tak, między innymi, GDI może polegać na zrzutach różnorodnego sprzętu w dowolnym miejscu na mapie, jeśli tylko nie jest ono zasłonięte mgłą wojny. Za to NOD specjalizuje się w infiltracji oraz kamuflażu, dlatego też część ich zdolności wiąże się właśnie z tymi dziedzinami.

Dobrym przykładem takiej taktyki jest jedna z jednostek piechoty, która nie tylko jest niewidzialna i może podkładać ładunki wybuchowe pod budynki przeciwnika, ale jest w stanie również szybować w powietrzu, przez co odpowiednie jej użycie niejednokrotnie stanowi klucz do sukcesu w poszczególnych misjach. Oprócz specjalizowania się we wspomnianych akcjach, NOD w tej odsłonie serii charakteryzuje szczególna wiara w tiberium, tak więc część zdolności również się z tym wiąże. Możemy na przykład wysłać w stronę naszego przeciwnika rakietę wypełnioną nasionkami tiberium, które po zderzeniu pocisku z ziemią natychmiast zaczną się rozrastać. Da radę użyć tego nie tylko do niszczenia wrogiej bazy, ale również zapewnienia sobie małego przypływu gotówki, jeśli niedaleko położone złoża są akurat na wyczerpaniu.

Obraz

Na tym się jednak nie kończą rewelacje, którymi raczy nas C&C 3, diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, a tych jest tutaj po prostu niespotykana liczba. Jeśli ktoś woli standardową wojnę wielkimi hordami czołgów, proszę bardzo. Gdy ktoś preferuje odrobinkę sprytniejsze podejście do tematu, tytuł oferuje multum możliwości takiego właśnie poprowadzenia rozgrywki. Na przykład w szeregach GDI spotykamy drużynę snajperów - są oni nie tylko świetni przeciwko jednostkom piechoty, ale również niewidzialni. Dzięki temu mogą przemknąć niezauważenie za plecami przeciwnika, zabarykadować się w jakimś domku (następna element odziedziczony po Generalsach) i tutaj wezwać posiłki, takich powiedzmy kilka opancerzonych transporterów. Na tym jednak nie kończy się funkcja strzelców wyborowych. Jeśli stworzymy oddziały artylerii, potężne działa kroczące, nasi panowie z karabinami snajperskimi mogą namierzyć jakiś cel, a salwa z działa ciężkiego kalibru załatwi resztę. Takich smaczków jest dużo więcej i wymienianie ich zajęłoby chyba cały artykuł.

[break/]Na GDI i NOD świat się jednak nie kończy, gdyż Electronic Arts postanowiło uczynić ostry krok do przodu. Stworzono trzecią, niepowtarzalną rasę, przy czym niedostępną do wyboru w kampanii (w grze wieloosobowej tej blokady już nie ma). Możemy więc cieszyć się odrobinkę innym podejściem do walki, którą prezentuje obca, wrogo nastawiona wobec ludzkości rasa Scrin. Tak, tak, moi drodzy, w C&C 3 będziemy zwalczać nie tylko obrzydliwie dobrych/złych ludzi, ale również obcych. Misje, podczas których ścieramy się ze Scrin są wyjątkowo dobrze przygotowane, nawet na tle wcześniejszych, po prostu świetnych zadań. Jest niesamowicie wręcz klimatycznie i dopiero tutaj silnik graficzny C&C 3 pokazuje pazur - mam na myśli głównie świetnie zrealizowane efekty wybuchów, wystrzałów i cienie, które dynamicznie przemieszczają się po polu bitwy. Chodzi nie tylko o cienie jednostek, ale także chociażby chmur przelatujących sobie leniwie gdzieś w przestworzach nad polem bitwy.

Obraz

Seria C&C zawsze miała swój wyjątkowy, niepowtarzalny styl graficzny i ta część nie odstępuje od niego ani trochę. Tutaj najważniejszy jest klimat, którego w innych grach można by szukać ze świeczką. Wszystkie jednostki zostały wykonane po prostu genialnie. Zarówno podczas biegu, walki, jak i zwykłego leniwego obijania się robią one niezwykłe wrażenie. Piechota, w przeciwieństwie do poprzednich części, porusza się w oddziałach, dzięki czemu nie musimy produkować setek pojedynczych żołdaków, którzy gubią się gdzieś po drodze do wyznaczonego celu. Wrażenie robi chyba każdy element graficzny. Od rozpalonego, falującego powietrza pod silnikami pojazdów powietrznych, po wyskakujące łuski przy karabinach snajperskich - ta gra to prawdziwy majstersztyk detali, które przecież przesądzają o wielkości niejednego tytułu.

Jeśli zaś chodzi o dźwięk, ogromne wrażenie robi świetna muzyka, która niby to sobie przygrywa do bitew, ale stanowi ich integralną część od początku do końca. Wszystkie głosy jednostek zostały wykonane znakomicie i na szczęście nie ograniczają się tak jak w pierwszy częściach do dwóch głosów, wydających naprzemiennie komendy. Oprócz tych dwóch standardowych elementów, na uwagę zasługują wszelkiego rodzaje krzyki konających, czy dźwięki wybuchów. Electronic Arts po prostu wykonało kawał dobrej roboty w tej materii.

Obraz

Naprawdę trudno jest doszukać się w tej grze błędów. Jedynym, który można tu przytoczyć jest czasowe głupienie naszych jednostek, gdy wydamy rozkaz do odwrotu. Zamiast po prostu wrzucić „wsteczny”, potrafią one przez kilkanaście sekund kołować, w międzyczasie zaś przeciwnik może obrać na nas cel i rozpocząć ostrzał. Jest to jednak bardzo mały bug, gdy weźmiemy pod uwagę wielkość tej gry. W swoim gatunku, na tą chwilę, liczy się może tylko jeszcze Supreme Commander i Company of Heroes. Te produkcje nie są jednak aż tak wciągające, czy tak dopracowane. W C&C3 zwyczajnie wstyd jest nie zagrać. Kiedy już się do niej siądzie, trzeba grę skończyć. Niezwykła fabuła rozwijana nieustannie przez szereg wciągających misji okraszona jest miodnym sosem audiowizualnym. Wszyscy sceptycy, którzy po cichu szeptali o końcu serii, muszą zamilknąć – ten tytuł to prawdziwy miód dla wszelkiego gracza.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także