Fable: The Journey

17.10.2012 13:18, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ach, Lionhead Studios. Ambitne zapewnienia, nie idące w parze z rzeczywistością. Jeszcze kiedy na czele ekipy stał Peter Molyneux, roztaczający wizje niesamowitych przeżyć, jakaś cząstka dziecka we mnie chciała wierzyć w te wszystkie bajki, którymi ostatecznie okazywały się produkcje z serii Fable. Kiedy odszedł, przysłowiowe klapki z oczu mi w końcu spadły. Wbrew zapewnieniom twórców, po przygotowanym z myślą o sensorze Kinect The Journey nie spodziewałem się więc za wiele. Zapowiadanie niezwykłych interakcji z realistycznie przedstawioną szkapą rozpatrywałem w kategoriach bujdy, zaś „niespotykana” płynność rzucania czarów przed telewizorem budziła obawy w sercu. Oczywiście wyszło, jak wyszło.

Napędzana w średnio udany sposób przez nieskomplikowaną fabułę rozgrywka dzieli się na dwa rodzaje zabawy. Przez większość czasu pędzimy zaprzęgiem automatycznie do przodu, regulując jedynie szybkość poruszania się czterokopytnej Seren i umykając nią ewentualnie na boki w celu uniknięcia przeszkody, tudzież zebrania różnokolorowych kul doświadczenia. Ten element wypada całkiem nieźle, poza faktem, że po drodze do kolejnego postoju można się po prostu znużyć. Czasem napotkamy na trasie poukrywane skrzynie, odnajdziemy zakamuflowane ścieżki, miejscami powalczymy w kłusie z zagrażającymi naszemu życiu potworkami, potem zaś wyleczymy "na poboczu" pokaleczonego konia, a w miarę chęci napoimy go do tego i nakarmimy - co nie ma jednak zbytnio znaczenia.

Obraz

Główny bohater Gabriel, woźnica kierowany przez znają fanom serii Theresę do mrocznej Iglicy, na pojedynek z wielkim złem, wrobiony zostaje w używanie magicznych rękawic. Lewa dłoń obsługuje chwytanie obiektów, przesuwanie i rzucanie nimi, co w pewnych sytuacjach daje przekomiczne efekty – szczególnie urywanie członków szkieletom jest satysfakcjonujące. Prawa ręka to ataki ofensywne, począwszy od zwykłej kuli mocy, poprzez czar ognia, po potężny oszczep. Dojeżdżamy do aktualnego celu podróży, schodzimy z paki i samoistnie pędzimy przez jaskinię czy obóz, wybijając wszystko, co się poruszy. Głównie będą to pajęczaki, hobbesy oraz wilkołaki, czasem niebezpieczne owady plus skrzydlate sługi złego. Różnorodność stworów niewielka, z wszystkich wylatuje jednak doświadczenie. Niejednokrotnie napotkamy zagadki logiczne, których rozwiązania to niemniej niesmaczny żart – widać, iż są prostymi, ruchowymi zapchajdziurami. Co kolejny poziom postaci inwestujemy punkcik w wybrane usprawnienie - więcej życia dla nas, bądź szkapy, albo zwiększenie mocy poszczególnych zaklęć.

[break/]Grę obsługuje się siedząc, najlepiej w nienagannie wyprostowanej pozycji i bliżej sensora, niż przyzwyczaiły nas do tego inne kinektówki. Poznanie fabuły zabiera około ośmiu godzin, ale nie da się zrobić tego w jednej sesji. Już po krótkiej chwili zaczynają boleć plecy (i niżej), a od dynamicznego wyprowadzania czarów rękami także ramiona. Szkoda, że samo machanie jest na przekór zapewnieniom twórców nieprecyzyjne. Fable: The Journey oferuje osobną kalibrację pod użytkownika, lecz niewiele ona daje. Kule energii lekko namierzają się na przeciwników, ale nie na obiekty, toteż chcąc trafić nie poczwarę, a wybuchającą beczkę, to tej pierwszej się dostanie. Dobrze, jak trzy z czterech ataków dotrą w upatrzone miejsce, niemniej rzut oszczepem (ruch zza pleców) to zupełne nieporozumienie. Do tego szwankuje zasłanianie się ramieniem przed atakami. Blok czasem włącza się samoistnie, a niekiedy znów akurat nie łapie. Na szczęście nieczęsto giniemy, bo gra jest łatwa.

Obraz

Ile dostajemy w produkcie klimatu z Fable? Dostrzegalne są pewne starania, aby uczynić z tytułu coś więcej, niż zręcznościówkę na licencji, choć nie dociągnięte do należytego końca. Faktycznie czuje się, iż przemierzamy Albion, zwiedzamy bowiem rozpoznawalne, odpowiednio wystylizowane lokacje. Unreal Engine 3 wyjątkowo ładnie się spisuje i miejscówki są jak na tego rodzaju dzieło naprawdę dopracowane. Muzyka od razu przywodzi na myśl poprzednie części, w podróży napotkamy ponadto bohaterów drugoplanowych, którzy nieśmiało wniosą do przygody powiew smutku lub nawet pożądania. Niezapomniana Theresa opowiada Gabrielowi historię swojego życia, motywując go do tego, aby nie wziął nóg za pas, ale ze zwykłego stajennego stał się prawdziwym bohaterem. Wielki finał, do którego nastawianie jesteśmy przez całą grę, jednak zawodzi. The Journey ma jedno z najgorszych zakończeń w historii rynku elektronicznej rozrywki.

Obraz

Tryb zręcznościowy, w którym grając na punkty przemierzamy ponownie wybrane partie kampanii, nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z dziełem w zasadzie jednorazowym. Wystarczy przygodę przejść raptem raz, by zgarnąć większość osiągnięć. Odblokowywanie dodatkowych szmacianek w pokrewnym Fable Heroes i przenoszenie z tego tytułu z powrotem do The Journey złota, zamienianego na doświadczenie, również nie motywuje do zakupu. Zachęcać do nabycia własnego egzemplarza może profesjonalna polska wersja językowa, aczkolwiek zdarzają się przetłumaczone dosłownie i przez to dziwacznie kwestie dialogowe, zaś w podpisach liczne literówki. Zlokalizowanie produktu nie przeważa niemniej szali korzyści na stronę nowego Fable, gdyż projekt jest po prostu pod wieloma względami niedopracowany. Oprawa graficzna na poziomie, muzyczna także, jednak (co najważniejsze) obsługa Kinecta szwankuje, a zabawa nudzi.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także