Great Invasions: Mroczne Wieki

Redakcja

03.04.2007 14:13, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Iluż to nie widzieliśmy klonów serii Total War i Europa Universalis. Po natychmiastowym sukcesie tych gier jak grzyby po deszczu zaczęła wyskakiwać masa lepszych i gorszych naśladowców, ale nie osiągnęły one nawet części poziomu oryginałów. Coś jest w idei rządzenia państwem na kontynencie europejskim, zarządzania narodem, który można doprowadzić do wielkości. Być może chodzi o chęć samodzielnego pokierowania losami własnego ludu, wpływ na historię? Great Invasions wpisuje się w ten nurt, pozwalając nam wziąć w garść dowodzenie nad różnego rodzajami plemionami, walczącymi o panowanie nad Europą od roku 350 do 1066 po Chrystusie.

Jak wszyscy wiemy nie był to zbyt spokojny okres dla biednego, rozdartego walkami Starego Kontynentu. Potężne Cesarstwo Rzymskie powoli chyliło się ku upadkowi pod naporem barbarzyńskich plemion atakujących stale jego granice, a tym samym w Europie zapanowały tak zwane Mroczne Wieki. W tych właśnie niespokojnych czasach przyjdzie nam sterować nie jednym zabłąkanym narodem, ale kilkoma - zamiast wybierania pojedynczego plemienia, do dyspozycji oddano nam kilka „drużyn”, które składają się z różnych sojuszników, na przykład Brytów, Irlandczyków i Cesarstwa Rzymskiego. Razem przyjdzie sprawować kontrolę nawet nad dziesięcioma państwami jednocześnie. Sami możecie w tej chwili stwierdzić, że gra nie należy pewnie do najłatwiejszych. Już zajmowanie się sprawami jednego regionu przysparza wystarczająco dużo problemów, a jednoczesne walki na pięciu frontach z pewnością nie pomogą nam w rozwiązywaniu kwestii handlu gdzieś w Grecji, czy powstania religijnego na terenie Hiszpanii. Tutaj wygląda na to, że twórcy ciut za bardzo się postarali w przebijaniu konkurencji. Tym bardziej, że gracze nie lubią, gdy zmusza się ich do czegoś, czego nie chcą robić; sympatycy Franków niekoniecznie muszą przecież lubić Jutów. W takiej grze wolny wybór strony zawsze jest mile widziany.

Inną zupełnie sprawą jest czas opanowania gry. Zajmie nam wiele godzin, a może nawet dni, zanim do końca załapiemy, o co chodzi. Samouczki są po prostu bezużyteczne, gdyż tu i tak musimy się wszystkiego nauczyć - jak trafnie nazwa wskazuje - sami, bez żadnej pomocy. Wiadomości, które przygotowano na początek raczej informują nas o tym, w jaki sposób możemy zmieniać tryby kamery, miast serwować rady odnośnie samej rozgrywki właściwej. Tak dziwne sytuacje, jak przegrana naszej ogromnej armii z cienkimi jak barszcz Walijczykami pozostaje na samym początku tajemnicą.

Obraz

Jeśli ktoś już przebrnie przez bezsensowne misje początkowe może pokusić się o rozegranie kampanii. Do dyspozycji oddano nam trzy tryby: historyczny, historyczny otwarty i otwarty. Każdy z tych typów rozgrywki ma swoje plusy i minusy. Niewątpliwie ucieszy wszystkich maniaków historii sprawa taka, iż tryb historyczny trzyma się faktów blisko, jak tylko może, jednak gra staje się stąd bardzo szybko przewidywalna i potrafi się znudzić. Pozostałe tryby zdecydowanie dostarczają więcej rozrywki, jeśli możemy tak rzecz nazwać w przypadku Great Invasions. Dostępnych jest całkiem sporo kampanii, od trwającej przez siedemset lat głównej, opowiadającej o losach naszego kontynentu, do związanych z konkretnymi władcami i wyznaczającymi nam określone cele do osiągnięcia.

[break/]Następną bolączką gry są wszechobecne okienka z w ogólne niepotrzebnymi informacjami. Co mnie obchodzi, że gdzieś tysiąc kilometrów od moich obecnych problemów rozpoczęła się jakaś rewolta? Gra, niestety, nie próbuje nawet filtrować tego typu wiadomości, więc musimy bawić się ciągle w wyłączanie masy podekraników. To prawda, że w tego typu strategii nie możemy się całkowicie wystrzec natłoku informacji, szczególnie w dalszych etapach gry, ale tutaj jest to naprawdę doprowadzone do przesady. Jako, że dowodzimy kilkoma nacjami na raz, może być trochę trudno skupić się na realizowaniu jakiegoś jednego, konkretnego planu. Już od samego początku musimy podjąć dziesiątki decyzji, które będą miały ogromny wpływ na dalszą rozgrywkę - poprzeć tego, czy tamtego w wojnie; pozwolić na handel, czy nie; zareagować na ruch przy granicy, czy lepiej podjąć kroki dyplomatyczne. Zamiast przynosić radość, tak jak dzieje się to choćby w serii Total War, w opisywanej produkcji te elementy sprowadzają frustrację, szczególnie na gracza początkującego, pozbawionego jakiejkolwiek pomocy w mrocznym, niebezpiecznym świecie Średniowiecza.

Obraz

Mimo tych wszystkich bolączek gra może przemówić do niektórych, szczególnie osób uważających wszystkie tytuły z serii Total War za przekłamane i zbyt uproszczone (ukłony dla pedro). Elementów do ogarnięcia jest taki ogrom, że naprawdę trudno jest się w nich połapać, tym bardziej, iż nie mamy na to zbyt wiele czasu. Nawet kontrolowanie religii nie jest taką łatwą sprawą. Oprócz standardowych opcji, które w innych grach są świetnie zrealizowane, a tutaj udało się je twórcom obrzydzić, możemy zagrać specjalne karty mające urozmaicać rozgrywkę. Na przykład do naszej armii da się dołączyć pisarza, ten zaś będzie na bieżąco tworzył kronikę bohaterskich czynów naszego wodza, tym samym wspomagając jego popularność. Na nic jednak takie bajery, skoro trzeba się do nich dokopać samemu. Zwyczajnie giną one pośród ogólnej kiepskości produkcji. Jest aż tak źle, że nie wiem szczerze mówiąc, czy ściągnąłbym tą grę za darmo z Sieci.

Nawet jeśli uzna się, iż grafika w Great Invasions spełnia cele wyłącznie praktyczne to i tak trudno pogodzić oczy z tym, co widzimy na ekranie naszego monitora. Pierwsza Europa Universalis bije na głowę brzydotę GI i to będąc w końcu produkcją z roku 2001. Różnice między poszczególnymi trybami ekranu jest naprawdę minimalna, wszystkie utrzymane są w tych samach ciemnych i brudnych odcieniach. A to nie prowadzi przecież do niczego dobrego - jak mogę skutecznie zarządzać moim imperium, skoro nie widzę nawet gdzie są jego granice?! Nad morzami unoszą się chmurki strzelające piorunami, które nie słyszały chyba o czymś takim, jak wiatr. Lecz to nie wszystko - o pomstę do nieba wołają już ikonki przedstawiające żołnierzy maszerujące pokręconym krokiem w miejscu, kiedy rozkażemy im gdzieś wyruszyć. Czegoś „takiego” naprawdę nie powinno się już wypuszczać. Na szczęście w nieszczęściu muzyka nie jest utrzymana w brudno-ciemnej stylistyce grafiki, ale również tu gra nie ma za bardzo czym się pochwalić. Kilka melodii zagrzewających do walki nie zmienia szczerze mówiąc kiepskiego wrażenia ogólnego.

Obraz

Niestety, niewiele więcej można o Great Invasions powiedzieć. Gra jest mniej niż średnia i nie powinna zainteresować nikogo dłużej, niż na kilka minut. Brzydka grafika była już niezbyt ciekawa w dniu premiery, a jak na dzisiejsze czasy oprawa odrzuci prawie każdego, kto będzie miał ochotę spróbować zmagań z barbarzyńską Europą. Jest tu co prawda kilka fajnych elementów, ale giną one pod naporem nudy. Zdecydowanie odradzam. Tylko i wyłącznie fani tego typu gier może, podkreślam, może znajdą tu coś dla siebie, ale zanim dotrą do tego dobrze ukrytego sedna sprawy upłynie zbyt wiele wody w rzece.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także