Joint Task Force

Redakcja

15.05.2007 14:11, aktual.: 01.08.2013 01:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Niewiele można było usłyszeć o grze Joint Task Force (w skrócie JTF) przed jej premierą. Nie towarzyszyła jej zakrojona na szeroką skalę akcja marketingowa w postaci fali irytujących pop-upów, nie zamieszczano wywiadów z jej twórcami, pojawiające się screeny nie wywoływały wojen na forach internetowych. Sporadycznie pojawiające się informacje o przygotowywanym tytule dawały raczej pożywkę dla myśli typu: „Następny, nudny RTS, który nie wniesie niczego nowego, strata czasu”. Na pierwszy rzut oka Joint Task Force przypomina znane wszystkim Command and Conquer: Generals, nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale i tematykę. Po chwili obcowania z nią jednak okazuje się, że ta odsłona serii C&C zostaje za JTF w tyle. Podstawowa różnica między megaprodukcją od EA i dzieckiem skromnej firmy Most Wanted Entertainment tkwi, tam gdzie diabeł, czyli w szczegółach.

Historia przedstawiona w Joint Task Force nie jest nazbyt oryginalna, ale to z jednego i bardzo prostego powodu - jest po prostu przedłużeniem obecnej sytuacji na świecie. Zamachy 11 września 2001 roku były bezpośrednią przyczyną nowego wyścigu zbrojeń. Rozpędzona machina wojenna jest nie do powstrzymania, jeden po drugim upadają kraje wspierające terror, tylko po to, by na ich miejsce pojawiły się następne. Arogancja Zachodu i powiększające się różnice ekonomiczne między Europą i Ameryką, a innymi państwami nie przyprawiają wojnie obronnej zwolenników. Sytuacje tą wykorzystują rozmaite organizacje terrorystyczne i wojskowe, które powstają jak świecące grzybki po nuklearnym deszczu. Rok 2008 wita nas niestety eskalacją światowej walki z terroryzmem, który stał się już główną bronią przeciwko „zgniłozachodniej kulturze burżuazji śmierci”.

Podczas, gdy cała uwaga NATO i ONZ skupiała się na ściganiu nieuchwytnych przywódców takich sieci, jak Al-Kaida, inna sieć urosła w siłę, tuż pod nosem zajętej nieustanną walką „osi dobra”. Jej nazwa to Matar, a różni się od swoich poprzedników tym, że wszystkie akcje są tutaj starannie dopracowane, bezbłędnie przeprowadzone przez świetnie wyszkolonych morderców. Podzielony przez interesy poszczególnych państw Zachód postanawia stworzyć jednostkę, która zachowując odpowiednią niezależność i mobilność będzie w stanie poradzić sobie z nowym zagrożeniem. Joint Task Force dowodzone jest przez trzech generałów (po jednym z USA, Wielkiej Brytanii i Francji), pod którymi znajdują się generałowie poszczególnych brygad (po jednym z Australii, Holandii, Izraela, Kanady, Niemiec, Polski i Szwecji). Żołnierze JTF są świetnie wyszkolonymi fachowcami, pochodzącymi z wszystkich krajów NATO, a używany przez nich sprzęt należy do najlepszego na świecie.

Obraz

W czasie gry dowodzić będziemy poczynaniami majora O’Connela i jego pierwszego batalionu JTF. Chrzest bojowy mamy przejść w portowej dzielnicy Mogadiszu, gdzie satelity szpiegowskie (ups, militarne) wykryły nielegalny kontenerowiec przemycający broń. Zabieramy więc nasz wierny karabin, kilku chłopaków, dużo pewności siebie, wieloletnie doświadczenie na wirtualnych polach bitew i pakujemy się do helikoptera. Będzie gorąco. Historia przedstawiona w grze nie należy może do nazbyt oryginalnych, ale z pewnością trzyma nas przy komputerze na długo. Przede wszystkim trudno jest nazwać ją banalną, wszystkie wydarzenia mogły, lub mogą się wydarzyć, a przybliżenie perspektywy wojny do poczynań jednego dowódcy i jego podwładnych sprawia, że nie traktujemy naszych bohaterów jak bezimiennego materiału ludzkiego.

[break/]W grze możemy spodziewać się różnorodnych, wielopoziomowych misji. Dobrym przykładem jest misja numer dwa, która rozpoczyna się od przejęcia wrogiego lotniska, po tym jednak musimy odeskortować odnalezionych tam zakładników na „neutralny” stadion sportowy, gdzie znajduje się obóz uchodźców. Tutaj jednak nie kończy się nasze praca, nowy cel misji przewiduje zniszczenie bombardujących ludność cywilną stanowisk moździerzowych i schwytanie arabskiego terrorysty. To nie koniec jednak tej jednej misji, więc sami widzicie, że nie będziecie się nudzić. A jak wygląda sama rozgrywka?

Obraz

Tak jak już stwierdziłem we wstępie, Joint Task Force przypomina bardzo docenianych i świetnych Generalsów. Po chwili jednak zauważamy setki różnic, które sprawią, że odsłona C&C spadnie w Waszym rankingu RTS-ów gdzieś za JTF. Jak już stwierdziłem, perspektywa w grze jest znacznie bliżej samej walki i nie posiadamy niezliczonych rzeszy dzielnych żołnierzy, gotowych na śmierć i natychmiastowe zastąpienie przez następnego gotowego na wszystko kolegę. Poruszać się będziemy raczej małymi, sprawnymi oddziałami, dowodzonymi przez doświadczonych oficerów. Trudno jest przemieszczać się przecież po labiryncie zniszczonego miasta całą armią.

Jeśli chodzi o dostępną piechotę, możemy wybierać z wielu rodzajów żołnierzy. Zwiadowca to podstawowy członek naszego zespołu, dobry we wszystkim, świetny w niczym. Medyk to druga co do ważności (po oficerach) jednostka w grze, łatająca naszych dzielnych wojaków, gdy wróg sięgnie nas kulami. Komandosi pozwolą nam na znacznie sprawniejsze i bardziej zabójcze akcje, a strzelcy wyborowi z pewnością wykażą się znakomitą celnością przy użyciu karabinów snajperskich. Krzątający się przy sprzęcie mechanik nie pozwoli naszym jednostkom zmechanizowanym stanąć w polu, a piloci i załoga pojazdów pokierują tymi oddziałami wsparcia. Walkę z terroryzmem możemy wesprzeć takim sprzętem jak znany wszystkim wysoce mobilny, wszechstronny, lecz lekko opancerzony Humvee; dwoma rodzajami transporterów opancerzonych (jeden używany przez JTF, drugi tylko przez siły pokojowe ONZ); czołgami M1A2 i Gepard (uchuchuchuchu, drżyjcie terroryści) oraz artylerią (standardową, bądź rakietową).

Obraz

Nie jest to jednak koniec listy sprzętu, którymi rozbijać się będziemy po bezdrożach całego świata. Czekają na nas jeszcze takie cacka jak helikopter rozpoznawczy AH-6, helikopter bojowy AH-64 (Apache), A-10A Thudnerbolt, F-117 Nighthawk, czy myśliwiec startu pionowego AV-8B. Jeśli jeszcze nie zauważyliście, spieszę Was poinformować, że wszystkie te jednostki mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości, a to dlatego, że JTF korzysta z pełnej licencji największych zachodnich firm zbrojeniowych. Mała rzecz, a cieszy.

[break/]Następną cechą Joint Task Force, która przyspiesza serca wszystkich fanów dobrych RTS-ów, to postaci oficerów. Z misji na misję możemy bowiem awansować niektórych żołnierzy na oficerów właśnie, którzy to znacznie ułatwiają misje i przypominają trochę znanych z innych produkcji bohaterów. Każdy oficer może nosić odpowiednią ilość wyposażenia dodatkowego, oprócz takich cacek, jak wyrzutnia rakiet przeciwpancernych, przeciwlotniczych, granatnika, czy granatów. Odpowiednia broń dodatkowa sprawi, że sytuacje, w których stajemy naprzeciwko wrogiemu transporterowi opancerzonemu będą należeć do rzadkości. A uwierzcie mi, walka z takim przeciwnikiem bez cięższego wsparcia ogniowego zakończy się prawie zawsze ładowaniem stanu gry.

Obraz

Oprócz indywidualnej broni, nasz dzielny wojak zdobywa w trakcie gry doświadczenie, a dzięki temu możemy wybrać specjalne umiejętności, które pozwolą na sprawniejsze sianie zniszczenia. Zdolności będą na przykład wspierać naszych podwładnych, zwiększając ich żywotność, czy sprowadzać nalot na zbyt dobrze okopane pozycje przeciwnika. Główni oficerowie mogą również zamawiać dodatkowy sprzęt, czy ludzi, ale zapomnijcie w tym przypadku o cięższym sprzęcie. Ten sprowadzimy na pole bitwy tylko przy pomocy przejętej wieży kontroli lotów. Wybieramy sobie odpowiedni produkt i po chwili ląduje on na lotnisku zapakowany pięknie w zielony spadochron. Za wszystkie zamówienia zapłacimy pieniążkami zarobiony za wypełnianie poszczególnych celów misji. Oprócz tego na zwiększenie stanu konta ma wpływ telewizja, która z uwagą przygląda się naszym poczynaniom. Ofiary wśród cywilów, czy nie pomaganie reporterom sprawi, że nasza popularność gwałtownie spadnie, a wraz z nią dotacje rządu, który przecież martwi się tylko głosami gawiedzi. Jest to niewątpliwie niezwykle miodny dodatek do tego rodzaju gry, który sprawia, że odrobinkę lepiej zrozumiemy współczesne pole bitwy.

Obraz

Jeśli podobał się Wam Helikopter w ogniu, spodoba się Wam i Joint Task Force. Grafika jest realistyczna, a na pewno o wiele bardziej od tej, którą pamiętamy z C&C: Generals. Oko cieszą tysiące szczegółów. Za przykład podam tu Mogadiszu, które pełne jest spalonych słońcem ulic, podniszczonych budynków, stanowisk ogniowych, okopów, podnoszonego wiatrem kurzu. A to dopiero początek, poczekajcie, aż w tej pięknej scenerii wyląduje nasze wojsko. Piechota osłania się nawzajem, przebiegając od budynku do budynku, namierzając najbliższe cele. Jednostki zmechanizowane przejeżdżają przez mury i mniejsze budyneczki, dzięki czemu pole bitwy nie jest w ogóle statyczne.

[break/]Tworząc nowe ścieżki możemy przeciwnika zaatakować od tyłu, wykorzystując element zaskoczenia. Taka taktyka nie zawsze zadziała jednak, gdyż SI komputerowego wroga stoi naprawdę na wysokim poziomie. Należy widzieć to jako ogromny plus rozgrywki, pole bitwy nie jest już tylko pustą mapą, pełną nieruchomych zasłon, musimy bez przerwy uważać, ponieważ przeciwnik też lubi wykorzystywać swoje czołgi do demolowania ochraniających nas murków. Sama walka jest bardzo szybka, jedna wymiana ognia i cały nasz oddział może postradać życie, a to tylko przez nasze nieostrożne posunięcia. Ważny jest więc odpowiedni rozwój naszych oficerów, którzy trenując celność staną się prawdziwymi maszynami do zabijania.

Obraz

W sytuacjach kryzysowych przychodzi nam na pomoc pauza - spokojnie możemy zatrzymać grę, przeanalizować całą sytuację i wydać odpowiednie rozkazy. Pełne skupienie i cierpliwość zdecydowanie wesprą nas we wszystkich naszych misjach. Sprawia to jednak, że poziom trudności w Joint Task Force, nawet na najniższych ustawieniach, zdecydowanie zniechęci dużą część graczy. Ogromnym plusem gry jest za to świetny tryb gry wieloosobowej, który pozwala nam kierować jedną z trzech, całkowicie odmiennych armii. Tryb multiplayer nie skupia się w ogóle na zbieraniu surowców, możemy więc skoncentrować się całkowicie na walce. Zapewniam, że doznania z takiej rozgrywki zdecydowanie przewyższają te znane z innych RTS-ów, gdzie taktyka i strategia dawno temu zostały zmienione na rushowanie przeciwnika i tzw. „farming”.

Obraz

Od pewnego czasu możemy zauważyć ozdrawiający trend w gatunku strategii czasu rzeczywistego. Dawno znany i nie zmieniany przez wiele lat schemat zbieranie – produkowanie - atak na hurra odchodzi powoli w zapomnienie. Takie gry, jak JTF, czy Dawn of War, stawiają przede wszystkim na rozgrywkę szybką, skupiającą się na odpowiednich decyzjach i wykorzystywaniu pełnego potencjału naszych podwładnych. Joint Task Force należy do grupy gier RTS-ów celujących w realizm, rozgrywających się w naszych czasach, symulujących walkę szybką, bezwzględną, obserwowaną przez nie zawsze obiektywne media. Bardzo sprawny silnik graficzny i system niszczenia otoczenia sprawiają, że możemy zrobić wszystko, na co tylko mamy ochotę, a do tego cieszy nas to wizualnie i dźwiękowo. Kampania dla pojedynczego gracza jest tyleż trudna, co interesująca, zapewni nam wiele godzin bardzo dobrej zabawy. Tryb gry wieloosobowej jest po prostu świetny. Polecam Joint Task Force wszystkim, którzy znudzeni takimi grami, jak Age of Empires III, czy C&C: Generals, szukają nowych wyzwań.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także