Lara Croft and The Guardian of Light

Redakcja

09.09.2010 17:14, aktual.: 01.08.2013 01:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Co jest potrzebne, by zrobić dobrą grę z serii Tomb Raider? Wymieńmy. Pułapki w postaci dołów z kolcami? Są. Wielkie głazy toczące się z hukiem w naszą stronę? Obecne. Pająki wszelkich rozmiarów? A jakże. T-Rex? Obowiązkowo. Wreszcie Tomb Raider w tytule? Okazuje się, że niekoniecznie. Oto, mimo 14 lat w przemyśle gier wideo na karku, znana pani archeolog powraca w zupełnie nowej przygodzie od Crystal Dynamics. Po średnio udanych ostatnich częściach, twórcy zdecydowali się podjąć spore ryzyko, wypuszczając na rynek innowacyjną i niezwykle miodną odskocznię od głównej „myśli” sagi w postaci Lara Croft and the Guardian of Light. Było morze wątpliwości (wynikające z wielu czynników), ale na szczęście produkcja nie zawodzi.

Postawiono na niezwykle tradycyjne podejście do rozgrywki, mamy tu bowiem do czynienia z izometryczną odmianą TPP. Na pierwszy rzut oka tytuł prezentuje się zatem jak rasowa strzelanka - i tak po części jest, gdyż wdzięczna Lara do dyspozycji dostaje sporą ilość wszelakiego oręża na kulki. Pistolety, broń maszynowa, strzelby, wyrzutnie granatów oraz rakiet... Skąd to wszystko w Świątyni Światła, spytacie? Ano, zostajemy tam wrzuceni przez najemników. Nasz cel to odzyskanie starożytnego artefaktu o nazwie Mirror of Smoke. Przy okazji uwalniamy jednak demona Xolotla, który co do nogi wybija żołnierzy - stąd właśnie giwery. Z pomocą w ponownym uwięzieniu wielkiego zła przychodzi Larze niejaki Totec, tytułowy strażnik światła. Fabuła prezentowana jest w postaci krótkich scenek przerywnikowych i choć jest bez polotu, stanowi miłe tło dla samej zabawy.

Strzelanie nie stanowi esencji produkcji, niemniej kiedy się już pojawia, cieszy fakt, iż wszystko zostało naprawdę dobrze rozwiązane. Na raz dzierżyć można do trzech niekonwencjonalnych pukawek (plus nieodłączne pistolety), między którymi się w miarę swobodnie przełączamy. Na planszach gdzieniegdzie rozsiane zostały skrzynie z amunicją, świecące charakterystycznie na niebiesko - zwykle zapowiadają one większą zadymę tuż za przysłowiowym rogiem. Przeciwnicy to ciekawe tałatajstwo, od jaszczurek, po stwory rzucające czarami, ogry oraz inne wielkie brzydale, z T-Rexem na czele. Ale jak wspominałam, „prucie” do nich to w Strażniku Światła wyłącznie dodatek do kręgosłupa, czyli...

Obraz

Tak, tak - prawdziwe mistrzostwo kryje się w projekcie lokacji. Mamy do czynienia z podziemiami wszelkiej maści, najeżonymi po brzegi pułapkami i zagadkami - coś, co fani klasycznych Tomb Raiderów lubią najbardziej. Puzzle to z reguły "włącz przycisk, otwórz drzwi", lecz ta podstawa dała początek pomysłom, które chwilami mogą przyprawić o ból głowy... Oraz palców, gdyż zręczność często liczy się jeszcze bardziej niż pomyślunek. Obecne są sekwencje ociekające adrenaliną - co powiecie na korytarz wypełniony od początku do końca kolczastymi zgniatarkami? „Przerywnik” w unikaniu takiej śmierci to zaś skoki po zapadającej się podłodze. Ze spadającymi zewsząd kamiennymi kulami jako atrakcja wieczoru. Co dobre, fragmenty ze strzelaniem i używaniem umysłu łączą się w spójną całość.

[break/]Lara Croft and the Guardian of Light to pozycja projektowana głównie z myślą o trybie współpracy i jako taka sprawdza się wyśmienicie. Drugi gracz kontroluje postać Toteca, który ma oczywiście kilka swoich sztuczek w rękawie. Do jego dyspozycji oddano nieograniczony zapas włóczni, tak do zabijania przeciwników, jak i torowania drogi Larze, poprzez wbijanie tych śmiercionośnych patyków w ściany. Po nich pani archeolog przedostaje się przez przepaście, pomagając z kolei Totecowi przejść dalej za pomocą nieodłącznej linki. Strażnika światła wyposażono również w tarczę - jeśli ustawi ją nad głową, Lara wskoczy na nią i wybije się wyżej. „Standardowa” pozycja obronna przyda się zaś przy omijaniu pułapek strzelających strzałami. Współpraca między obiema postaciami daje niezwykłą satysfakcję i wymaga dobrej komunikacji oraz szybkiego myślenia.

Obraz

Oczywiście można również zagrać w pojedynkę - jeżeli nie znajdziemy chętnego do zabawy, przemierzymy te same 14 poziomów co i w multi, jednak zagadki są tutaj nieco zmienione, przystosowane dla jednej pary rąk. Panna Croft solo wyposażona jest już ponadto tak we włócznie, jak i swoją linkę. Niby uproszczone, ale muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak dobrej rozgrywki przy badaniu grobowców samemu, patrząc na to, jak reklamowana przed premierą była cała kooperacja. Twórcom udało się zrobić właściwie dwie gry w jednej, za co należą się im oklaski. Acz boli brak współpracy przez sieć - nie zdążono z tym na premierę tytułu, dlatego czekamy na stosowną łatkę, razem z pierwszym z wielu DLC, jakie mają się ukazać do końca roku.

Naprawdę dobra pozycja nie kończy się, gdy obejrzymy ostatnią sekwencję i pokonamy finalnego bossa, prawda? W Lara Croft and the Guardian of Light roboty jest dużo, dużo więcej. Z pomocą przychodzi przemyślany system wyzwań, które zawierają wszystko - od nieodłącznych dla serii czasówek, poprzez pokonywanie progów punktowych, a kończąc na pokrętnie miejscami opisanych zadaniach charakterystycznych dla danego poziomu. Za ich wykonywanie dostajemy powiększające statystyki artefakty oraz nowe bronie. Nie zabrakło także wszelkiego rodzaju znajdek w postaci dopakowania amunicji czy paska zdrowia. Do tego tytułu aż chce się wracać, przeszukując poszczególne poziomy wiele razy.

Obraz

Graficznie Lara Croft and the Guardian of Light cieszy oko efektami godnymi tytułów płytowych, ale nic dziwnego - hula na tym samym silniku co Tomb Raider: Underworld. Projekty poziomów są fenomenalne, gra świateł to majstersztyk, a dodając do tego niezłą fizykę obiektów (zwłaszcza toczących się kul i zapadającej podłogi) otrzymujemy grę, która pod względem technicznym bije większość pozycji na Xbox Live Arcade na głowę. Świetnie wypada głos Keeley Hawes grającej Larę (bezbłędny brytyjski akcent), niestety Totec (Jim Cummings) mówi już z denerwującą amerykańską manierą, w ogóle tutaj nie pasującą. Ale, ale - czy kupić? Zdecydowanie, nawet za cenę 1200 MSP. Nie poczujecie się oszukani. Pamiętajcie tylko, że współpraca w trybie online będzie możliwa dopiero 28 września, wraz z premierą Strażnika Światła na Playstation 3 oraz komputerach.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także