Pro Evolution Soccer 2009

Redakcja

04.11.2008 11:47, aktual.: 01.08.2013 01:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od jakiegoś czasu co rok o tej samej porze jesteśmy świadkami batalii pomiędzy dwoma wielkimi sportowymi tytułami traktującymi o piłce nożnej. Mowa oczywiście o serii FIFA wydawanej przez EA Sports oraz Pro Evolution Soccer ze stajni Konami. Całkiem niedawno mieliście okazję przeczytać na Gamikaze recenzję najnowszego produktu Electronic Arts, który to zawiesił poprzeczkę obecnie dość wysoko. Czy tegoroczny PES jest w stanie do niej chociaż doskoczyć? Czytajcie dalej, by się przekonać.

Jedno można od razu na pewno powiedzieć - PES 2009 to gra dużo lepsza od swojej poprzedniczki. Tempo zostało wyważone, w końcu dostaliśmy nowe tryby rozgrywki, a zabawa online nie jest już koszmarem pełnym lagów. Niestety jednak w ogólnym rozrachunku Pro Evo przegrywa obecnie z FIFĄ i musi, przynajmniej tymczasowo, oddać koronę najlepszej piłki nożnej na PC. Zmiany wprowadzone w tym roku przez japońskich deweloperów są niewielkie, a jeśli chodzi o grywalność i grafikę to rzecz ma się owszem całkiem nieźle, lecz tytuł wciąż jest daleko za swoim największym przeciwnikiem. Przesiadając się w kierunku FIFA – PES wrażenia szarpania w produkcję po prostu starą jeszcze się potęguje.

Gracze na boisku wypadają fatalnie. To, co zachwycało parę lat temu dziś prezentuje się jak taniec robotów. Bardzo razi poruszanie się tylko w ośmiu wybranych kierunkach. Animacje podań, strzałów czy zwodów nie przeszły praktycznie żadnych zmian. Grafika jako taka, czyli wygląd wszystkiego naokoło, jest niezła, choć można mieć uwagi odnośnie trybun oraz twarzy zawodników. Komentarz w wersji angielskiej (panowie Jon Champion i Mark Lawrenson) pozostał w zasadzie taki sam jak rok temu, ale też udało mi się zauważyć wiele błędów w jego dopasowywaniu do wydarzeń boiskowych (np. sytuacja, w której mój bramkarz przy zabawie z piłką prawie strzela sobie swojaka, a panowie mówią, iż to podanie było błyskotliwe). Jeśli chodzi o polski komentarz, to wracając myślą do Borka i Kołtonia z edycji wcześniejszych może lepiej, że gra się bez niego obyła, bo przy ich „okrzykach” po zdobyciu bramki chciało się płakać. Niestety sama muzyka w grze wciąż bardziej odstrasza niż zachęca. Natomiast intro oraz wygląd menu w stylu popart to ciekawy i moim zdaniem trafny wybór.

Obraz

Rozgrywka cierpi na te same przypadłości, co wcześniej. Zawodnika wyrzucającego z autu otacza magiczna bariera, zaś bramkarze rozpoczynają grę o wiele za długo. Taktyka biegania skrzydłami i dośrodkowania na główki lub woleje jest znów zbyt skuteczna. Dystansując się jednak od tych drobnych niedoskonałości, gra cały czas daje wiele radości. Zmieniono troszeczkę opcje sterowania (np. triki wykonuje się teraz wciskając pad kierunkowy – trochę jak w Mortal Kombat – prawo-lewo-prawo) oraz dodano większą możliwość konfiguracji kontrolera, co poprawia intuicyjność zagrań. Niestety, jak rok temu PES jest praktycznie niegrywalny na klawiaturze, co w porównaniu z wysiłkiem EA, by dostosować swój produkt do graczy pecetowych, jest strzałem do własnej bramki. Ba, nawet na ekranie konfiguracji klawiszy widnieje pad od Xboksa 360.

[break/]Konami niemniej wysyła sygnały świadczące o tym, że twórcy stale pracują nad swoją serią. Warty uwagi jest przede wszystkim tryb „be a legend”, który na pierwszy rzut oka został zdarty z Be-a-Pro serii FIFA, jednakże fani produkcji na pewno wiedzą, iż był on już dawno obecny w japońskiej edycji gry. Tworzymy tutaj własnego zawodnika, określamy jego wagę, wzrost, narodowość itd. Istnieje nawet możliwość zaimportowania skanu własnej twarzy, czy wręcz nawet opcja podłączenia aparatu do komputera i na bieżąco pstryknięcia sobie fotki. Motyw fajny, ale nieprzydatny, bo produkcja kiepsko sobie radzi z tego typu zdjęciami. Ustalamy jeszcze jaką nosimy koszulkę, jak celebrujemy gole, naszą ulubioną pozycję na murawie i jesteśmy gotowi, aby wybiec na boisko.

Obraz

Pierwszy mecz to pojedynek pomiędzy Babilayna CF a Athletic Club Salsabie, czyli przepięknie nazwanymi tworami deweloperów. Niezależnie od tego jak kiepsko, lub dobrze zagramy zgłaszają się po nas potem różnorakie kluby, z których wybieramy sobie szczęśliwca będącego naszym przyszłym pracodawcą. W nowym zespole musimy pokazywać się na treningach, potem postarać dostać na ławkę rezerwowych, zaś w konsekwencji zwyczajnie kopać piłkę na tyle dobrze, by zostać pierwszoplanową postacią drużyny. Później na pewno zgłoszą się po nas lepsze kluby, z lepszymi perspektywami - również finansowymi.

Obraz

Świetnym zagraniem twórców jest paradoksalnie brak w tym trybie możliwości ingerencji gracza w taktykę czy inne sprawy związane z klubem. Dzięki temu naprawdę można się poczuć niczym prawdziwy piłkarz. Karierę zaczynamy jako siedemnastolatek i kończymy sobie gdzieś po trzydziestce. Jedynym zarzutem tutaj może być brak jasno sprecyzowanych celów na dane spotkanie, przez co czasem nie wiadomo, co właściwie powinniśmy robić na boisku. W każdym bądź razie jednak jest to opcja niewątpliwie potrafiąca wciągnąć. Stanowi ona też alternatywę dla trybu Master League, w którym zupełnie nic się nie zmieniło. Dalej wybieramy sobie jedną z drużyn dostępnych w grze i prowadzimy ją przez kilka sezonów zupełnie nielicencjonowanych lig oraz turniejów. Tak, po raz kolejny brak licencji na większość zespołów, co z edycji na edycję staje się coraz mniej wybaczalne.

[break/]Kolejną nowością jest podpisanie umowy z UEFA dotyczącej możliwości wykorzystania licencji ligi mistrzów. Niestety wprowadzenie tego trybu wygląda lepiej na piśmie niż w samej grze. Wydawałoby się, że Konami powinno powalczyć o prawa na wszystkie kluby będące uczestnikami tegorocznej edycji Champions League, a niestety tak nie jest. Prawdziwych drużyn jest tylko 13, zaś cały urok grania w tych elitarnych rozgrywkach gubi się podczas meczu AS Roma – London FC (dla niewtajemniczonych: chodzi o Chelsea FC). Poza tym cała otoczka ligo-mistrzowa zasłania fakt, że tak naprawdę jest to turniej, który bez problemu dałoby się stworzyć za pomocą istniejących dotychczas w grze narzędzi.

Obraz

Dużym plusem tegorocznego PES-a jest właśnie poszerzenie możliwości edycji gry. Zmieniać można dosłownie wszystko, od imion zawodników do nazwy klubów oraz ich taktyki. Wprowadzono także opcję importowania obrazków, więc nie ma najmniejszego problemu, aby wejść sobie na oficjalną stronę internetową chociażby Arsenalu i ściągnąć oryginalne logo klubu. Będzie to pomocne nie tylko ze względu na brak licencji, ale także z uwagi na fakt, że wszelkie transfery w Pro Evolution Soccer 2009 mają co najmniej miesięczne opóźnienie. I tak na przykład Robinho nie ma w Manchesterze City, zaś Schevczenko nadal gra w Chelsea.

Obraz

Fani serii PES na pewno są świadomi, iż w sumie wszystkie wymienione wady obecne były już i w poprzednich edycjach gry. Dlaczego wcześniej więc można je było pomijać, a teraz drażnią tak bardzo? Ponieważ nie mieliśmy aż tak dobrej alternatywy, którą w tej chwili jest FIFA. Pro Evo nadal pomimo swoich problemów stanowi produkcję, w którą przyjemnie jest poszarpać. Trudno czasem nawet powiedzieć, dlaczego tak jest. Strzelanie bramek znów daje wiele satysfakcji, zaś wyrównujący wolej zza pola karnego w ostatniej minucie gry skłania do niekontrolowanych okrzyków. Może właśnie dzięki tej wewnętrznej magii (plus małych poprawkach szybkości rozgrywki i fizyki „łaciatej”) tegoroczny PES nie jest kompletnym rozczarowaniem.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także