Red Faction: Armageddon

Redakcja

20.06.2011 13:16, aktual.: 01.08.2013 01:46

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Choć od premiery Red Faction mija niemal dekada, ten tytuł wciąż potrafi pozytywnie zaskoczyć - głównie za sprawą rewolucyjnego niegdyś systemu destrukcji otoczenia. Przebijanie się przez ściany, rozwalanie sufitów i podłóg, a nawet wysadzanie w powietrze całych konstrukcji robi wrażenie dzisiaj, a co dopiero było dziesięć lat temu. Oczywiście na tym zalety gry się nie kończyły, bo doskonale zapamiętaliśmy zapewne również ciekawą fabułę ze swoimi zwrotami akcji, szeroki asortyment uzbrojenia, plus dużo okazji do jego wykorzystania. Nie będę trzymał nikogo dłużej w niepewności - Armageddon zdołał przypomnieć wszystkie walory pierwszej części. To udana strzelanka.

Akcja gry toczy się w 2170 roku, czyli pięćdziesiąt lat po zakończeniu Red Faction: Guerilla. Powierzchnia zamieszkiwanego przez potomków rebeliantów Marsa nie nadaje się już do życia. Infrastruktura podtrzymująca atmosferę została zniszczona przez niejakiego Adama Hale’a, przywódcę tajemniczej sekty. Ludność osiadła w podziemnych jaskiniach, gdzie utworzono sieć kolonii. Spokój nie trwał długo, bo wkrótce jaskinie stały się celem ataku monstrualnych stworów niewiadomego pochodzenia. Gracz wciela się w Dariusa Masona, wnuka Aleca oraz Samanyi - bohaterów powstania z poprzedniej części. Wskutek spisku sekciarzy wina za katastrofę na planecie spada właśnie na niego. Armageddon stawia przed nami podwójne zadanie - odzyskać dobre imię rodziny i rzecz jasna obronić wszystkich.

Obraz

Fabuła została stworzona z polotem chyba aż przesadnym. Zwroty akcji zaskakują, choć czasem odnosi się wrażenie, że deweloperzy trochę przekombinowali i dzieje się to ciut na siłę. Kolejne zdarzenia wyjaśniają nam częste scenki przerywnikowe, lecz na szczęście można je pominąć, aby skupić się na samej rozgrywce. Główną jej zaletą pozostaje niezmiennie system zniszczeń. Rozwałce podlega niemal wszystko. Kolejne konstrukcje da się wysadzać, dematerializować, stopniowo rozkładać magnesem czy po prostu rozbijać potężnym młotem. Oczywiście najwięcej frajdy sprawia burzenie fundamentów oraz obserwacja, jak cały obiekt legnie w gruzach, przy okazji grzebiąc znajdujących się w środku wrogów. A potem powtórka - Mason dysponuje bowiem umiejętnością zwaną Nanokuźnia, pozwalającą na ponowne wzniesienie każdej zrujnowanej budowli…

[break/]Szkoda, że historia nie oferuje większej swobody. Jest liniowo, zrównywanie z ziemią kolejnych konstrukcji co najwyżej skraca drogę, ale w sumie nie stwarza żadnej alternatywy. Niemniej w przypadku Red Faction: Armageddon liniowy nie oznacza, że schematyczny. W czasie wędrówki mrocznymi jaskiniami czerwonej planety natrafimy na wielu odmiennych przeciwników, o równie zróżnicowanych zdolnościach. Jedne robale rażą nas prądem, inne wypluwają kule magnetyczne, jeszcze kolejne skaczą po sufitach, żeby nagle rzucić się na nas z góry z rozwartymi szponami. Walka z nimi wymaga osobnych taktyk - z pomocą przychodzi cały asortyment broni, jednorazowo zabieramy ze sobą cztery sztuki. W „standardzie” znajduje się młot, prócz niego zaś dostajemy między innymi generatory czarnych dziur, karabiny magnetyczne czy wyrzutnie ładunków wybuchowych.

Obraz

Biorąc pod uwagę masy tępionych wrogów, zabrakło jakiegoś systemu bonusów w stylu Bulletstorma, bo wtedy korzystanie z zabójczych zabawek sprawiałoby jeszcze więcej frajdy oraz zmuszało do innowacji. Tym bardziej, że marsjańskich robali nie unicestwiamy wyłącznie za pomocą podręcznej broni - Red Faction: Armageddon oferuje również cały szereg maszyn, tudzież pojazdów. Spośród tych pierwszych warto przywołać egzoszkielet, wyposażony w potężne magnesy, które z łatwością rozbroją najtrwalsze budowle. Oczywiście możemy je też zwyczajnie taranować… Poza tym otrzymujemy do dyspozycji różnego typu ciężarówki, nieraz uzbrojone w futurystyczne karabiny z nieograniczoną amunicją – tak, ta gra aż się prosi o jakieś kombosy. W jednej misji latamy sobie nawet myśliwcem…

Obraz

Z upływem czasu nasza postać ciągle awansuje, zyskując zarazem nowe zdolności. Zastosowano rozwiązanie doskonale znane chociażby z Dead Space - Darius Mason nosi na sobie kombinezon ochronny, doposażany w kolejne funkcje za pomocą spotykanych często automatów. System został świetnie dopracowany i jest dość oryginalny – po połączeniu z maszyną ulepszeń uzyskujemy dostęp do kilkudziesięciu opcji, jak skuteczniejsze uniki czy też większa odporność. Dochodzą do tego specjalne ataki, typu na przykład fali uderzeniowej, wyjątkowo skuteczne, kiedy jesteśmy otoczeni. Rozłożono to wszystko na planie okręgu, którego pierścienie odblokowują się wraz z postępami w grze. Punkty pozwalające na zakup modyfikacji zyskujemy za zbieranie porozrzucanego złomu.

[break/]Grafika nie należy do super zjawiskowych, jednak trzyma klasę. Niejednokrotnie odnosi się wrażenie, że pomniejsi przeciwnicy zostali wykonani trochę niedbale, lecz z drugiej strony zazwyczaj atakują oni w całych hordach, więc nie zwracamy szczególnej uwagi na detale - w przypadku bossów jest znacznie lepiej. Tekstury można by trochę podrasować, ale większość czasu spędzamy w mrocznych tunelach z ubogim oświetleniem, a stąd jakość wykonania otoczenia ciężko ocenić. Dopiero przy wyjściu na powierzchnię widzimy, że nawet na najwyższych ustawieniach oprawa nieco odbiega od dzisiejszej czołówki. Bardzo efektowne za to są wybuchy plus wszelkie efekty świetlne, nadające grze niebywałej dynamiki. Pod względem udźwiękowienia jest po prostu dobrze - za podkład służą rockowo-industrialowe kawałki, pasujące do ciężkiego klimatu. Warto pochwalić aktorów podkładających głos postaciom, bo spisują się nader profesjonalnie.

Obraz

Kampania jednoosobowa dostarcza (w zależności od stylu gry) od ośmiu do kilkunastu godzin zabawy. Poza nią czekają jeszcze dwa tryby. Pierwszy z nich to Ruina, z wyjątkowo prostymi zasadami. Otóż wybieramy cztery dowolne bronie i w ciągu kilkudziesięciu sekund mamy dokonać jak największych zniszczeń na danej planszy. Wbrew pozorom, rzecz wymaga trochę kombinowania, gdyż za najbardziej efektowne wyburzanie otrzymujemy dodatkowy czas. Ostatni tryb nosi zaś nazwę Plaga - możemy go przechodzić zarówno w pojedynkę, jak też z maksymalnie trzema innymi graczami. Lądujemy w pobliżu jakiegoś obiektu wojskowego, na który nacierają monstra. Naszym zadaniem jest odpieranie kolejnych fal ataku. Oba modele rozgrywki stanowią miły dodatek do fabuły, choć szkoda, że ekipa Volition nie zdecydowała się na wprowadzenie rywalizacji między żywymi przeciwnikami, szczególnie, iż w Guerrilla wypadło to całkiem zgrabnie.

Obraz

Na tle dzisiejszych produkcji Red Faction: Armageddon oczywiście nie stanowi przełomu, dzielnie się niemniej broni. To po prostu przemyślana, różnorodna, praktycznie pozbawiona błędów strzelanka, wyraźnie inspirowana innymi świetnymi tytułami. Otwarty świat zastąpiono bardziej liniowym przeżyciem, ale ogromne możliwości niszczenia otoczenia dalej zachwycają, zaś dodatkową frajdę zapewnia opcja rekonstrukcji obiektów, przez co gra za szybko nam się nie znudzi. Rozczarowuje wspomniany brak wieloosobowej rywalizacji, niemniej można to pozycji wybaczyć. Producent stworzył kolejną udaną część marsjańskiej serii. Recenzowaną produkcję mogę polecić z czystym sumieniem fanom rozwałki, licząc z cichą nadzieją na rewolucję już w przypadku kolejnej części…

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także