Command & Conquer: Red Alert 3: Powstanie

Redakcja

17.04.2009 17:29, aktual.: 01.08.2013 01:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ostatnimi czasy da się zauważyć pewną interesującą tendencję. Popularne i modne są bowiem tzw. „gry epizodyczne”, czyli króciutkie dodatki, wydawane (powiedzmy) w niewielkich odstępach czasowych. Przykładów daleko szukać nie trzeba – Half-Life 2 czy Sam & Max. Do tego grona dołączyła jakiś czas temu seria Command & Conquer, ukazał się bowiem pierwszy z kilku planowanych samodzielnych dodatków do Red Alert 3, noszący nazwę Uprising, u nas wydany pod tytułem Powstanie.

Zacznijmy od fabuły tego rozszerzenia. Nic szczególnie odkrywczego, chociaż z drugiej strony nie jestem pewien czy historia opowiedziana w podstawce też mogła pretendować do jakiegokolwiek innego miana poza byciem pretekstem do związania ze sobą kolejnych misji... Oto wojna trwa w najlepsze, a zwaśnione strony (tzn. Alianci, Sowieci i Imperium Wschodzącego Słońca) wciąż się tłuką z uporem maniaka. W międzyczasie w Japonii wybucha tytułowe Powstanie. Ot, i cała bajka. Nie powiem, że oczekiwałem zbyt wiele w tej materii, wszak opowieść była i jest nieco naciągana. Oczywiście sekwencje aktorskie pomiędzy poszczególnymi mapami oraz te w trakcie samej gry są w dalszym ciągu obecne i na pewno dodają nieco blasku leciwej już formule serii. Ta się nic nie zmieniła, zarówno jeśli chodzi o kontekst negatywny, jak i pozytywny.

Mamy do czynienia z RTS-em w klasycznym pojmowaniu tego pojęcia. Budujemy bazę za pieniążki, tworzymy tyle jednostek ile się da i puszczamy radośnie na naszego wroga. Oczywiście nie jest to nic złego, wszak to strategia czasu rzeczywistego i to w takim najlepszym tradycyjnym stylu. A że gra jest dodatkiem do trzeciej części czerwonego podcyklu Command & Conquer, tym bardziej nie ma tu zbyt wiele nowego w stosunku do pierwowzoru (zainteresowanych odsyłamy do jego recenzji na Gamikaze). Do wyboru mamy cztery króciutkie kampanie – po jednej dla każdej ze stron konfliktu plus dodatkowa. Każda z nich składa się z trzech, góra czterech misji. Jakby komuś było mało (a zapewne będzie), możemy także rozegrać potyczkę z komputerem lub wziąć udział w serii wyzwań. Niby wszystko miłe, ładne, nowe filmiki z aktorską obsadą (poszerzoną w stosunku do oryginału o między innymi o Malcoma McDowella), ale jednak odnieść można wrażenie, iż czegoś zabrakło.

Obraz

Zacznijmy od braku rozgrywki sieciowej w jakiejkolwiek postaci, zarówno jeśli chodzi o osławiony tryb kooperacji, jak i bitwy przeciw innym graczom. Rozszerzenie to jest przeznaczone stricte dla pojedynczego gracza, co znacząco obniża jego żywotność. Trochę szkoda, zwłaszcza, że dołączono spory zasób nowych plansz, które z pewnością sprawdziłyby się na arenie wieloosobowej, a na których niestety możemy walczyć jedynie z przeciwnikiem sterowanym przez komputer. Same zestawy misji dla każdej z frakcji oczywiście mają wszystko to, za co polubiliśmy Red Alerta 3, tyle że zanim się człowiek nie obejrzy to już je skończył. Ciekawostką zaś powinna być kampania Yuriko, gdzie nie budujemy bazy ani, nie rekrutujemy wojsk, tylko sterujemy tytułową bohaterką usiłującą się wydostać z kompleksu, w którym ją więziono. Mimo wszystko pomysł ten jest ciekawy, a jego realizacja, choć nie idealna, dostarcza trochę rozrywki i przedstawia bardziej ludzką stronę maszyny do zabijania o paranormalnych własnościach.

[break/]Jako że to dodatek, nie mogło się obejść bez wprowadzenia garści nowych jednostek. Imperium zyskało przykładowo Stalowego Ronina, wielkiego robota ukierunkowanego na szturm lądowy, a także Łuczniczki oraz Giga-Fortecę, potężny pojazd przeciwlądowy i przeciwpowietrzny. Sowieci dostali między innymi Pustoszyciela (emitującego trujące opary) czy Motomoździerze, Alianci zaś pochwalić się mogą Kriolegionistą, zmieniającego wrogów w bryły lodu, a także na przykład Czołgiem X-1. Wszystkie te nowości cieszą, możliwości wykorzystania naszych nowych elementów uzbrojenia w polu jest dość duża, a i zamrażanie czy trucie na odległość wrogich oddziałów daje sporo satysfakcji. Tych, co znają absurdalne żarty, którymi obciekała wersja podstawowa, na pewno nowinki te ucieszą. Wpasowały się tu one bezbłędnie.

Obraz

Grafika nie zmieniła się w stosunku do Red Alerta 3. Dalej jest kolorowo i ładnie, acz niekoniecznie realistycznie. Równocześnie zachowano tutaj klimat, z którego cały cykl słynie. Warto wspomnieć w tym miejscu o kilku nowych tematach muzycznych, skomponowanych przez weterana Franka Klepackiego (tak, to jego dzieł słuchać mogliśmy w serii Command & Conquer - każdy z nich przy bliższym przysłuchaniu się wpada w ucho. Warstwa audiowizualna całości stoi na takim samym poziomie jak poprzednio – czyli wypada po prostu nieźle. Widać tutaj duże przywiązanie EA do tradycji, co można policzyć na plus całości.

Obraz

Jaki końcowy werdykt? Fani cyklu na pewno przywitają tę grę z radością, a wszyscy jej niechętni dalej będą kręcić nosem. Jeśli ktoś do tej pory nie miał do czynienia z popularnymi strategiami od EA, niech jednak najpierw zagra w Red Alert 3. Gdy ktoś już ukończył wspomniany wcześniej tytuł, sam na pewno chętnie zasiądzie do Powstania, chociażby po to, by przetestować cały ten nowy asortyment. Niemniej rozczarowuje brak jakichkolwiek opcji wieloosobowych, przez co po skończeniu tej produkcji najprawdopodobniej władujecie ją na półkę i nie będziecie chcieli do niej już wracać. Wielka szkoda, bo mogło być dużo lepiej. A tak jest po prostu poprawnie. I krótko.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także