Mario Sports Mix

Redakcja

10.03.2011 14:44, aktual.: 01.08.2013 01:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Powoli zaczynam się zastanawiać, czy istnieje na świecie taka dyscyplina (tudzież zawód) której nie podołałby wąsaty hydraulik Nintendo? Lekarz, piłkarz, rajdowiec, golfista, tenisista, wszechstronny olimpijczyk, a i zdarzyło mu się nawet zarządzać hotelami. Istny człowiek renesansu, powracający na platformę Wii z czterema kolejnymi sportami, żeby zająć niewyżyte ręce imprezowej gawiedzi - tym razem maskotka „Wielkiego N” ponownie wyfrunęła z siedziby Square Enix. Japońscy giganci jRPG po zrobieniu koszykówki Mario Hoops 3-on-3 zabrali się oto za bardziej „kanapowe” przedsięwzięcie.

Grzybowe Królestwo Mariana to chyba najzwyklejszy w świecie magnes na kataklizmy, gdyż nawet zwyczajna sportowa historyjka zaczyna się od walących z impetem o ziemię meteorytów... Jak się później okazuje, mieszkańcy odnajdują w kraterach gwiezdne pozostałości w postaci tajemniczych kryształów, z którymi czynią jedyną słuszną rzecz – przerabiają błyskotki na stylowe trofea, mające posłużyć za nagrody w zorganizowanych na szybko mistrzostwach. Cóż, chyba nie spodziewaliście się drugiego dna fabularnego w zespołowym hobby hydraulika, spędzającego większość życia na wyrywaniu słodkich idiotek z rąk otyłych żółwi? Pomijam fakt, że zawody są od czasu do czasu nawiedzane przez nieproszonych gości z uniwersów Square Enix, bo jest to niespodzianka warta ujrzenia na własne oczy. Pozostaje jedynie zakasać rękawy i rozgrzać zesztywniałe nadgarstki, bo trzeba się namachać jak głupi dla tych kilku przerośniętych pucharków...

Obraz

Jak sugeruje tytuł, Mario Sports Mix nie rzuci nas w odmęty pojedynczej dyscypliny, dając do wyboru koszykówkę, hokej, siatkówkę oraz zbijaka - z czego to ostatnie zalicza historyczny debiut w CV wąsatego herosa. Każda opcja rozgrywana jest pomiędzy zespołami dwu lub trzyosobowymi, którymi to podejmujemy się zmagań w meczu towarzyskim, tudzież jednej z trzech tradycyjnych lig – Mushroom, Flower i Star. Najbardziej opłaca się angażować w owe rozbudowane rozgrywki, składające z trzech (a czasami więcej) spotkań, gdyż to właśnie tutaj odblokować da się nowe areny, wraz z wyższymi poziomami trudności i zawodnikami. Bardziej zawzięte jednostki mogą później wracać do zaliczonych mistrzostw w celu wynalezienia wszystkich sekretów, wyciskając jednocześnie troszkę dodatkowych godzin z tej niezbyt rozbudowanej pozycji. Od biedy da radę jeszcze zwrócić się ku mini-gierkom na bazie dostępnych sportów, z tym że służą one tu bardziej jako odskocznia od właściwej esencji zabawy.

[break/]Oczywiście podstawą swojskiej inszości projektów typu Mario Sports Mix są zarówno znane fanom postacie, jak i nietuzinkowe areny, obsiane przeszkodami - wraz z masą klasycznych bonusów. Zawodników na starcie mamy calutki tuzin starych wyjadaczy, pokroju Wario, Bowsera, czy księżniczki Peach, natomiast na odblokowanie czeka siódemka gości z serii Final Fantasy oraz Dragon Quest (Czarny Mag, Cactuar, Slime itd.). Herosi różnią się nie tylko wyglądem, ale też statystykami i specjalnymi zagrywkami, pozwalającymi między innymi obrzucać napastników ogniem, bananami, bądź śmierdzącymi bombami. Szalone batalie na żółwie skorupy, wspierane resztą „hydraulicznych tandet", dodatkowo nabierają kolorytu, gdy w grę wejdą czynniki zewnętrze danej areny - począwszy od przerośniętych rosiczek w bokserkach, po pojawiające się znikąd lokomotywy, a na gigantycznych kulach od flipperów kończąc. Dorzućcie do tego walające się tu i ówdzie monety, które po skumulowaniu przykładowo w trakcie strzału na bramkę dają o tyle więcej punktów, ile żeśmy nagromadzili złota w sakiewce. Uwierzcie mi – kalejdoskop pogubiłby się przy tempie, w jaki zmienia się przewaga stron.

Obraz

Sterowanie sprowadza się do wyboru pomiędzy poziomo trzymanym wiilotem, a klasyczną kombinacją kontrolera z „gruchą” – różnica polega na tym, że drugi wariant wraz z precyzją analoga przynosi ze sobą zmęczenie nadgarstków. Bez zbędnego zagłębiania się w meandry mechaniki wspomnę jedynie, iż największe niedorajdy lokomotoryczne będą w stanie załapać podstawy podań oraz ataków dla każdej z dyscyplin, tym bardziej, że przed „dziewiczym” rozpoczęciem zabawy jesteśmy częstowani przejrzystym samouczkiem. Osobiście mam za złe twórcom rezygnację ze starych padów do GameCube’a, które są niekiedy obsługiwane na Wii, bo jakby nie patrzeć sporo obecnego tu machania mogłoby pójść w odstawkę. Najwięcej muszę zarzucić zaś samym zasadom rozgrywki, albowiem ustalone przez projektantów reguły są żelazne, niepodatne żadnym modyfikacjom, przez co część meczy potrafi niestety dłużyć się w nieskończoność, szczególnie gdy trafimy na upartego przeciwnika. Lub oszukańczą konsolową SI.

Obraz

No właśnie – sztuczna inteligencja to główny powód, dla którego samotny gracz powinien omijać ten tytuł sporym łukiem, nie oglądając się za siebie. Najgorzej sytuacja prezentuje się we wspomnianych ligach, gdzie „Grzybowa” i „Kwiecista” rzuca nam zawodników reprezentujących poziom paraolimpiady bakłażanów. Jeśli mimo wszystko zdecydujecie się rozgromić owe upośledzone warzywa, to na wyższych poziomach trudności już czeka Was istna droga krzyżowa, z przeciwnikiem wyłapującym niemożliwe do obronienia piłki, samemu zaś inkasującym punkty przegiętymi sztuczkami. Jakby tego było mało, pałętający się po arenie pomocnicy nieustannie tkwią na etapie przegniłej brukwi, przez co przy wymagających meczach nie obędzie się bez zdalnego przerzucania pomiędzy danymi członkami zespołu. Koniec końców najlepiej po prostu porwać z ulicy jakiś bezbronnych nieszczęśników i przymusić ich do wspólnej gry - bądź jeśli macie cierpliwość do sieciowej „usługi” Wii możecie spróbować swoich sił po necie.

[break/]Wizualnie Mario Sports Mix raczej z Super Mario Galaxy 2 konkurować nie będzie, ale gra nie wymusza zalkoholizowania się w towarzystwie, aby zniwelować ewentualną nieudolność grafików. Ot, Square Enix nie wycisnęło z Wii siódmych potów, wyrzucając na rynek po prostu twór porównywalny z całą resztą multiplayerowego dorobku z „Mario” w tytule. Jest do przesady cukierkowo i kolorowo, poszczególne plansze potrafią pochwalić się jakimś charakterystycznym dla siebie motywem, z tym że na każdym kroku odczuwalna staje się oszczędność. Człowiek chciałby w tle czasami ujrzeć troszkę więcej ruchomych szczegółów, a same postacie by mogły przynajmniej na przybliżeniach nie straszyć przenikającymi się teksturami. Widać, że producent z aptekarską wręcz precyzją minimalnie przekroczył granicę pomiędzy „dokuczliwą miernotą”, a „dopuszczalną prostotą”, osiągając produkt perfekcyjnie... nijaki. Bądźmy jednak rozsądni – nikt, kto sięga po czysto imprezowy projekt z maskotką Nintendo, raczej nie spodziewa się ujrzeć boskiego spektaklu na miarę narodzin zupełnie nowej galaktyki...

Obraz

Nie inaczej ma się sprawa w przypadku udźwiękowienia – fani hobbistycznych zajęć Mariana od razu rozpoznają specyficzne, radosne brzmienia, przewijające się zawsze w pozostałych, budżetowych klonach tego typu. W zależności od wybranej mapy, nasze małżowiny napastowane są mniej lub bardziej przesiąkniętymi słodyczą kawałkami, chociaż niekiedy człowiek aż odruchowo sięga po insulinę, aby przypadkiem nie zapaść nagle w śpiączkę cukrzycową. Swoje trzy grosze dorzucają naturalnie poszczególni bohaterowie, dzieląc się elokwencją i głębokimi przemyśleniami za pomocą nieartykułowanych wrzasków, stęknięć oraz całej gamy okrzyków. Ogólnie ścieżka dźwiękowa spełnia powierzone zadanie prowizorycznego brzdąkania w tle, w żadnym wypadku nie aspirując do miana najwybitniejszej aranżacji roku. Innymi słowy - jest sympatycznie, lecz bez szału.

Obraz

Co tu dużo mówić - Mario Sports Mix to zwyczajnie kolejny zapychacz listy wydawniczej Nintendo, mający zaspokoić grupkę imprezowiczów wyposażonych przynajmniej w kilka wiilotów. Minimum wysiłku, sprowadzające się do upchnięcia gotowych mini-gier z takich pozycji jak Mario & Sonic at the Olympic Winter Games, czy Mario Hoops 3-on-3, raczej nie usatysfakcjonuje samotnego gracza, tak więc zakup tego produktu wypada rozważać wyłącznie pod kątem wieloosobowych posiedzeń - choć nawet wtedy zastanowiłbym się, czy warto wydawać tyle kasy na kilka godzin frajdy. "Ameryki" w kwestii dziwacznych tworów z hydraulikiem tutaj nie uświadczycie, co oczywiście nie oznacza, że jest to tragiczny tytuł. Po prostu można znaleźć ciekawsze dzieła z Mario w roli głównej, gdzie niekoniecznie musi on spalać kolejne kilogramy biegając z resztą dziwolągów.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także