Resident Evil 5

Redakcja

05.11.2009 10:28, aktual.: 01.08.2013 01:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Resident Evil - mało kto jest w stanie przejść obok tej marki obojętnie. Jedni zareagują błyskiem w oczach, gdyż uwielbiają klasyczne pierwsze trzy odsłony na konsole poprzednich generacji. Inni raczej ciężko westchną, nazywając gry Capcomu koszmarem graficzno-fabularnym, w którym sterowanie przypomina jeżdżenie kolejką linową do góry nogami. Jeszcze kolejni znają jedynie filmy z Millą Jovovich, a ich opinie tu też mogą być różnorodne – od załamywania rąk i nazywania tego dzieła „niezłą komedią” (przypadkowo należę do tego obozu), po ekstazę. Wszystko jest rzecz jasna kwestią gustu. Tak czy siak, kolejne odsłony interaktywnego horroru z Umbrella Corporation w roli tego złego ukazują się (i śmiem twierdzić, że będą ukazywać długo) dalej. Ostatnia z nich opatrzona jest już numerkiem 5 i niedawno ukazała się oto na PC.

Akcja piątej odsłony cyklu rozgrywa się na najgorętszym z całego globu kontynencie, zarażonym przez nieznanego i krwiożerczego pasożyta - udajemy się tu do Afryki. Wcielamy się w agenta organizacji do walki z bioterroryzmem, noszącej jakże magiczną (bo skrótową) nazwę BSAA - jako znany doskonale fanom Chris Redfield wysyłani zostajemy na czarny ląd, celem zbadania obecności broni biologicznej na tymże terenie. Na miejscu dołącza do nas urocza (i nieco irytująca przy okazji) pannica o imieniu Sheva, również działająca w tej samej "firmie", co my. Na rozwój zdarzeń nie trzeba czekać długo – po krótkiej sekwencji wprowadzającej od razu jesteśmy rzucani w centrum wydarzeń. Pojawia się złowroga pasożytnicza forma życia, przemieniająca ludzi w zombiaki i kontrolująca ich umysły. Dodatkowo w tajemniczych okolicznościach znika wysłany w naszą okolicę uzbrojony po zęby oddział Alfa, którego celem było wytropienie niejakiego Ricardo Irvinga, słynnego przemytnika. Cóż, służba nie drużba, jak to mówią. Świat się sam nie uratuje, toteż musimy mu w tym pomóc.

Rozgrywka ukazana jest z perspektywy trzeciej osoby, przypomina jednak bardziej Dead Space aniżeli któregokolwiek z Tomb Raiderów. Uzbrojeni w najlepszego przyjaciela mężczyzny (tzn. broń), przemierzamy kolejne etapy i eliminujemy hordy wrogów, rzucających się na nas ochoczo z każdej możliwej strony przy zastosowaniu koreańskiej strategii na zwycięstwo tak działającej w StarCrafcie - "na masę". Zabawa tutaj jest czystym "action-adventure" podlanym sosem horrorowym w stylu japońskim oraz zapakowanym w bardzo efektowną szatę graficzną oraz nieźle skleconą warstwę dźwiękową. Nie trzeba chyba wspominać, że nie zapomniano do tego o interesującej fabule, pełnej dynamicznych zwrotów. Pomimo jednak całej pozornej „next-genowości”, Resident Evil 5 jest produktem, który siedzi w pewnym stopniu w poprzedniej epoce, zachowując patenty rodem z wcześniejszych części. Z jednej strony to dobrze, bo świadczy o przywiązaniu do korzeni serii, z drugiej patrzenie w przeszłość nie zawsze daje dobre rezultaty...

Obraz

Tak, RE5 jest doskonałym przykładem, że warto raczej iść z duchem czasu i porzucić archaiczne rozwiązana na rzecz motywów na wskroś współczesnych. Mam w tym miejscu na myśli przykładowo prostą kwestię jednoczesnego strzelania i chodzenia - tu się albo celuje albo idzie, zupełnie jakby nasz bohater spędził ostatnie kilka lat hodując biceps, całkowicie nie dbając o koordynację ruchową (ewentualnie jego mózg nie potrafi obsłużyć tych dwóch w sumie prostych czynności na raz). Odkładając złośliwości na bok – można naturalnie do tego przywyknąć, jednak nie jest tak różowo gdy pojawia się sekwencja, gdzie musimy się wycofywać, odpierając w tym samym czasie ataki... Przy okazji - sama rozgrywka, z całym szacunkiem dla jej miodności, w ogóle też nie straszy. Może to ze mną jest coś nie tak, że żadna gra mnie nie przeraża (wszak po System Shocku 2 nic już nie jest takie samo), a może po prostu Resident Evil 5 nie potrafi już zbudować klimatu grozy, dzięki któremu seria zyskała taką, a nie inną reputację.

[break/] Czynnikiem, który przyciąga uwagę w tym przypadku nie jest nastrój ciągłego zagrożenia - jest nim fabuła. Potrafi ona umiejętnie podtrzymać zainteresowanie gracza tą produkcją i pomimo licznych irytacji "starociami" chce się obcować z tytułem właśnie po to, aby dowiedzieć się co się stało dalej. Aż szkoda, że długością Resident Evil 5 nie zachwyca - gra jest zwyczajnie zbyt krótka. Rzecz nie jest do końca wadą, bowiem przecież istnieją dobre oraz niedługie pozycje (na przykład Mirror’s Edge albo Portal), zapadające w pamięć - a na pewno opisywany produkt Capcomu się do tej kategorii zalicza. Można się solidnie wkręcić w wydarzenia z ekranu i pomimo zawarcia kilku utartych fabularnych schematów, opowiadana historia jest na tyle interesującą, iż warto zacisnąć zęby, spróbować przymknąć oko na wady i zwyczajnie cieszyć zabawą.

Obraz

A w rozgrywce poprzeszkadzają nam takie elementy jak na przykład rzut na akcję. Wgląd na wydarzenia mamy zza pleców naszej postaci, znajdującej się po lewej stronie ekranu. Nie bez powodu przywołałem wcześniej Dead Space - Resident Evil 5 cierpi na te same przypadłości, co survival horror od EA. Sterowanie kamerą reaguje zbyt wolno, jej obracanie jest toporne. Być może na padach konsolowych taki patent się sprawdza, jednak w przypadku kombinacji klawiatura plus mysz wypada słabo. Dodatkowo kamera zawieszona jest tak, że czasami nic nie widać, zwłaszcza jeśli coś nas akurat atakuje od lewej. Naszemu bohaterowi posmarowano też chyba podeszwy klejem, przez co rusza się ociężale, na szczęście przeciwnicy reagują również dość ospale, a stąd da się odpowiednio zareagować w chwili zagrożenia. Ale i sama akcja toczy się bardzo powoli – w pozytywnym sensie oszczędnymi środkami gra usiłuje budować atmosferę zagrożenia. Ta jest często burzona niemniej przez naszą uroczą partnerkę. Nie ma z niej niestety zbyt wiele pożytku (w tym miejscu przepraszam urażone przedstawicielki płci pięknej), dziewczyna potrafi tylko solidnie napsuć krwi.

Obraz

Jeśli nie mamy nikogo "żywego" do zabawy w kooperacji, Sheva jest sterowana przez komputer i może nieźle uprzykrzyć nam życie. Gdy atakują nas hordy zombiaków, ona stoi sobie obojętnie z boku, nie reagując w żaden sposób. Ponadto często blokuje sobą przejście. Postanowiłem specjalnie sprawdzić, jak się cała sztuczna inteligencja sprawdza w strzelaniu, niestety wypadła tu bardzo miernie - nawet jeśli oddamy pannie najlepszą broń na stanie, ona i tak postrzela... z pistoletu. Często zupełnie bez sensu potrafi zmarnować spray leczniczy, aby nas uzdrowić, kiedy mamy zapełnione 3/4 paska energii. Cóż, zdecydowanie warto namówić kogoś, żeby zagrał z nami - wtedy nie jest źle. Resident Evil 5 wydaje się wtedy być do trybu kooperacji po prostu stworzone. Reasumując - da się bez chętnego znajomego do gry zasiąść, jednak ostatecznie jest to dość frustrujące.

[break/]Kwestia przedmiotów i ekwipunku - mamy do dyspozycji dziewięć slotów. Na każdym możemy trzymać amunicję, broń czy inne elementy naszego uzbrojenia, w tym pancerze. System ten jednak ma swoje paradoksy. Pierwszy z nich – dlaczego ziółka lecznicze zajmują dokładnie jedno miejsce w plecaku, podczas gdy na pojedynczym kwadraciku możemy nosić i tonę pocisków? Dalej, założony przez nas pancerz też zajmuje tutaj miejsce, co daje wręcz paradoks czasoprzestrzenny – nosimy "ubranko", które trzymamy w plecaku. Zawsze musimy oczywiście również dbać o wyposażenie naszej pomocnicy, co także potrafi przyprawić niekiedy o ból głowy. Wszelkie irytacje wynagradzają nam zaś po trochu scenki przerywnikowe na silniku gry. Są one bardzo ładnie wyreżyserowane, zrealizowane bardzo naturalnie i klimatycznie, dodając produkcji filmowego posmaku.

Obraz

W tym dodatkowo pomaga strona audiowizualna. Grafika wypada całkiem konkretnie. Modele bohaterów prezentują się jak żywe, wyjątkowo dobrze działa synchronizacja ruchu ust do wypowiadanych kwestii. Cieszy przywiązanie do szczegółów - włosy naszej uroczej partnerki potrafią solidnie powiewać na wietrze, samo poruszanie się postaci jest zaś naturalne, rzeczywiste (pomijając kwestię ślamazarności ruchów). Dodajmy do tego umiejętne stosowanie odblasków, bloom oraz resztę efektów HDR i otrzymujemy pięknie wyglądającą produkcję. Jedyne do czego można się przyczepić to przeciętna rozdzielczość tekstur na elementach otoczenia. Gra usiłuje przed nami to ukryć poprzez szybką pracę kamery w sekwencjach przerywnikowych. Jeśli chodzi o oprawę dźwiękową - jest ona zwyczajnie dobra. Głosy pod protagonistów zostały nieźle dobrane, tak samo jak te naszych przeciwników. Muzyka, kiedy już występuje, stanowi bardziej uzupełnienie wydarzeń z ekranu niż samodzielne nuty, które puszczać sobie by można wieczorami, tym niemniej pasuje do stylistyki i jest bardzo w filmowym klimacie - jak i cała gra zresztą.

Obraz

Czas podsumowania. O ile wspomnienia z pierwszymi częściami serii w wydaniu na PC mam niekoniecznie pozytywne, tak „piątka” jest mimo wszystko całkiem udaną wersją, zawierającą niestety pewne wady często spotykane przy przenoszeniu gier z konsol na komputery. Zastosowane tu patenty są archaiczne i potrafią solidnie zirytować, przymykając jednak na nie oko, Resident Evil 5 jest całkiem miłe i przy okazji też ładnie się prezentuje. Pomimo wszystkich wymienionych wad, podczas grania bawiłem się całkiem nieźle, tyle tylko, że zanim się przyzwyczaiłem do wszystkich obecnych tu „rozwiązań” zdążyłem dojść dalej niż do połowy scenariusza. Zabrakło na pewno straszenia - włosy nie stają dęba, ani nawet nie występuje gęsia skórka czy pomniejsze nawet dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Ale gra zapewni te kilka godzin rozrywki fanom akcji oraz przygody.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także