SOCOM: U.S. Navy SEALs: Fireteam Bravo 3

Redakcja

03.03.2010 12:56, aktual.: 01.08.2013 01:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gry spod szyldu SOCOM wydawane na stacjonarkach jakoś dotąd nie stawały się hitami, choć były to tytuły dość solidne. Wypuszczone ostatnio na PlayStation 3 Confrontation zaliczyło wręcz sporą klapę, stąd twórcy postanowili powrócić do prac nad kieszonkową odsłoną wojskowej sagi, szczególnie, że zgromadziła ona wokół siebie liczną grupę fanów. Przygody „Fok” są niezwykle ważne dla PSP z jeszcze jednego powodu – kolejne części zawsze oferują rozbudowaną i sprawnie działającą rozgrywkę sieciową, a to w przypadku japońskiej konsolki nie jest spotykane codziennie. Ogólnie wszyscy, którzy w "trójce" spodziewali się powtórzenia zabawy znanej z dwóch poprzednich odsłon, będą zadowoleni. Miłośnicy tytułów rewolucyjnych oraz osoby w trzecim Fireteam Bravo upatrujące gry roku 2010 mogą się natomiast poczuć rozczarowani. Jak bardzo udana okazuje się być najnowsza edycja?

Produkcja, podobnie jak poprzednie, rzuca nas w wir współczesnych starć militarnych, pozwalając pokierować jednym z amerykańskich Navy SEALsów – czarnoskórym Calvinem "Wraithem" Hopperem. Niezależnie od tego, co stanowi cel misji, głównym zadaniem zawsze okazuje się zlikwidowanie pokaźnych ekip napotykanych wrogów. Jeśli rozkazy mówią o odszukaniu kogoś lub zlokalizowaniu przedmiotu, to jest to tylko wymówka do wyczyszczenia lokacji z opozycji. Mapka w prawym górnym rogu ekranu wskazuje kolejne punkty kontrolne, przy których najczęściej grupują się wrogowie, co w konsekwencji sprowadza się głównie do przemieszczania drużyny z miejsca na miejsce. Nasz bohater jest przywódcą czteroosobowej drużyny i ta w każdej z misji jest kolektywem bez słabego ogniwa. Zapomnijcie więc zarówno o samobójczych jednoosobowych akcjach, jak i kompanach padających niczym żółtodzioby pierwszego dnia wojny. Współtowarzysze walki – czyli Sandman, Toro i Raven, świetnie radzą sobie na polu bitwy i niejednokrotnie ocalą Waszą skórę przed nacierającym przeciwnikiem.

Fabuła nie jest najmocniejszą stroną trzeciego Fireteam Bravo 3. W zasadzie mogłoby jej nie być – ot, wyruszamy na "kolejną" tajną misję dotyczącą bezpieczeństwa narodowego. Polega ona na namierzeniu i przesłuchaniu byłego agenta KGB Alexandra Gozorova, który najprawdopodobniej posiada informacje o zbliżającym się ataku z wykorzystaniem broni masowej zagłady. Brzmi znajomo? Próbowałem zliczyć w myślach, ile pozycji wykorzystało już podobny, ograny scenariusz - i zabrakło mi wyimaginowanych palców. Płytka historia jest niemniej jedynie przykrywką do rzucenia nas w wir kampanii. Szkoda tylko, że zabawa trwa raptem 3-4 godziny. Cóż, z jednej strony trudno oczekiwać, by Slant Six Games wodziło gracza głęboką fabułą za nos przez dwa tygodnie, jednak tak krótki czas zabawy po prostu może budzić niezadowolenie. Zabieg ma najprawdopodobniej zasugerować, że ten SOCOM stawia głównie na rozgrywkę sieciową.

[break/]Ciekawostka - niezależnie od tego, czy wieloosobowa zabawa odniesie w przypadku tej pozycji sukces, będzie to bez wątpienia znaczący tytuł dla Sony. Jeszcze przed premierą japoński koncern z dumą mówił o nowych zabezpieczeniach, które definitywnie pokrzyżują drogę wszystkim piratom chcącym poszarpać z innymi po sieci. W pudełku z płytką UMD znajdziecie specjalny kod, umożliwiający założenie odpowiedniego konta na PlayStation Network. W przypadku egzemplarza zakupionego w dystrybucji cyfrowej takiej konieczności nie będzie, ponieważ gra sama w sobie zabezpieczenie przed nieautoryzowanym dostępem do multi ma. Wprawdzie niedawno świat obiegła wiadomość, jakoby jeden z hakerów rozprawił się z nowym wyzwaniem i programista zamieścił w sieci nawet krótki filmik prezentujący, jak to wpuszczany jest do publicznych serwerów Fireteam Bravo 3, niemniej na razie nie zostało to zweryfikowane.

Obraz

Wracając do rzeczy - zabawa sieciowa oferuje ogólnie pięć trybów rozgrywki. Kiedy uda się przejść przez odrobinę irytujący proces rejestracji konta, najlepszą formą sprawdzenia się online będzie krótki, trzyminutowy mecz. Niestety poza kilkoma wyjątkami, jak na przykład wciąż żywe Killzone: Liberation, gry na PSP borykają się tutaj dalej z problemami i SOCOM: U.S. Navy SEALs: Fireteam Bravo 3 nie jest wyjątkiem. Wielokrotnie zwyczajnie żegnałem się z innymi w połowie starcia... Dobrze, że poza wykorzystaniem sieci Internet, tytuł oferuje opcję połączenia się z drugą konsolą (wyposażoną oczywiście w osobną kopię gry) – w tym wypadku możliwym jest szarpnięcie w trybie kooperacji. Zestawienie krótka kampania jednoosobowa plus rozbudowany tryb multi jest w przypadku kieszonsolki Sony miksem niespotykanym i warto także z tego powodu zwrócić na produkt uwagę.

Mechanika prowadzenia rozgrywki nie uległa większym zmianom. Ułatwiono wydawanie drużynie komend - szybkie i proste w obsłudze mini-menu pod jednym z przycisków krzyżaka jasno definiuje rozkazy. Ale taktyczny aspekt nowego SOCOMa wykorzystają tylko Ci, którzy będą mieć taki kaprys - całość da się przejść na tak zwanego „Jana”. Za pierwszym posiedzeniem użyłem komend raptem kilka razy, z czego jedną z takich sytuacji był samouczek. Kompani radzą sobie jednak bez naszych rad bardzo dobrze i nie staną jak kołki czekając na wytyczne. Szkoda, że sterowanie nie należy do najprzyjemniejszych. Brak drugiego analoga odczuwalnie ogranicza swobodę ruchu. Wyłącznym sposobem na dowolne poruszanie kamerą jest przybliżenie broni do oka i tryb celowania, który jednak uniemożliwia przemieszczanie się. Prawy spust służy do blokowania się na celu – bez tego zabiegu trafienie w kogokolwiek jest po prostu trudne, natomiast przytrzymując lewy i poruszając "pchełką" wejdziecie w tryb umykania postacią na boki. Nie jest to wszystko zbyt wygodne, lecz pasjonaci pewnie marudzić nie będą.

[break/]Strzelanie wypada w porządku. Warto pamiętać, że niezależnie od wybranej broni szybkie wciskanie przycisku X daje lepsze rezultaty, aniżeli jego trzymanie. Niestety w przypadku większości "pukawek" celność jest mizerna, co da się odczuć w grze - ekranach statystyk, które ukazują się po przejściu każdej z misji, utwierdzi Was w przekonaniu, iż najwyższy czas odwiedzić okulistę. Dobrze, że "prucie" w beczki, podobnie jak rzucanie granatami, pomaga w likwidowaniu konkretniejszej liczby przeciwników. Nie liczcie na zróżnicowanych wrogów – w większości przypadków będą to niezbyt rozgarnięci zwykli żołnierze. Kilka razy użyjecie lunety i karabinu snajperskiego, a tak to raczej postrzelacie z najbardziej popularnych karabinów, chociaż arsenał trzeci SOCOM oferuje spory. Tytuł umożliwia również tworzenie własnej postaci – warto jednak najpierw uzbierać odpowiednią liczbę punktów, dzięki którym odblokujecie konkretne stroje oraz wyposażenie.

Obraz

Oprawa graficzna nie rzuca na kolana. Najlepiej wypadają niezłej jakości renderowane filmy przerywnikowe. Te na silniku gry są ciekawie wyreżyserowane, ale postacie potrafią przybrać w nich dziwny wyraz twarzy. Modele żołnierzy mają odrobinę za duże bryły dłoni i doskonale widać, że sporo brakuje im do poziomu takiego God of War: Chains of Olympus. Zdecydowanie lepiej prezentują się lokacje – są dopracowane, klimatyczne i różnorodne. Choć ulice miasteczek nie tętnią życiem, to twórcy przyłożyli się do ich wykonania. Udźwiękowienie? Jest poprawnie, lecz mało oryginalnie. Scieżka muzyczna nie zapadnie nikomu w pamięci, tak jak i odgłosy wystrzałów czy wybuchów. Na kilka ciepłych słów zasługuje za to polonizacja. W Fireteam Bravo 3 zdecydowanie warto wybrać nasz język. Dubbing jest naprawdę niezły, słychać, że aktorzy nie są z drewna, a stąd polskie głosy na pewno przekonają do siebie większość posiadaczy kieszonsolki. Nie miałem ochoty ani na chwilę przełączać się na angielski – niezła robota.

Obraz

Podsumowując, Fireteam Bravo 3 to udana kontynuacja przenośnej serii, nie wnosząca niemniej zbyt wielu nowości. Wieloosobową rozgrywkę wypada pochwalić pomimo problemów "na łączach", jednak okrojona i zbyt krótka kampania pozostawia niedosyt. Do tego dochodzi kwestia niezbyt wygodnego sterowania. Taktyczną stronę zabawy można w zasadzie pominąć, ponieważ bezmyślne parcie do przodu jest równie dobrym sposobem na ukończenie gry, co mozolne planowanie każdego ataku. Infantylna fabuła wywoła szyderczy uśmiech na twarzy niejednego, ale też trudno widzieć komandosów w rolach tajnych agentów hakujących komputery i inwigilujących wrogie terytoria. Tak, tu liczy się celne oko i szybki palec na spuście. Jeśli podobały Wam się dwie poprzednie części – kupujcie w ciemno. Na pewno gra nie przekona do siebie osób, które omijały poprzednie części szerokim łukiem.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także